Wednesday, December 30, 2009

Na powtórne otwarcie getta


Noc przyszła, Abimelku, lecz ją rozstrzelali,
świat spłynął cyrylicą i zrodził się otwór,
jak w klapach marynarek lub w zejściu kotary,
gdy rozrywa materiał twarde bicie kotłów.

Czy można tu, mój mały, ukryć się gdziekolwiek -
- wsunąć się w tył monety lub w kawałek brzozy?
Lub pod rewersem wody nieść płuca jak stągwie
i wierzyć w wybudzenie z najkrwawszej hipnozy?

Podobno można umrzeć nawet w środku życia,
gdy ścigasz się jak z chartem i zaśniesz w bezruchu,
a wszyscy się zbiegają, płaczą nad rozbiciem
kruszywa zmartwiałego z nadmiaru odruchów.

No pomyśl, Abimelku, o małym miasteczku,
wielkością i rozmiarem na ciało skrojonym,
o twoim ciałku, chłopcze, z sercem na ryneczku
w kolczatkę potrzaskanym, bardzo oblężonym.

30.12.2009r.

Saturday, December 26, 2009

Na spalenie klasztoru norbertanek


Dziś jest tu strasznie, matko, czas nieruchomieje,
a w całym naszym domu nie ma już nikogo,
nikt nam nie powiedział, że tracisz nadzieję,
że zakryłaś ciałami pożar pod podłogą.

Ubywa nam pościeli, jest mniej ciepłych nocy,
powoli nas umniejsza śmierć chrystusooka,
na polach za klasztorem, jakby zwid proroczy
kosteczki się z nas sypią po popielnych drogach.

I nie mamy, mateczko, żadnych darów mowy,
uczyłaś nas modlitwy, nie słów okolicznych,
złożyłaś nasze usta w dumny sen zimowy,
zlituje się nad nami Pan Bóg wulkaniczny.

Kiedyś tu powrócimy na chmurach ognistych
i zejdziemy do wioski, by wyrównać krzywdy,
ty też pójdź z nami, matko, i ręką kopisty
na rękawach habitów wyszyj znak oliwny.

26.12.2009r.

Saturday, December 19, 2009

Ugolino: życie


teraz mógłbym chyba
przedstawić ci misterium.
już wiele wiem o pasji,
znam też jej fantomy.

nie chcę grzeszyć pychą,
ale strasznie mi ciebie
brakuje, ten niedosyt
nie pozwala marzyć.

ześlij mi kiedyś anioła.
niech przygniecie twarze
moich małych martwych
na cześć zwiastowania.

jestem samotny, panie.
sieroty nie zostawisz
przy życiu i przy śmierci.
zawsze coś wybierzesz.

to mogło być dla mnie
zbyt dużo – przepraszam.
nie udźwignąłem grotów,
które wkładasz w usta.

jutro rano nad wieżą
wzejdzie słońce.
nie zostawisz nas, ot tak,
bez słowa nieprzymierza.

za mocno nas kochasz.
za twardo mnie kochasz.
panie mój i boże,
nie musisz się martwić,

kiedy zrywasz kwiaty,
chwytając je za kielich.

19.12.2009r.

Thursday, December 10, 2009

Ugolino: śmierć


panie mój i boże,
na tym wygnaniu
muszę zachowywać
pewną elegancję.

nie mogę wołać z emocją:
cóż najlepszego uczyniłeś?
kogo bez zastanowienia
tak marnie żeś wytracił?

pytając o argonautę,
który mógłby mnie uratować,
pytałbym o pustą przestrzeń
lub o lekarza martwych.

i choć łatwo byłoby
pożywić się twoją wiedzą,
proszę cię, nigdy więcej
nie zbliżaj mnie do siebie.

jeszcze jedno. nie waż się
dotykać tych dzieci.
są i będą dla mnie aż po
wgłębienia w nadgarstkach.

moja miłość nie zna
dobrego powodu,
aby zatrzymać czas
na otwartych ustach.

zapewne to już wszystko:
ludzie się z nas śmieją,
więc zerwij wreszcie
ze swojej przyczyny

mnie, skutek
tak długiej wspinaczki.

11-12.12.2009r.

