Friday, February 22, 2008

Wiedeń 8 km/h*


Sonet.

Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK

Oto czas beznadziei, tylko sen łopocze
w prądach rzeki nabrzmiałej jak język Piłata,
zza wzgórza przy katedrze wybiega szarlatan,
z dziwnie czułą tkliwością wypala bzom oczy.

Pod prochowcem limuzyn dojrzewa tatarak,
wraz z nim powoli milkną zimne ciała madonn
w szalach z celuloidu, z chustą jak komnatą,
zasłaniającą twarze skrzydłami Ikara.

Tej nocy w kamienicy zamieszkał na piętrze
pewien chłopiec o oczach włóknistych jak całun,
rano przyszedł szaleniec z nożem w kształcie tęczy,

a on był taki ciepły jak takt madrygału,
ramiona splótł w słonecznik złamany naprędce,
potem na środku łóżka - diament, krew i skały.

23.02.2008r.

* Prędkość wiatru.

Wednesday, February 13, 2008

Saloniki 24 °C


Sonet.

Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK

Cień rynku, zawinięty w ornat, sól i sadzę,
zaciska w pięść powieki wydarte z plakatów,
kwitną już orchidee pod niebem z kobaltu,
aktorka rozmazuje krew Wenus na wardze.

W oknie stoi manekin mojej zmarłej matki
i błyszczy tak potwornie plama na tułowiu,
że słychać krzyk z ulicy, a północny powiew
rozrywa portmonetki kobiet na kawałki.

Brakuje mi już czasu, upadam na chodnik,
strzał z tłumu przypomina jęk epileptyka,
nie czuję, by bolało, jakby ktoś rozdrobnił

pocisk w czerwonym winie i wsunął w jelita,
spada zasłona deszczu krągła jak celownik,
grzebią moją twarz w ziemi, miecz ciała dotyka.

13.02.2008r.

Wednesday, February 6, 2008

Bejrut 986 hPa


Sonet.

Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK

Chodnik jak naramiennik spustynniło słońce,
teraz żółkną pulsacje, psalm komisariatów
przygasa na krawędziach, już czas na sen katów,
żołnierzy i poetów cichnących przed końcem.

Spalona głowa miasta, pamiątka postrzyżyn,
krztusi się w mojej czaszce, jestem astmatykiem,
więc cedry płyną w płuca, a Liban z krzyżykiem
zstępuje gdzieś w oskrzela z ośnieżonych wyżyn.

Zatrzymam dwie dziewczynki, będą się mnie bały
i rzucą czar, bym oślepł, uciekną do parku,
a niebo pęknie w środku jak ktoś obolały,

wyleje z siebie zarzut i przeminie warkot,
zostanie wtedy woda, a z ludzi chorały,
archanioł je wyśpiewa tą zwiotczałą wargą.

6-7.02.2008r.

Saturday, February 2, 2008

Triest 5:12 am


Sonet.

Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK

Pierwsze wzejdą kobiety gładkie jak policzek
i będą przypominać zdjęte naszyjniki,
rozsypią się po schodach weneckie kolczyki,
przekleństwa i zaklęcia ciekłokrystaliczne.

Potem przyjdą mężczyźni z krawatami w oczach,
kropla wina, Versace, cień wyostrzy kontur,
wiatry znad Adriatyku uderzą od frontu,
Bóg umrze mi na rękach, nim ziemię zatoczy.

Będę udawał smutek, położę się na wznak,
krzyknę, że mam Go w twarzy i płynie biała krew,
mężczyźni nie uwierzą, kobiety pójdą w ślad

za mną, a port rozsunie mokre szpalery drzew,
kurtyna miasta zadrży od upłynnionych lat,
gdy wszystkie statki spali wciąż gorejący krzew.

1-3.02.2008r.