Tuesday, September 21, 2010

Nokturn op. 30 nr 9


Bolesławowi Małkowskiemu

dobranoc matko.
nie wniosłem twojego głosu pod koszulę.
nie pozwoliłem koralom pełzać po przedsionkach.
jestem już sam i mogę powiedzieć z całą pewnością:

na ścieżkach nie było niczego
czego byś nie zauważyła pierwsza.

na co komu umysł pełen krwawiącej nieobecności.
mówili mi że serce mędrca mieszka w domu żałoby
a ja im nie wierzyłem.

poszedłem dalej.
i dalej.

spode mnie wysypuje się człowiek.
wylewają ze mnie ojca.
zdejmują w pralni jego powłokę
i parzą oczy żelazkiem.
pod ziemią śmieje się bóg.
z mojego medalionu się śmieje.
z belek matko. z dwóch belek.

dobranoc grzana w ciepłej kuli.
w poranionych piersiach
w parujących cieniach.
pierś na cieniach:

świat jest czułą zabawką.
dziś mógłbym umrzeć.
ktoś trzyma mnie nad gniazdem
i wiem że zwolni obręcz.

bo dobra jest ta noc.
jej cena rośnie
jak dziecięca pascha
na przekór rodzicom.

z belek matko. z dwóch belek.
w poranionych piersiach.
wylewają ojca.
dobranoc.


wrzesień 1989 - wrzesień 2010

Biuro Literackie: Przystań!


Czym zatem byłaś, Stratygrafio, zanim stałaś się "startą grafią"? Czemu to, co kiedyś było "Startem", dziś uczyniono "stratum"? W Nostalgii, przedostatnim filmie wyreżyserowanym przez Andrieja Tarkowskiego przed jego śmiercią na raka płuc w Paryżu w 1986 r., szaleniec Domenico dokonuje w Rzymie na oczach tłumu, w trakcie wykonywania 9. symfonii Beethovena, samospalenia. Eugenia, jego piękna przyjaciółka, podbiega do mężczyzny zbyt późno, aby go powstrzymać. W tym samym momencie melancholijny Rosjanin, Andrei Gortchakov dopełnia misję podpalacza, niosąc przez basen św. Katarzyny w jednej z włoskich wiosek palącą się świecę. Świat zrasta się w tragiczno-komiczną ikonę, w poiesis. Ten obraz - uszkodzonego, okaleczonego zrostu - reżyser dedykuje pamięci swojej matki, swojego Punktu Alef, opowiadając się tym samym po stronie swojego imiennika, zanurzonego z palącą się świecą w rytualnym zbiorniku. Po której stronie opowiedzą się muellerowscy stratygrafowie dnia dzisiejszego: po stronie Domenica czy Andreia? Innymi słowy, co czeka nas samych w nadchodzących proroctwach literatury: pożoga czy "niebo gwiaździste"?

Kontinuum w piekle. Studium po stratygrafii

Monday, September 13, 2010

Przeźrocza cz. 11


Urzeczony jesteś, urzeczony,
Mój szczuplutki chłopcze, poeto!
Śpiewający wiatrem zielonym
Za zapadłą w otchłań kometą.


Wł. Sebyła, Poeta

Sunday, September 12, 2010

Wakat On-Line


Mimo fantastyczności pomysłu, warto już dziś przedłożyć współczesnej literaturze ogólnoliteracki projekt powrotu do źródeł epiczności. Wytworzenie w latach 2010 – 2020 zwartej szkoły poetyckiej o korzeniach post-epickich równałoby bowiem proporcje dykcyjne i nadawało literaturze jej pierwotny, agoniczny i konfrontacyjny charakter. Wierzę głęboko, że wskutek tego rodzaju konkurencji w poezji: rywalizacji post-epiki z negatywizmem, pojęcie dykcji literackiej uległoby znaczącym przekształceniom, udostępniając czytelnikowi wgląd w twórczy pełnogłos generacji, a zarazem precyzując i systematyzując opinię krytyczną o pokoleniach kolejnych dziesięcioleci, począwszy od demonstracyjnego „otwarcia” z lat 90. Od slamu zatem ku agonowi – zgodnie z zasadą kulturowej retrospektywy. Od determinacji do konsternacji – zgodnie z zasadą miłoszowskiej ars poetica.