Thursday, December 3, 2009

Apostołowie


uczyli nas jak modlić się z pamięci:
w małych pancerzykach salek katechetycznych
słońce prześwietlało nasze różańce,
kładliśmy je na modlitewnikach
i myśleliśmy sobie, że właśnie tak
będą wyglądać kłębki naszych ciał,
gdy przedwcześnie osiągniemy starość.

nie znaliśmy jeszcze płócien rubensa
ani karakonów modiglianiego
(może poza tymi z księgi kapłańskiej).
społeczeństwo nazywało nas
wydrążoną jaskinią czułości, ale my tylko
chcieliśmy mieć broń na czas gorączki
i armię alchemików na okres epidemii.

inkantacja dobrego pasterza służyła
w dniach smutku i odkształceń,
rota na cześć niepokalanej ratowała
przed pokusą znaną jako niepewność
świętego antoniego. w głębi serca
szkoda tych lat - miasta wchłaniały nas
jak kawałek drzazgi lub światło lasera.

dobry boże odratowali nas w ostatniej chwili.
kiedy wróciłeś na ziemię byliśmy już obmyci:
bez śladów walki składaliśmy ofiarę rybom na piasku.

2.12.2009r.

Sunday, November 22, 2009

Dariusz Dziurzyński o Manetekefar


Z psychologii współczesnego Daniela. Rzecz o tomiku Manetekefar Karola Samsela.

Odczyt wygłoszony przez Dariusza Dziurzyńskiego jako słowo wprowadzające do wieczoru autorskiego Karola Samsela, który odbył się 17 listopada 2009 roku w Klubie Księgarza w Warszawie.
________________________________

Zdjęcia z wieczoru: Polska Agencja Prasowa.

Friday, November 6, 2009

Rezurekcja


najpierw myłem ci plecy i biodra -
nie pozostawiałem siniaków po morfinie:
ściskała ciebie od połowy paska,
drążyła aż po pierwsze wcięcie w dresach.

najlepszy gatunek obcego przedmiotu
działał wówczas jak dobry narkotyk.
o ile pamiętam torebek na krew
było chyba siedem, a gąbka z mydłem
nie przypominała tej ewangelicznej.

kiedyś włókna na twoich stopach,
tato, przetną światłowody.
będziesz mknął po gwiazdach
jak niewdzięczne dziecko
z godzinkami pod pachą.
zapamiętaj dobrze:

nie wezmę nigdy zmarłego do ręki.
nie zgaszę ci światła.
wchłonięte nie będzie
się ze mnie naśmiewać.

6.11.2009r.
_____________________________

Tomasz Jędrzejewski "Manetekefar" - Blog Powszechny 2009

Sunday, November 1, 2009

Jesień w Tuluzie


mógłbym zawierzyć się pomonie
bogini jagód i pierworództwa.
prosiłbym ją aby pokonała śmierć
zwracając miłości jej własne rozbawienie.

swoją drogą to musi być kojące:
ta jesień w tuluzie spotkania kochanków
na rozkopanej ziemi śmiech jednego z nich
gdy zostaje sam w kraterze pełnym gazet.

poczęcie jest przygodne. zrodziliśmy się
w katakumbach i umrzemy w katakumbach
ze skórą miękką jak po nadgryzieniu
w szkatułach pełnych boskiego koloru.

i w głębi serca wiemy już na pewno:
nie warto się modlić nawet do pomony.
miałem wiele okazji aby odkryć prawdę
cieszyłem się w duchu z zakrytego kłamstwa.

31.10.2009r.

Sunday, October 25, 2009

Recenzja i wieczór promocyjny


Petr Bohdanovič "Upadek Babilonu według Samsela" - Zeszyty Poetyckie 2009

17 listopada (wtorek) o godz. 17.00 w Klubie Księgarza na Rynku Starego Miasta (obok Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza) odbędzie się wieczór promocyjny "Manetekefar". Wstęp krytyczny do książki wygłosi Dariusz Dziurzyński(Polonistyka UW), wiersze przedstawi Andrzej Ferenc(Teatr Współczesny). Swój komentarz literacki na temat książki zaprezentuje również Anna Lis (Polonistyka UW). Oprawę muzyczną spotkania zapewni Juliusz Rogulski. Wszystkich serdecznie zapraszam.

