Saturday, September 29, 2012

Wanda Karczewska, Listy do Seweryna



„Wszędzie są nożownicy…”


Polska kultura literacka lat 60. XX wieku pochłonęła Wandę Karczewską, a w ostateczności – przyczyniła się do kolapsu jej pisarskiej spuścizny. To ryzykowna hipoteza, lecz w części uprawomocniona, zwłaszcza dzięki ukazującym się właśnie na rynku wydawniczym listom pisarki do Seweryna Pollaka, poety i jednego z najwybitniejszych tłumaczy poezji radzieckiej w Polsce. W momencie publikacji Odejścia, tj. w 1959 roku, autorka Ludzi spod żagli wydawała się już posiadać pełnię twórczych predyspozycji. W części potwierdzał to odbiór krytyczny drugiej prozy autorki: Anka Kowalska i Marek Skwarnicki określali senny i imaginacyjny niby-utwór Karczewskiej mianem tzw. anty-powieści. Doprawdy, niewiele więcej pozostawało do zrobienia, aby uczynić Karczewską polską Nathalie Sarraute. Paralele musiały przecież nasuwać się same: wydanie polskie Portretu nieznajomego opublikował „Czytelnik” w roku wydania Odejścia. Utwór przetłumaczyła Zofia Jaremko-Pytowska, włącznie z przedmową Jean-Paul Sartre’a. Przypomnijmy jednak: Karczewska nie musiała wcale oczekiwać przekładu – znała język francuski w stopniu tak dalece rozwiniętym, że w 1957 roku przetłumaczyła skomplikowany i wielowątkowy dramat metafizyczny Georges’a Neveux, pt. Skarga przeciw nieznanemu, a następnie zaadaptowała go z mężem, Stefanem Drewiczem, na potrzeby Teatru Polskiego w Szczecinie. Mogła zatem znać nie tylko Tropismes Sarraute z 1938 roku, lecz także – wzorcowe dla stylu nowej powieści francuskiej La Jalousie Alaina Robbe-Grilleta z 1957 roku, przetłumaczone w Polsce dopiero w 1975.
Trudno sprecyzować, w którym momencie uznano pisarkę za „plebejskiego astrologa” – jak Stanisława Swena Czachorowskiego określił niegdyś Jan Marx – sytuując jej dzieła w grupie utworów sprowincjonalizowanych, hermetycznych i kobiecych. Niemałą rolę odegrała zapewne bezpardonowa filipika Zygmunta Grenia, który w „Życiu Literackim” z 6 października 1963 roku usiłował skompromitować temat joyce’owski obecny w trzeciej powieści pisarki, tj. w Wizerunku otwartym. „Komentarze typu alkowianego” – dowodził zjadliwie Greń – nie wymagają przecież tak rozbudowanej, literackiej koncepcji psychologicznej, stosowanie narzędzi strumienia świadomości staje się w tych realizacjach wyłącznie stylizacją, a nawet –  mącącym obraz ornamentem. Zarzuty Grenia powielił i zwielokrotnił Julian Rogoziński, którego w studium na temat Głębokich źródeł (1973) zastanawiał nieprzekonujący obraz męskiej sylwetki powieści Karczewskiej: ojca rodziny, Piotra Kamieniarza. Wątpliwość recenzenta mogła stać się źródłem istotnego sporu literacko-politycznego swoich czasów, o ile samej autorce książki stworzono by warunki do wygłoszenia odpowiedniej repliki. Piotr Kamieniarz nie był bowiem polskim modelem Colasa Breugnona – jak zarzucał Karczewskiej Rogoziński – lecz zgodnie z przesłaniem listu 111-ego, miał „stawać się nad-Breugnonem”: dziwacznym, tragikomicznym wyrazicielem i obrońcą „polskich nadziei roku 1970”. Ten skrzętnie maskowany aspekt ostatniej wielkiej sagi powieściowej Karczewskiej zauważył jedynie Stanisław Zieliński – wyimki właśnie jego recenzji postanowiła przedrukować pisarka w drugim wydaniu powieści (1982).
Nieporozumienia i stereotypizacje utworów prozatorskich autorki sięgają także Odejścia – które mogło dzięki rekomendacji Jerzego Andrzejewskiego zostać przeniesione na ekran, o którego wydanie w języku francuskim (czyli w języku Nathalie Sarraute i Alaina Robbe-Grilleta) mogła zabiegać Karczewska po powrocie z USA w 1961 roku – tyle wskazuje trop z listu 85-ego. W Polsce recepcja Odejścia podporządkowana została literze Ogólnopolskiego Konkursu Wydawnictwa Łódzkiego, edycji z 1959 roku, w której powieść Karczewskiej zajęła miejsce o dwie stawki niższe (IV) od lokaty Ucieczki Leona Gomolickiego (II). Zbieżność tytułów, a zarazem wzajemne reminiscencje tematyczne, doprowadziły do uznania dzieł Karczewskiej i Gomolickiego za utwory „bliźniacze”. Odejście okazywało się w tym ujęciu wyłącznie gorszą wariacją fabularną Ucieczki, czemu najsilniejszy wyraz dali Włodzimierz Maciąg i Bohdan Czeszko. Obaj zastosowali metodę zestawieniową: pierwszy w „Życiu Literackim” – zgodnie z werdyktem jurorskim – wpierw przeanalizował powieść Gomolickiego (nr 28/1959), następnie zaś utwór Karczewskiej (nr 30/1959); drugi oba studia zamieścił w tym samym numerze „Przeglądu Kulturalnego” (nr 29/1959).
Antypatia krytyki literackiej wobec pisarki ogniskowała się wokół krakowskiego środowiska „Życia Literackiego” i była związana, jak w liście 107. przekonywała Karczewska, z oskarżeniami o plagiat, które w 1958 roku 45-letnia autorka Czarnych koni skierowała pod adresem Stanisława Stanucha, twórcy opowiadania Przegnany z niebłahych powodów. Jeszcze w 1970 roku Karczewska utrzymywała tę samą opinię, przyznając Pollakowi: „zyskałam wielu wrogów – którzy mnie dosięgają w pismach, m. in. w <<Życiu Literackim>>, gdzie mój odwieczny wróg, Greń niszczy mnie od 20 lat swoimi i cudzymi rękami. Za co? Za to, że upomniałam się kiedyś listem do Machejka o to, że ich współpracownik, Stanuch, przepracował moje opowiadanie i ogłosił jako swoje”.

