Tuesday, December 30, 2014

Komboloi



Spójrz, proszę. Kładę przed sobą książkę,
aby myśleć o niej. Powiedziałem: myśleć.

Nie wierzę w medytację, nie pojąłem
istnienia surowego jedwabiu. Tak

z konieczności jest: styczna nie zna
siecznej, sieczna nie zna promienia.

Prorok nie zna perwersa, a perwers
nie zna dni ulgi. Kładę przed sobą

książkę, aby mówić o niej. Czytać
wiersze Lawrence’a, recytować

Kolibra w Muzeum Modlitewnika,
innego dnia na Podlasie zabrać

ze sobą Eliota. Wyjechać fiatem,
wyjechać fiatem, wyjechać fiatem

w noc. Prorok nie zna perwersa,
a perwers nie zna dni ulgi. Idą

obaj zatarci przez ciężar,
dojrzały masyw kierunku.

30.12.2014

Friday, December 26, 2014

Oda do dźwigni



Wyrzeźbiony w mięsie,
mięsem wszczęty,
do mięsa dojdzie jak do nieba.

K.K. Baczyński

Oto jestem. W pokoju, nie w perle.
Z nogą podłożoną pod pośladki.
Siedzący na taborecie, nie
zabijany w labiryncie.

Nie Minotaur, nie ofiara.
Nie dziecko krzywd, Franciszek
Kłos.  Nie tłumacz krzywd,
Giennadij Ajgi. Nie mam

nic w rękach poza samym
sobą i swoją istotą. Nie
metaforę, lecz skórę
wokół niej. Sprawność

i bolesność – nóg, rąk,
nawet członka. W pokoju,
nie w perle jest istota
moja, odpoczywa tutaj

parę wiecznych minut.
Chce zobaczyć okno,
lecz widzi je oko. Chce
wyjść na balkon

z lampą dotykową
odpiętą od kontaktu,
lecz nie znajduje ręki,
by unieść 

jej kołnierz.

26.12.2014

Monday, December 22, 2014

Do Fidiasza


Tobie, pełnio życia chcę oddać pełnię opisu.
Nie mam jeszcze naczyń, by przelać jedno
w drugie – nie wylać drugiego na drogę,
by stygło i parowało. I nie wiem, naprawdę

nie wiem, nie wiem tego do dziś, czy mam
sklepić beczkę, czy wysadzić jej dno, czy
wyrzeźbić flakon, czy postawić gliniak
w nietrwałym, przelotnym przedświcie,

w jutrzence różnicy optycznej. Atleta
i schorzenie? Urojony kyliks? Uważnie
patrzyłem na Maków. I wy patrzyliście
na jemiołuszki w tkalni.

Słyszeć wyraźnie płacz anorektyczki
i widzieć ostro ulicę Główną –
to sama Nike, Nike moich rojeń
wiążąca sandał cieniami

waszych rąk.

23.12.2014

Sunday, December 21, 2014

Do Longina



Do Ciebie, poezjo,
voodoo ludzkich znaczeń
uchodzą migrujące
ptaki Europy:

uchodzi Gábor Zsille
z dzieckiem na nosidle
i z segregatorem
nieumajonych

przekładów. Uchodzi
Góra z Dzieckiem
Rosemary w plecaku
z juty. Z nim inni

Polacy. Nawet Wira
Wowk z ukraińskim
Lorcą w kieszeni
maskałatu. W bok

nieba nad Kispestem
i nad Tarnogajem,
i ponad Kutami
trafia jeden rysik:

obłoki
nad Ferrarą.

21.12.2014