Paul Claudel


Zapach, jaki otrzymujemy
złączywszy różę białą z czerwoną.


P. Claudel, Dzienniki

i powie głupiec w sercu swoim:
spotkałem chrystusa o rękach
usłużnej dziewki z kantyny.
spotkałem go na śnieżnej drodze
w wigilię niedzieli mięsopustnej.
przeżegnał się na mój widok
i rozpadł się na małe cząstki
z dwóch nieukończonych natur.
zaprawdę pobłogosławił mnie pan.

gdzie jestem boże jeśli nie ma mnie
w żeglarzu który rozmienia kobietę
aż po twardy rachunek jej rozładunku.
gdzie przebywam jeśli już dziś
zabrakło mnie w tamtej rosjance
katiuszce która do cerkwi ojców
wniosła zapalnik z dezyderaty.

i powie głupiec w sercu swoim:
nie znam tego boga dopóki
jest mi sądzony człowiek.
zaprawdę to on mnie wyświęci
do niewiary w powroty
z których nie ma nawróceń
ani niedowładu.

25.10.2009r.

Monday, October 5, 2009

Gorgonowa


ten wiersz przekażę ricie gorgonowej
milczącej kobiecie z półmiskami jarzyn
która zabiła córkę chlebodawcy
gdy tamta zmywała węgiel z rąk i włosów

będziesz miłował bliźniego swego i bliznę swoją
pouczysz swoją bliznę o miłości i nienawiści
będziesz miłował nienawiść z jaką blizna twoja
będzie mówić przeciwko twojemu bliźniemu

tego wiersza nie dam ricie gorgonowej
służącej która całuje dzieci w szyje
i wznosi z bibuły przywiezionej z niemiec
niebieskie kołyski nad ich komodami

nie opuścisz bliźnich swoich
ani za cenę blizny ich nie sprzedasz
będziesz miłował bliźniego swego
ze wszystkich sił każdej swojej blizny

ściągnięty głos rity rzuca mną nad ranem
krępuje nogi papierem do wypieków

Warszawa, 5.10.2009r.

Saturday, October 3, 2009

Pieśń o obcej reszcie


przyjdź do mnie niepewnie
tak jak przychodzi się do ludzi
tracących wprawę i nadzieję
jak odwiedza się dzieci
które zwątpiły w niejasność

módl się za mnie
nawet jeśli rozmodlę siebie
na najmniejsze kostki łacińskich
oramus fratres modlitw

nie módl się do mnie nic nie da
błąkanina po zmroku w ciele
którego nawet święta felicyta
nie okrywa na czas opatrunkiem

przyjdź do mnie w przebraniu
tak jak przychodzi się do istoty
zwiniętej w długą podróż
jak odwiedza się istnienie
rozgrzane ciepłem mieszkania
w którym wybuchł pożar

dopóki jestem przed sobą
świadczę o obcej reszcie
i nie brak mi świata całości
i brak mi świata całości

3.10.2009r.

Wednesday, September 30, 2009

Goliat


bądźmy szczerzy mój drogi
jest już za późno na jesień
ziarno zasiane w naszych trzewiach
stwardnieje o wschodzie słońca

a już o zachodzie rozerwie
nam koszule zamiast karetki
przyjedzie pick-up ze znajomymi
z miasta niespodziewana wizyta

bądźmy dla siebie dobrzy
myślmy mój drogi o matce
buonarottiego dystyngowanej
kobiecie z kulą zorzy wewnątrz

która prowadzi syna przez zaspany
toskański targ rybny michelangelo
wymyśla opalone plecy świętego
hieronima w naskórku z łusek

głowę węgorza w aureoli i małe państwo
marzy o dniu w którym poparzy go smak
zastanówmy się nad jego matką proszę
to ważne ważniejsze od syna od pick-upa

strzelali z procy więc się zsunęła
na środek rynku przebita harpunem
którego nie widać wbrew światłu
pod światło uśmiech buonarottich

znajomi tak wcześnie dzwonią znajomi
mają podarunki empik megastore
podwodne alleluja otwórz się mój drogi
zrób im przyjemność udawaj dawida

tylko jego nie ma
w dziennikach twojej rany

30.09.2009r.

