Friday, May 10, 2013

Witkacy mówi do swojego ojca





marmur i sperma, ojcze. czy pojąłeś już, jak jedno złączyło się z drugim?
z uczuciem jakiego – niewypowiedzianego przecież – ucisku wniknęły
w siebie plecy mężczyzny i grzbiet delfina? upał przemienienia,
powiadam ci, a ty uwierz mi na słowo: moje oko obrosło naskórkiem,

by jak to Joba – nie widzieć nieszczęścia. o szkaradne, szkaradne.
zająłbyś wieś i tak zgwałciłbyś kobietę, wybijając jej miednicę.
zadenuncjowałbyś i tak kastrowałbyś szpiega znalezionego
w domu. ale zrobić to ze mną, przeklęty Kronosie, idioto

z Jeruzalem? pleść księżycowy alarm i wbijać w moją dłoń
gwóźdź zakopiańskiej różdżki? oszalałeś do cna? chciałeś
coś zlepić, widząc śnieg i białko trące o siebie? zapewne
tak, ku mojej trwodze tak – góra z moich ust wybiegła

więc do ciebie – mała armatka drżąca na wietrze,
trzcina cukrowa i kulka z podbrzusza. spe salvi,
spe salvi – jęczała oczekując, łasząc się do rąk.


10.05.2013


 

No comments: