Friday, June 3, 2011

Klasycyści już nie powrócą


Dawid Jung: Powiedziałeś kiedyś: "Urodziłem się w roku eksplozji wahadłowca Challenger. Nie jestem znakiem czasu ani centrum świata. Szukam takiego znaku, szukam takiego centrum". Czy szukanie centrum przez poetę jest tym samym co szukanie centrum przez filozofa? Która natura w Tobie jest silniejsza?

Karol Samsel: Zawsze wydawało mi się, że choć poezja i filozofia wynikają z siebie i siebie wzajemnie motywują, to żyją na archipelagach języka (jak zapewne powiedziałby Herbertowski Fortynbras). Strona poezji jest stroną miłości i uwodzenia, strona filozofii – przeciwnie – ujawnia się jako strona śmierci i utraty. Pisząc, szukałem takiej proporcji między obydwoma, która doprowadziłaby do odzyskania dawnej równowagi. Do liryzmu. Myślę, że właśnie on jest momentem spotkania poezji i filozofii, miłości i śmierci. Mówiąc zaś „liryzm”, mam na myśli przekonanie o tym, że czułość świata i czułość obrazu filozoficzno-poetyckiego wzajemnie za siebie odpowiadają i się uzasadniają. Przed czyim trybunałem? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, to stanowi jednak centrum i znak, których w literaturze szukam. Dopóki są niewysłowione, wszystko wydaje się na swoim miejscu. Jest jednak pewna obawa – im częściej zwycięża we mnie natura filozofa (a zdarza się to coraz więcej razy), tym wyraźniej centrum ulega rozbiciu. Rozplatają się wątki, emigrują myśli, a ja coraz częściej milknę przed ekranem laptopa, chcąc pisać. Nie sposób rzeźbić kruszejącym dłutem, ale wierzę w to, że droga literatury jest inna niż droga rzeźby.

D.J.: Klasycyści, barbarzyńcy, może trzecia droga? Czy można przewidzieć model kultury dla XXI wieku?

K.S.: Myślę, że klasycyści już nie powrócą. Także barbarzyńcy nie zdołają przeżyć na nowo swojego renesansu. To, co zwycięży w kulturze XXI wieku, będzie związane z przyznaniem się poezji do swojej niemocy. Wydaje mi się, że konfesja ta pozostanie twórcza, choć przy tym absolutnie niedeklaratywna. Tym różnić się będzie nowa epoka kulturalna od tych poprzednich i od naszej, dla których idea kryzysu wydaje się deklaracją bycia i stanowienia. Innymi słowy, ani pycha klasyków, ani wściekłość barbarzyńców nie spotkają się z uznaniem czytelnika. Czeka bowiem kulturę najwyraźniej rozliczenie ze swoim status quo, w przeciwnym bowiem razie antynomia klasycyzmu i barbarzyństwa, nierozwiązana, ulegnie przesyceniu i w efekcie obezwładni umysły twórców. Czasami mam jednak przeczucie, że historia surowiej obejdzie się z barbarzyńcami niż z klasycystami, których od zawsze – pełnoprawnie lub bezprawnie – ochraniał szklany klosz tradycji literackich.

D.J.: Karolu, Twoim poetyckim autorytetem jest Zbigniew Herbert. Gdzie jeszcze szukasz inspiracji?

K.S.: W szkołach starych, XX-wiecznych mistrzów: Thomasa Stearnsa Eliota, Iosifa Brodskiego, Rainera Marii Rilkego. Teologiczne zapatrywania dzielę między Fiodora Dostojewskiego i Czesława Miłosza. Niezwykle intensywnie przemawiają również do mnie inspiracje filmowe, szczególnie: Ingmar Bergman i Andriej Tarkowski. Dziwnie bliski jest także Tadeusz Nowak.

D.J.: Czy w Twojej ocenie możemy mówić w kontekście najmłodszej poezji polskiej o generacyjności, o wspólnym głosie i programie, czy raczej zalewa nas rozbicie, rozproszenie i brak hierarchii wartości?

K.S.: Zawsze w generacjach ujawnia się coś, co jest dla nich symptomatyczne. Niemcy określali ten wspólny walor mianem Stimmungu, czyli nastroju epoki, który sublimowany jest w twórczości artystycznej. Pytanie o polski Stimmung dziś jest pytaniem nieadekwatnym, wciąż bowiem – jak mi się zdaje – oczekujemy stabilizacji i metamorfozy jakości poetyckich. Coraz częściej mówi się co prawda o retoryce i fenomenologii utraty, ale wydaje się, że jest to kontekst sklecony niejako naprędce z braku literaturoznawczych studiów nad dwudziestoleciem 1990-2010. Jedno jest pewne: coś ważnego dzieje się z poetyckimi dykcjami epickimi, w które kiedyś (jeszcze w l. 70. i 80.) wyposażali się europejscy i polscy poeci, choćby Péter Esterházy i Ryszard Krynicki.

D.J.: Jesteś zwolennikiem czy przeciwnikiem klerkizmu?

K.S.: Przeciwnikiem. Oczywiście, przeciwnikiem po doświadczeniu lektury takich dzieł, jak np. Mefisto Klausa Manna czy Zniewolony umysł Czesława Miłosza. I mimo faktu, że dziś te same wspólnoty polityczne mogą być zarazem utopiami i dystopiami, efemerydami bądź hybrydami, wciąż gdzieś z tyłu głowy łomocze nakaz wiary w etos i w ideał platońsko-arystotelejskiej politei. W tym rozumieniu pojęcia upolitycznienia działalności artystycznej nie widzę niczego niewłaściwego.

D.J.: Na koniec pytanie, które zadaję wszystkim swoim rozmówcom: jeśli jutro miałby umrzeć Karol Samsel – jakim jednym zdaniem chciałby być zapamiętany?

K.S.: Naturalnie – nie potrafię uczciwie, czyli w zgodzie z sobą samym, na to pytanie odpowiedzieć. Doświadczenie śmierci jest tak intymne i unikalne, że nie można go rozciągnąć na jakiekolwiek inne, choćby graniczne doświadczenia egzystencjalne. Być może mój umysł na moment przed śmiercią będzie przypominać białą niezapisaną kartę – jak zapewne twierdziliby XVIII-wieczni empiryści – ale równie prawdopodobne jest to, że przytłaczać go będzie wielość przedmiotów: radości, rozpaczy, niespełnienia. Niewykluczone, że myślałbym wówczas o ironii wiedzy i o nadziei, o niewspółmierności obu jakości ludzkiego poznania. Równie prawdopodobne jest także to, że modliłbym się wtedy słowami kantyku Herberta: Nie zdążę zadośćuczynić tym wszystkim którym wyrządziłem zło dlatego smutna jest moja dusza.

Kwartalnik nr 2/2011

2 comments:

Anonymous said...

Co do ostatniego pytania chcę dodać jeszcze jedno: Czy doświadczyłeś śmierci części siebie?

Karol Samsel said...

Myślę, że nikt na to pytanie nie mógłby odpowiedzieć przecząco. Tak, doświadczyłem. Doświadczenie tej śmierci bynajmniej nie odróżnia mnie od innych ludzi.