Tuesday, September 29, 2009

Kantyk o wschodzie słońca


panie uśpij moją czujność
niech choć raz nie będę
prorokiem cudzej nowiny
tak naiwnie pewnym
że świat nie jest komedią

wyprowadź mnie na ścieżkę dębu
zalej kokonem żywicy
niech przemówią do mnie chmura
kwiat wiśni rzeka i jaskółka

czyż mogę być dobrym pasterzem
w epoce tak śliskich powierzchni

Wydmusy, 12.09.2009r.

Monday, September 28, 2009

I stanie się sąd


strzeż się
obraz i tak cię przeniknie

Jerzemu Dudzie-Graczowi

ma dwadzieścia cztery lata
i nosi imię po osobie
której miał nigdy nie stracić
sergiusz (to znaczy życie
piękne i rozdzierające)

żłobi w szkle akty starych ludzi
zaprasza ich do pracowni
na dachu wieżowca
rozbiera ręką która
twierdzi że nie ma słów
aby wyrazić lekkość papieru ciała
i lekkość papieru pustki

mówi że sporządzi pietę
ale starcy na wzór cyrenejczyka
nie dowierzają mu
a staruszki z ciepłem
wytrąconym z ust
przemierzają czas pięścią
zaciśniętą w maryję
albo w weronikę

Częstochowa, 27.09.2009r.

Saturday, September 19, 2009

Wyjątek


praga północ ostatni dzień świata
dziewczynka na brzegu zajezdni
odciąga gumkę od spodenek
i kołysze się szklistym ruchem
opuszczonej przez boga kariatydy

nadszedłem za późno
niczego już nie cofnę
kimkolwiek bym się
teraz nie posłużył
nie wypowiem modlitwy
o skuteczne lekarstwo
za chwilę ciemność pożre ją
a ja pożrę ciemność

o cudzie spożywczy
sklepie cynamonowy
chorale gregoriański
skoro ten wieczór tak czy inaczej
eksploduje mi w piersiach
czy mogę się komuś zwierzyć

Warszawa, 17.09.2009r.

Friday, September 11, 2009

Nieodwracalne


na wzgórzu odróżnień hans haiden
(siedemnastoletni chłopiec
o którym mówi się znak krzyża)
spisuje dziennik powrotu do ziemi.
słońce paruje na czerwonym kolczyku
zawiniętym w gazę opatrunkową.
pamięć rozdwaja punkty świecące
na przebitej głowie kasetonu.

hans haiden marzy o bufiastych rękawach
hiszpańskich księżniczek poprzycinanych
nożem dekoracyjnym do pierwszej plamki
kości. prosi, abyśmy go zawrócili siłą.

to wrażenie ucieczki w niebo:
jego gardło zapchane jest słońcem
podwiniętego języka, zsuniętymi
spodniami, bielą czystej odległości.

chodź do mnie, hans, proszę.
wciągnij w siebie ten pożar świata,
a obiecuję ci, carrisime, przysięgam:

wszyscy twoi zmarli przyjaciele
wypuszczą ze świstem powietrze.

11-14.09.2009r.

Monday, August 10, 2009

Z pamiętników cesarza


jeśli mam umrzeć
zatop mnie u źródła
niech mi towarzyszy
lament andromedy
i nimfy imperium
których nie uwiodłem

przed świętem trepanacji
poluzuj nagolenniki
nie zapomnij wyziębić
pierwszej uncji tułowia
przed balsamowaniem

a gdy przyjdzie czas
niech twoja miłość tnie
niech mięso mnie opływa
mekką skór i pokrowców

jak mizerykordia

Łeba, 8-10.08.2009r.

Friday, August 7, 2009

Pieśń Edyty Stein


Sonet.

Z cyklu: SOLILOKWIA

Dziś w mieście koncert włoski, malutkie infantki
przyjechały ze Sieny, zagrają na skrzypcach,
z kamienic pełnych światła, półskrzepłych jak stygmat,
wycieknie smugą fermat alt pomarańczarki.

