Friday, August 31, 2012

Jaśnik



Dokładnie to sobie wyobraź: czas odrywa się od powierzchni i utwierdza nad Ziemią osuszoną zatokę. W jednej i tej samej chwili Sandor Marai wypełza z łona matki i strzela do siebie z pistoletu, a Bohumil Hrabal całuje pierś Pipsi i wyskakuje z okna szpitala na Bulovce. I oto znów stajemy u wrót Księgi Rodzaju: jajo proroka pęka, jajo dziwki się sklepi. Dokąd w takich chwilach chcesz zmierzać, miłości – upiór z Tarsu zjada swoją szatę i wymiotuje łzami? Ręka odsuwa się od ekranu, obrośnięta mięsem?

31 sierpnia 2012 roku
  

Tuesday, August 21, 2012

Pisarze.pl


Powiem coś bardzo niepopularnego. Być może niektórzy uznają mnie za fanatyka, a inni za sofistę. Paru z pewnością zrozumie, co mam na myśli. Poezja zbawia. Dwa słowa, które mogą sprawić, że czytelnik tego wywiadu odwróci się ze wstrętem od przeglądanego tekstu i uzna mnie za bełkocącego szaleńca, urojonego salwatora, niewątpliwie, narcyza. Ale czym jest owo zbawienie? Pojedynczą eksplozją sensu, po której pozostaje niewiele więcej ponad potępienie w oczach czytelników. Doskonale wyraził to w Niepiśmiennym imieniu Lucebert, poeta holenderskiej awangardy. We wspaniałym szerokim tłumaczeniu Krzysztofa Karaska ów ustęp brzmi dokładnie tak:

dlatego nawiedziłem mowę
w jej piękności
usłyszałem tam wówczas że nie ma w niej już nic ludzkiego
prócz bełkocącego cienia
i ogłuszającego słonecznego światła

(Lucebert, Próbuję na sposób poetów)

Czekam na tego, który mnie znienawidzi

Friday, August 17, 2012

Święto losów



mieliśmy pewność – mogliśmy was zbawić.
wykupiliśmy pola okarmione ujściami:
hakeldamę, waterloo, ardeny. dzięki sile
wiersza naftowego stawialiśmy sądy.

oczywiście, zabijaliśmy. przetchlinki,
gwintowniki, samorodki – tym stawaliście
się wy, o nieposłuszni. pod śmiertelną
burką, chodnikami magnitogorska

razem ze stołami egzekucji odrastała
wasza łasicza głowa. tłumaczyliśmy
akolitom: oto dziwki, krasnorosty
ukryte w samym sercu kraju.

na dalekim dnie psiej gałęzi
nie było pestek gniewu,
niepewności pogody –
mówiliśmy dziwu:

gazie jaskrwawy, ginczanko
tryskająca mową bezludną,
wiejadle oblany treścią
gorejącą –

– już się nie kołyszesz.

17 sierpnia 2012

Wednesday, August 15, 2012

Chwiejak


mimo frasunku chwała tamtym dniom:
nocą w skórze wilczura nachodziła mnie pamięć.
zębami zrywała domową przepaskę,
a język niezdarny – szczenię betlejemskie,
zsuwał się z piskiem na wyślizgane dno
autoportretu.

jest pewna skarga, Boże, która psuje usta:

szykują się do skoku – o chwiejak, o koniuszek,
zostawiamy więc cienie przelanych rozgłośni,
spływ chlebów i ballad, łzę leśniczówki,
choć palec owinięty w papier nutowy
należało chronić – mógł stać się
struną.

15.08.2012

Krzysztof Schodowski, "Zachód słońca"

Sunday, August 12, 2012

Sen w Skrzyniowej



słuchaj kowadła, siostrzyczko.
ono nas przeciągnie przez wieczną
lichotę i wyjmie z burzonej obórki
macicy. ach, zaczyna łyskać!

powieszone ćwierka i niesie
w wardze wosk. lecz kto długo
żyje, nie jest obojętny – słyszy
wrzawę tkanin i smutek

motocykli: ogrzewa nam izbę.
enuma elisz – szepcze do nas
język wciśnięty do środka
złotego napędu.

11.08.2012

Krzysztof Schodowski, "Ślepcy albo szepty"

Tuesday, August 7, 2012

Il Gesu



Krzysztofowi -
w odpowiedzi 

wieczna miłości, jak mogłaś? dla ciebie
zarżnęliśmy matkę twardym ząbkiem
książeczki do nabożeństwa. i nie dość
jeszcze łez ni swaru?

a stało się więcej:
przygotowani do święta wiosny
zabiliśmy pierwszych kapłanów
lata (dziś jeszcze pamiętam
promień, który piął się po
pączkującym i owrzodzonym).

niewiele później upadł kalendarz:
tę niedzielę zawinęliśmy w mięso
fortepianu i nazwaliśmy płaczem
nad ręką dvořáka.

(głowy, z których wykluwa się śnieg,
nie są głowami przyjaciół. głowy,
z których wykluwa się wstążka,
nie są głowami wrogów).

Gołdap, noc z 6 na 7.08.2012

Krzysztof Schodowski, "Milczenie o potędze fali"