Dodajmy: Listy do Seweryna nie tylko ujawniają kulisy dramatu recepcji dzieł Karczewskiej, lecz także – artykułują nowe tajemnice pisarki. Spośród wielu nierozstrzygniętych do dziś kwestii, jedną z nich pozostaje problem zaginionego dorobku autorki Wizerunku otwartego. Czy Karczewska bowiem rzeczywiście, zanim podzieli „los Heleny Dunin”, złoży w 1985 roku – jak sugeruje w liście 115. – wszystkie swoje rękopisy w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego? Czy znajdą się wśród nich nieodnalezione do tej pory powieści Casus Joanna i Droga do Pensylwanii, o których tworzeniu wspomina pisarka w słowie wprowadzającym do Fugi z tematem miłosnym z 1974 roku? Wstępna kwerenda w BUŁ dowiodła jedynie obecności korespondencji Karczewskiej z pisarzami łódzkimi. Dalej: z jakich powodów pisarka usiłuje zatrzeć ślady swojego pierwszego małżeństwa ze Zbigniewem Jasińskim, legendarnym Kolumbem, którego wiersz Żądamy amunicji recytowany 24 sierpnia 1944 roku na falach radiostacji powstańczej AK „Błyskawica”, stał się najpopularniejszym wierszem powstańców Warszawy? O jego historię dopomina się od Karczewskiej Lesław M. Bartelski już w pierwszym liście do pisarki. Jeszcze wtedy autorka Fugi z tematem miłosnym chce zatrzeć wszystkie tropy łączące ją z Jasińskim, pierwsze informacje o małżeństwie „ludzi spod żagli” pojawiają się dopiero w słowniku biobibliograficznym Współcześni polscy pisarze i badacze literatury (1996). Wreszcie, w jaki sposób mógł w pięcioleciu 1945-1950 skrzywdzić Karczewską Stanisław Witold Balicki, skoro za równoważącą rekompensatę uznał on dopiero wysyłane dla pisarki przez 25 lat roczne stypendia twórcze? – Karczewska napomyka o tym na poły żartobliwie w liście 111-ym, przywołując prywatny list od Balickiego na temat Głębokich źródeł. Ostatniej, najważniejszej zagadki z tej książki najprawdopodobniej już nie rozstrzygniemy: kto w marcu 1964 roku zadzwonił do znajdującej się w stanie przedzawałowym Karczewskiej z fałszywą informacją o śmierci jej męża, Stefana? Do lat 80. Karczewska to wydarzenie wspomina, przywołuje spotkania z tą osobą – pochodzącą, jak wskazuje, ze środowiska łódzkiego: „Żyję tu pośród zbrodniarzy, pośród ścierw najgorszego gatunku, kiedyś powiedziano mi wręcz, że mnie można zniszczyć w ciągu trzech miesięcy, drugie chciało to zrobić jednym telefonem. Składam zeznanie na milicji, ale nie sądzę, by coś można było zrobić, dojść do czegoś. Seweryn, wszędzie są nożownicy, ale w takiej masie chyba nigdzie” – wyjawi Pollakowi Karczewska, nie panując nad emocjami w liście 96.    


Serdecznie dziękuję moim studentom, którzy wspólnie ze mną podjęli się przepisania w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie rękopisów listów Wandy Karczewskiej do Seweryna Pollaka:

Annie Gałaszewicz,
Marcie Górskiej,
Joannie Hyżej,
Bartłomiejowi Nawrockiemu,
Emilii Rucińskiej,
i Paulinie Staniszewskiej.


Karol Samsel,
Ostrołęka, 29 września 2012 roku.


3 comments:

Anonymous said...

Cześć, widzieliśmy się w Ostrołęce przelotem, na festiwalu "Kupiszewiada". Nie zdążyliśmy pogadać, znalazłem Cię tutaj. Zdaje się, że mamy tego samego literackiego patrona: Herberta. Podoba mi się precyzja Twoich wierszy, gęstość wyobraźni. Nazywali Cię klasycystą, a to nie w tym rzecz.
Chodzi raczej o podobne zaufanie do języka, ja się w tym odnajduję - a rzadko dostrzegam w nowej poezji. Chętnie poszukam Twoich książek.
Serdeczne pozdrowienia, Adam.

emilia. said...

Cieszę się, że z Wandą się udało.
Największe laury należą się Tobie.
Pozdrawiam serdecznie, Karolu.

Krzysztof Schodowski said...

kawał znakomitej roboty Karolu :)