Królu każdej cząsteczki, geometro gazu,
strzeż przed ogniem i wodą kolory ulicy,
odeszłam zbyt daleko, ostrokrzew w habicie
odłożyłam na siennik w geście bez wyrazu.

Daj mi punkt odniesienia, przemianę symetrii,
noszę w sobie malarstwo, eikon przetarty
i pustelnie El Greca, proszę, Rabbi, przetnij

ten ptasi kłąb rojenia, psalm niedoumarły,
donieś mnie do wód słodkich, imieniu komety,
przeraź, zamknij i otwórz. Przeniknij. Ogarnij.

Łeba, 7.08.2009r.

Thursday, August 6, 2009

Pożegnanie Hansa Hausteina


Sonet.

Z cyklu: SOLILOKWIA

Ach, Friedel, na wypadek, gdybyś tu dzwoniła,
zostawiam marynarkę na ławce przed domem,
o demonach z cyjanku nie mów już nikomu,
zwróć też w kasie szulerni reliefy z Berlina.

Cóż, mogłem ci się zdawać nazbyt manieryczny,
przecież byłem Baalem, duchem dysonansów,
gotowym zawsze czule, z okruchem dystansu,
wierzyć w bóstwa słoneczne i tragikomiczne.

Nadeszła jesień, Friedel, weź z barku zasłony,
rozpakuj skrzynki wina, gdy przyjdzie gestapo,
przynieś im mój dziennik, ten krwią pobrudzony

i każ im się wynosić, świat lekki jak fatum
wówczas ciebie pożegna - został ocalony,
moje ciało zaś rozrąb, zwróć je, proszę, ptakom.

Łeba, 6.08.2009r.

Spowiedź Albrechta Dürera


Sonet.

Z cyklu: SOLILOKWIA

Przebacz mi, ojcze, popłoch, mówię we wzruszeniu,
spotkałem antychrysta na rynku w Bazylei,
fantom ubrany w ornat, pod wieczór w kościele
zdradził mi tajemnicę - umrę w zachwyceniu.

Szybko wyszedłem na skwer, zabity przez przestrzeń,
nicością otrupiały, w słońcu pinakotek
próbowałem się wieszać - pod gajem jak motyl
z trzepotem odrąbanym od skrzydeł na deszczu.

W jednej chwili pojąłem, że jestem mesjaszem,
tym z grawiur i z podmiejskich procesji złotników,
jestem grozą żelaza, Nazaret skrzydlatym,

tak powstał autoportret z ziaren i ogników,
rozplotłem włosy, ojcze, z wściekłością zatraty,
zalałem twarz werniksem i czekałem świtu.

Łeba, 6.08.2009r.

Wednesday, August 5, 2009

Modlitwa do Egona Schiele


Sonet.

Z cyklu: SOLILOKWIA

Mały bożku szkarlatyn, trujący Hermesie,
zasadźco drapieżników, korzeniu dynastii,
chciałbym wielbić cię w ciszy, daj mi imię, nazwij,
będę twoją nagością, lecz zostaw mnie wreszcie.

Odejdziesz, kiedy powiem, że jesteś jak pająk
w ubraniach moich bliskich, nie zaprotestujesz,
bo w głosie poznasz groźbę, sto słońc zawiruje
jak w Fatimie, nóż wepchnę w twoją świętą radość.

Pasterzu, centurionie, modlę się do ciebie,
choć zdradziłeś kapłana, on w tobie przeżyje,
zamaluję, Egonie, wiekuisty szczepie,

płótna twoje w kawiarniach i akty jak żmije,
za wszystko zmówię kadysz, taki, który krzepnąc
na proszku twoich bioder, w końcu cię zabije.

Łeba, 5.08.2009r.

Wyznanie Anny Friede


Sonet.

Z cyklu: SOLILOKWIA

Ja, Anna, z wielkim żarem wychowałam córkę,
na niebie scyzoryków związałam jej warkocz,
Anna Friede, Belgijka, akuszer i Parka
zbiegła właśnie z Hadesu-Sachsenhausen truchtem.

Anno, święta salowo, obozowa Chloe,
coś rozcinała martwych, zmiłuj się nad nami,

będą się do mnie modlić za dnia nad zwłokami,
zbudują cielca z brązu przed spalonym zborem.

