Tuesday, September 4, 2007

Dziecko karmiące matkę



Sonet.
Z cyklu: ZWIERCIADŁA


Te twoje październiki są coraz krzykliwsze,
podobno byłaś diwą, tak w szkole mówili,
dzisiaj czasami jęczysz, jakbyśmy nie żyli,
ale już umierali wciąż w tonacji wyższej.

Uschłaś jak gobeliny, tylko kolczyk krwawi,
przyniosłem trochę warzyw, bo rośliny krzepią,
jak ci nie wstyd, mamusiu, palce ci się lepią
od śliny twoich oczu, które chyłkiem łzawią.

Mogę krzyknąć tak szybko, nawet nie usłyszysz,
skorpiony w twoich ustach przestraszy mój dyszkant,
a właściwie dlaczego tak nie lubisz ciszy,

jestem obok w krawacie, twój ostatni amant,
mogę cię pocałować w wargi albo w krzyżyk,
wybieraj, proszę, teraz, komedia lub dramat.

4.09.2007r.

No comments: