Wednesday, January 29, 2014

Błogosławieni cisi





Mów prawdę, nie miej względów dla gniewu.
Ojcem kłamstwa jest pisarz i jego diabelski orszak.
Troszcz się o pamięć, którą on marnotrawi.
I nie zabijaj wrogów dezyderaty. Oducz się belki,
oducz się noża, oducz się kleszczy Naegelego.
Wytraw z siebie myśl o chwycie Kristellera.

I dbaj o siebie, byś się nie zatracił. Opowiadaj
mówiącej czaszce o czarnej kołysce w jej ustach.
Rozciągnij wąską lirę. Rozerwij plastry. Zachęć ją
do śpiewu. Mów jasno, z przekonaniem o krajach
przyszłości. I nie zabijaj wrogów dezyderaty.
Bądź Inge Genefke, Antonem Praetoriusem,

spisz Cautio criminalis. Mów prawdę, jeńcem
nie jesteś. Pisz o zwycięstwie życia nad więzieniem.
Na początku było ciało, a ciało stało się słowem.
W Abu Ghraib, w Guantanamo, w Cchinwali.
W Hemingwayu, w Swenie, w Munro. I oglądaliśmy
jego chwałę. Chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje

od Ojca, pełen łaski i prawdy. I stawaliśmy się swoją
przeciwną, zawietrzną stroną. Mów prawdę, nie miej
względów dla gniewu. Ojcem wiatru jest pisarz i jego
diabelski orszak. Mów, właśnie tobie daje dziś posłuch.
Lewanter na jego rękach jak mewa z głową zgryzioną.
Jak czujnik promieniowania. Tokuje, toksuje, tka.

29 I 2014