Anna Friede, wciąż młoda wdowa i akuszer,
Monachium, czwarty sierpnia, sen mdły jak smak żyta,
wychodzę, by wymodlić z bogów twoją duszę,

na Marketplatz psy skomlą, zagryzły noc, świta,
czas mija, więc zdradź swoją największą pokusę
mi, Annie Roztańczonej krwią świętego Wita.

Łeba, 4.08.2009r.

Wednesday, July 8, 2009

Paul Gauguin


dziś powstanie pierwszy malajski psalm
napisze go niewolnik etosu i katatonik
ci wszyscy paryscy komedianci
nędzne tłuczone szkło placu pigalle
wreszcie zachrzęści od światłocienia

ciepła stela polinezyjskiego lata
pierwsze poczęcie dębów
i sanhedryn huraganów
płaskorzeźba parujących noży
z drzewa cedrowego

przenieść to do gabinetu
złożyć pocałunek na stereoskopie
ciemnymi trzcinami rozciętej dłoni
skropić gościom ryby z migdałami

na kolację poprosić panią ginoux

8.07.2009r.

Tuesday, July 7, 2009

Senność


gdyby maksymilian robespierre
żył w czasach w których spalono
jeden z moich ostatnich pejzaży
być może zdołałby wyrwać ze mnie
wszystkie moje ciała

krew na szafocie byłaby tylko
pamiątką świętych drgawek
imię eleonora kojarzyłoby się
z przestrzenią którą sokół
wydziera naszym tułowiom

jeśliby ścięto go
obok mojego domu
w lasku brzozowym
pełnym cieni i nasion
postawiłbym kościół
ku czci świętych pańskich

światło wyciekłoby z abażuru
żółtą mąką charkotu

wosk wszystkich plaż świata
nie zostałby wygaszony

6-7.07.2009r.

Friday, June 26, 2009

Lamentacje


Piotrowi Matywieckiemu

boże oto twoje ukochane miasteczko
zaludnione krwią i karakonami
na rondzie mistrza z canterbury
właśnie zderzają się dwa samochody
rodzina imigrantów z czeczenii
podróżująca zieloną toyotą
i opel prokuratora chorego na raka

chciałbym zobaczyć wysuwającą się
z wywietrznika rękę z sygnetem
odpowiedniej instancji
i usłyszeć wrzask folii ciała
rozkładanej i składanej na korpus

widzę tylko słońce rozgrzane
od równikowych pasatów
i jakobińskie powietrze pocięte
toccatą graną przez nieżyjących

johann sebastian bach zrywa
kogutowi głowę nienaostrzonym
toporkiem prokurator krztusi się
od benzyny mój metaliczny

boże

boję się ołowiu wcieranego
jak maść przeciwgruźlicza

w skórę

26.06.2009r.

Tuesday, June 9, 2009

Ikonostas


jorge przedstaw się państwu
opowiedz o swoich narodzinach
i o tym jak wpadłeś do zbiornika
by umrzeć prędzej od ojca

który i tak cię nie przeżył
wtedy wymiotowałeś wodą
a na małych wioskach
ze śliny i promieni
(nie zapomnę synku)
zachodziło w rzekę
słońce z twoich torsji

mój mały jęczmienny jorge
kiedyś pisałam litanie
a gdybym tamtej jesieni
nie spadła z wieży pod sośniną
miałbyś dziś może własny apokryf

cóż syneczku
wysłannik ma to do siebie
że jest przezroczysty
bądź zatem wychłodzony
i przedstaw się państwu

będę czekać na ciebie
na miodowej równinie
ja dwuoka madonna
(pięć minut po południu)
w kapturze z greckich liter

9.06.2009r.

Saturday, May 16, 2009

Po wieczorze


Dziękuję Państwu za obecność, ciepłe myśli i za pamięć.

Dziękuję moim Przyjaciołom i Najbliższym za współodczuwanie.

Dziękuję wszystkim za chęć wysłuchania mojej historii.

Zdjęcia Krystyny Mostył.

