Sunday, March 25, 2007

Miasto umarłych


Zbliżają się święta, więc nadszedł najwyższy czas, aby uprzątnąć groby na cmentarzu. Kiedyś myślałem, że istnieją takie dni w roku, podczas których pod żadnym pozorem nie wolno umierać. Niedziela wielkanocna, wigilia Bożego Narodzenia, nawet Wszystkich Świętych. Dziś uważam, że każdy moment na śmierć jest zarówno dobry, jak i zły. Niezręcznie dzisiaj odchodzić - niestety. Trumny są żywym wyrzutem sumienia. A miasto umarłych szepcze - wystarczy się wsłuchać - mnie chociażby najbardziej wzruszają groby małych dzieci. Co jakiś czas usłyszy się marsz pogrzebowy nagrany w formie kołysanki albo (w grudniu) kolędę złożoną z prostych elektronicznych dźwięków. Melancholijne i pełne tak wielu paradoksów.

Nostalgia




marzyłem o bałtyku jesiennym
gdy cichną zegary pachnące olchą
odsłaniają się tajemnice
a deszcz gęstnieje w żyłach

byłem pewny że napiszę elegię
aksamitnie rozłożoną na piasku
wiotką jak całun w rękach umarłego
albo jak kosmos muskający twarz

myślałem o wioskach rybackich
obtłuczonych kościelnych madonnach
cuciłem przestrzeń gospodarstw
która mdlała mi w rękach

rejsy pasażerskie wiodły
mnie od ziemskiej prawdy
do wodnego kłamstwa czarne
ubranie dygotało na skórze

dopóki śmierć nas nie rozłączy
szeptały podłogi statków

11.03.2007r.

Saturday, March 24, 2007

Zdjęcie z siostrą

Tobie, malutka...
Bruno Jasieński

w tamtych cudownych czasach
wszystko co ludzkie i boskie
od zapalenia ognia w kominku
do umycia trzech ryb na kolację
wydawało się prostsze piękniejsze

renia codziennie inaczej szlachetniała
dziś przybrała formę diamentu
moja malutka taka nieskalana
mógłbym paznokciem wydłubać
na jej plecach limeryk byłbym
bardzo łagodny nawet by nie poczuła

ona irena ona bogini

ja bruno ja brudny

3.03. 2007r.

To jeden z najbardziej tragicznych życiorysów XX wieku. Życiorys Brunona Jasieńskiego. Jego ukochana siostra, Irena zmarła młodo - w 1921 roku. Bardzo przeżył tę śmierć. Zadedykował jej wszystko, co dobrego w życiu napisał. Po ucieczce z Paryża, skąd został wydalony za jedną ze swoich powieści, rozpoczął współpracę z aparatem stalinowskim w Moskwie. Następne lata to ostateczny upadek moralny poety. Niewiele wiadomo o jego końcu. Najprawdopodobniej zginął rozstrzelany w trakcie wielkiej czystki. Możliwe jest jednak także to, że umarł w tym samym obozie, w którym był więziony Osip Mandelsztam. Tego już nie rozstrzygniemy.

Rzeka


Kiedy zniknę, ona będzie mnie jeszcze pamiętała jako dziecko, które bało się rozebrać przed wejściem do wody. Narew. Dawniej w lipcowe popołudnia skrząca od maluchów z nadmuchiwanymi piłkami, teraz jest moim drugim konfesjonałem. Dotykanie brzozy stojącej nad brzegiem jest niemal mistycznym doświadczeniem. Jakim cudem świat potrafi być tak różny? Z jednej strony Krakowskie Przedmieście zawalone potrzaskanym betonem, już od pół roku remontowane bez nadziei na rychłe zakończenie prac. Z drugiej rwący nurt wody szemrzącej od dzieciństwa, usypane kopce piasku, znicz postawiony gdzieś między drzewami. Kojarzycie może motyw przewodni z "Miasteczka Twin Peaks"? Zapach tych dźwięków roznosił się dziś w nadrzecznym powietrzu.

Monday, March 19, 2007

Błękitna rapsodia



podobno umarłem na malarię
jakieś pięć wieków temu
zupełnie inaczej tłumaczyłem
sobie fakt że nie znam gershwina

pociągał mnie nowy jork
aureole ulicznych żeglarzy
i trójzęby hazardzistów
były jak nawrót choroby
która kiedyś mnie zabiła

o poranku jeszcze białe
kołnierzyki czarodziejów
rozjaśniały noc manhattanu
wieczorami gasła nadzieja
na nieironiczne dobranoc

nieraz próbowałem rozpiąć
swój cień na dachu któregoś
z amerykańskich wieżowców
brodaci jankesi krzyczeli
what the hell are you doing

nie uwierzyliby gdybym
powiedział że to misterium

17.03.2006r.

Sunday, March 18, 2007

Zegarek


Czerwono-niebiesko-żółte paski. Wskazówki na tarczy zatrzymane na 1:06:54. Zegarek mojego dziadka nadal żyje. Jego właściciel umarł - prawie osiemnaście lat temu. Jedna z najukochańszych osób mojego życia. Pomyśleć, że dwie dekady temu zapewne nosił go jeszcze na ręce. Wiele razy zastanawiałem się, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby przeżył wylew. Na pewno inaczej - byłbym lepszy, szlachetny, może nawet idealny. Nie jestem.

Tobiasz


mały tobiasz wprost uwielbiał samotność
przepadał także za alianckimi czołgami
rosją i krajobrazami kamczatki
przedszkola wtedy były przepełnione
jak lazarety więc uczył się w domu
jego matka słuchała mozarta
on tylko podsłuchiwał
i czekał aż wykiełkuje ziarno
które zasadził w jej butach

o śmierci wiedział niewiele
tyle że jest i ma się dobrze
gdy pierwszy raz ujrzał martwą jaskółkę
droga była biała od porannej mgły
odruchowo nadepnął na jej głowę
a ona zmartwychwstała
wydziobując niebu
z radości oczy

potem długo musiałem tłumaczyć
tobiaszowi że jego życie jest snem
i wszyscy umieramy bez względu na zasługi
zachłystywał się co drugie słowo
jakby przyzywał anioły by mnie zabiły
czym prędzej nim do końca pozbawię go

sensu życia

16.02.2007r.

Najserdeczniej wszystkich witam


Osip Mandelsztam idzie z kwiatem w butonierce
Pachną mokre konwalie jest chory na serce


Jarosław Marek Rymkiewicz

Karol Samsel. Student Polonistyki i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Rocznik 1986. Trzej autorzy, którzy poruszyli w sercu jakąś głęboką strunę: Zbigniew Herbert, Michał Bułhakow, Orhan Pamuk. Gubię się i odnajduję - tak bez końca. Miasto rodzinne: Ostrołęka. Zainteresowania pozaliterackie: filozofia, teologia, muzyka. Od 8. roku życia piszę wiersze - to imperatyw kategoryczny. Nawet najkrótszy tekst jest autoterapią. W 2003r. wydałem swój debiutancki tomik poezji "Labirynt znikomości". W tej chwili trwają przygotowania do publikacji drugiego zbioru wierszy.