Śmierć i zaświaty eposu. Próba panoramy poetyckiej post mortem

Ostatni dzień Pompei


byliśmy wulkanem, przyjacielu.
to przez nas tamta libijka
leży z piersią pełną
wysypującej się biżuterii
obok chłopca, który zrozumiał,
że świat jest zderzaniem
bicza i ornatu.

nie jest mi już przykro –
śnieg najwyraźniej
i o nas się upomniał:
świetlówki w salach zajęć
jak w domu chorych na febrę
płynęły za nas dwóch
sprawiedliwym odblaskiem
białych godzin ubrań.

gdybym wierzył w dybuka
lub w odwrotność losów,
przyniósłbym ci wtedy
coś bardzo prostego –
składanego na słowach
niesionych donikąd.

twój dziennik już
dawno spaliliśmy;
na czarnej podłodze
tkwi wciąż moje imię:

obraz karla briułłowa
ostatni dzień pompei.
ściana parteru
szkoły podstawowej.

12-13.09.2010r.

Saturday, September 4, 2010

Statki


vladimir dojedzie na drugi dzień –
jego stary ojciec zaczął majaczyć:
kolejna oszczędność obietnic
w jego nogach zrasta się już na powrót.

i doprawdy nie wiem, czy ślubowaliśmy
donieść ten matecznik do gmachu ogrodów
(moja przyjaciółka waleria nie wierzyła,
że gaje się palą tak jak skaleczenia),

czy tylko zamknęliśmy archipelag
w grubym rodzicielskim kapturze
pełnym kłębków wapnia i sarkofagów –
zapytam vladimira, dokąd dziś pójdziemy,

ale na razie południe. matecznik
na brzegu sanu. modlę się do infanta
z ceuty, martwej natury mężczyzny.
jego alby są szorstkie. głos bujny,

nieprzejednany. dla kogo ta jasna trwoga?
statki z ludźmi, zwierzyną i prosem?
vladimir odwiedzi mnie jutro.
ty czołgasz szkaplerz liczb pierwszych

już dziś:
po posadzce.
w termach.
przed izbą.

Warszawa, 5.09.2010r.

Thursday, September 2, 2010

Wieczornica


nazwiemy cię marek.
ostatni syn apostaty,
zwany zasłoną i salamandrą.
marek od księgi. marek u wejścia.

wszystko, co przyniosłeś ze sobą:
obrączkę córki, płótno renoire’a,
torbę z peruką na ogoloną głowę,
spalimy rano w kuchence za domem.

moja piękna żona rebeka -
rebeka promienna:
całun pocałunku
i łuska rozwielitki -
zaśpiewa dla ciebie
wiersz o ścięciu kirke.
rozpali oleje rozlane na patio.

twoje słowo złożono
w zimnej gramatyce:
to, czego doświadczyłeś,
jest pyłem słabości,
odłamkiem wahadła
na skalistej plaży.

i tylko luminarze
wracają na twą ziemię.
semafor z monstrancji
rozjaśnia gwiazdę karłów
jak punkt na zachodzie
ściągnięty ku podłożu.

przyjdzie służba, marku.
gorączka eremitów
zagna nas pod dęby
i podsunie dłonie
pełne martwych zatok.

pewnie się uśmiejesz
serdeczniej niż wymowniej -
nie pamiętam, chłopcze,
kto paraliżował.

Ostrołęka-Warszawa, 2-3.09.2010r.

__________________________________________

Zofia Rydet, z cyklu "Oczekiwania"

Wednesday, September 1, 2010

Pryzmat



a jeśli mój bóg i pan
dotrze nad tę rzekę
i zapuka zimnym
kaduceuszem
w świecące gardło
miasteczka?

gdzie podzieję
wzrok i głowę
ukołyszę?
czy będę parakletem,
czy tylko drzazgą
z arki?

prowadź,
ktokolwiek,
ciemną trzciną
klekotu.
w wiotkim
znadkolwiek
namaść wody
ciała.

jeśli zemrę
w spoiwie,
źródle
ścian i wyjścia,
daj
ścięty szałas -
ani szczątku.

Miejsca.

1.09.2010r.