Friday, May 8, 2009

Manetekefar



wiersze z lat 2007-2008

__________________________________________

Zapraszam na wieczorek poetycki promujący mój trzeci zbiór wierszy pt. Manetekefar. Czytelnia Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Wiktora Gomulickiego, ul. Głowackiego 42, 07-400 Ostrołęka.
14 maja 2009 (czwartek), godz. 18.00.

Książkę można zakupić w sklepie internetowym Merlin.

Friday, May 1, 2009

Boże Ciało


(żółty filtr kinematografu)

pogodne popołudnie
brat wybiera się na wały
tym samym rowerem górskim
którym zamykał ze mną
spiralę miejskich piekarń
w dniu ognia i festynów

brat mój jest pełen łaski
otruta pszczoła oddechu
nawet go nie musnęła
podjeżdża za bungalow
pachnie wodą podziemną
i deszczem pszenicznym
a ja mówię bo tracę
przejedzie cię samochód

miłość jest nienawiścią
i jak o tym uczą
niemieccy mistrzowie
nikt zaprawdę nikt z nas
nie pozostanie bez winy

1.05.2009r.

Sunday, April 19, 2009

1972


berlin wschodni bądź montmorency
w radioodbiorniku martin heidegger
wysokim głosem przepiórki powtarza
że tylko bóg mógłby nas ocalić

chciałbym wykrzyczeć to całe wygasanie
fantomy rzeczy krzewy z lastryka
tak jak rozsypuje się po podłodze
kolorowe wstążki lub figurki z brązu

moje ciało zbyt rozpieszczone
aby kiełkować w gwiazdę zaranną
już tylko dendryt cytryny na śniegu
gotów jest świadczyć przeciw temu polis

nikt nami nie wstrząśnie uważa martin
ja mu nie wierzę i zamykam w ręku
posążek apollona już piąta siedem
uliczki zbite od jazzu i butanu

19.04.2009r.

Sunday, March 22, 2009

Poeta zamordowany


Nie będzie to apokryf ani moralitet,
nie wejdę do mieszkania z tym wierszem na ustach,
nie będę straszył dzieci, tego, co zakryte
nie zamierzam odkrywać: mój świat – moja kruchta.

Zamordował poetę, po prostu – spinkami
do wieszania bielizny dobijał po nerkach,
wytrząsał z mięśni ścięgna, zdzierał resztki tkanin,
poeta cicho jęknął, rozpadł mu się w rękach.

Nie będzie to przypowieść ani inkunabuł,
zamordował poetę, poeta nie żyje,
reszta jest milczeniem, reszta brzmi jak tabu,
to już sprawka kosmosu, czyj zegar wybije.

Nawet sam Demiurg nie wie, czy jego wszechwładztwo
ogarnie tę śmierć jedną, krew tak wydzieloną,
lichwiarka-wierzba sapie, gdy podniebne ptactwo
zmiękcza skórę poety dziobami jak żądłem.

Ta historia nie będzie pachniała olejkiem
ani nie rozweseli jak tokijskie wino,
proszę pana, na Boga, na wszystko, co wielkie,
niech pan przy nas nie mówi, jak poeta zginął.

22.03.2009r.

Sunday, March 15, 2009

Periphyseon


Radkowi Sobotce

masz to o co walczyłeś
oto świat cienki i nieprzepuszczalny
jak na pejzażach johna constable'a
na których chłopiec proszkuje kamień
by lepiej przeżuć nasiona rzepaku
a kuropatwy przebiegają po oleistych
stopach kobiet mających porodzić

milan kundera powiedziałby
że jesteś owocem granatu
którego przełożą z ust do ust
jak kapłańskie pozdrowienie
i przegryzą popijając winem
o zdradzieckiej proporcji

kiedyś umrzesz ułożysz laudację
pochwalisz dzieła natury i skórę ludzi
której kosztowałeś bez ograniczeń
wzruszy cię myśl o świętych miejscach
drogach twoich pielgrzymek miraklach
aktach wotywnych o złoceniach w lourdes

w twojej sytuacji
iluzją będzie zwątpić
pozorem uwierzyć

niech będą z tobą twoje opiekunki
i wszyscy twoi odwieczni wrogowie

14.03.2009r.

Saturday, February 21, 2009

Goethe czy Lombroso



Podział chorób wg paradygmatu anatomicznego Cezarego Lombrosa.

_______________________________________

W obszernej komnacie cisnęło się sześcioro dzieci, w wieku od jedenastu do dwu lat, do dziewczyny średniego wzrostu, zgrabnej postaci, ubranej w białą sukienkę z bladoróżowymi kokardami na ramieniu i u gorsu. W rękach trzymała bochenek ciemnego chleba i krajała dzieciom kromki, których wielkość zastosowana była do wieku i apetytu każdego z nich. Rozdawała je z serdecznością wokół, a dzieci, trzymając rączki długo wzniesione w górę, zanim kromka została odkrojona, wołały potem: − Dziękuję! − i odbiegały wesoło, lub też odchodziły spokojnie, stosownie do swego usposobienia, ku bramie wjazdowej, by obejrzeć przybyłych i powóz, który miał zabrać ich Lottę.

J.W. Goethe, Cierpienia młodego Wertera

Saturday, January 31, 2009

Volkswagen


jeśli chcesz bym o tym opowiedział
muszę się cofnąć jakieś szesnaście lat
do zabawy w policjantów i złodziei
i do starej kartoteki ogrodu nazwanego
przez nas zaschniętą macierzą podwórza

on miał imię którego się nie wymawiało
ja zaś umiałem wyszarpnąć mu z gardła
niejedną zmarszczkę jego matki
zawsze to na moim podbródku
roztrzaskiwaliśmy fioletowe
jak kule jagód zapalniczki

wszystko ginęło z prądem
zachłanna chłopięca ręka
wciąż udawała volkswagen

nasz ojciec niebieski
schodził wtedy z krzyża
i mrugał na nas
zaciśniętym okiem

31.01.2009r.

Wednesday, January 28, 2009

Rynek w Bergen


Przyjmij wreszcie do wiadomości, że w 1897 rynek w Bergen miał na sobie cień zakrzywionej pieszczoty, a kiedy wchodziłeś od północy na plac pojednania narodów, nie mogłeś nie przeciąć stopami wielkiej oprawy astralnej matki. Jeżeli uzmysłowisz sobie, że Henryk Ibsen właśnie tu pewnego kwietniowego wieczoru kupił kopię doskonałą Maneta i przekroczył wszystkie możliwe linie zrozumienia, zdasz sobie sprawę ze złotej proporcji XIX-wiecznego dramatu.

Skandynawowie dziedziczą własne prawa konsekracji. Chcesz je podważyć, bluźń trojgiem ust.

29.01.2009r.

Saturday, January 10, 2009

List od kusiciela


załóżmy że słowo
które właśnie czytasz
bardzo chciałoby obalić
cesarstwo twoich zmysłów

widzisz je zamierzające się na ciało
które i tak wydłubiesz jak chleb
pragniesz bowiem resztką głosu
przeważyć szalę pięciu zwycięstw

choćby upał w midwich
pomyśl o jądrze sierpnia
i o rzezaniu z jabłek
ostatniej ślepoty środka

proste zmęczenie dźwięków
niewykończony materiał z lipy
słoik wypełniony do jednej trzeciej
miodem ze zgłoski i z synkopy

wszystko jest sprawą
skomplikowania symfonii
zwłaszcza to jak jęczysz
nie patrząc na sukę

którą przed chwilą
wyniosłeś na powietrze

7.01.2009r.

Sunday, January 4, 2009

Opowiem o Rebece


nie może zapomnieć
uciskania gorsetu
ostatnim wiązadłem
aktu nadziei

forte-szkło
piano-welon
gaz-fortissimo

przed pierwszym nadejściem
mogła być wszystkim
choćby i stygmatem
na słodkiej skórze
jasnej marty robin

jej własne miasto
jest ciałem orki
złożonym na śniegu
mokrym od żwiru
najbardziej nierozumną
z pamiątek połogu

igła szarpiąca
koszulę nocną
jak nazwy owadów
z księgi barucha
przywiera pulsem
bardzo elastycznym
do piersi kobiety
o której powiedzieć
że zapłaciła
jest błędem irytacji

pozwólcie że opowiem
wam o rebece

o jej kolejnych ołtarzach
z obrachunków

4.01.2009r.