Tuesday, July 28, 2015

Zbigniew Jankowski rozbija sekstant na oczach swojej matki


Tyle udanych ksiąg o
nienawiści, wojnach,
o czarnej pamiętliwości.

Z. Jankowski

Który śledzisz nas, poetów,
Thietmarze polskiej poezji.
Który za nas cierpisz rany,
takie że krucyfiks dany nam

na nowo, dany jako trylobit,
przedwieczorny medal za
ratowanie ginących. Święty
silosie kochanej ojczyzny,

mój głos twój dzierżykraj,
ich włodarz krajobrazów.
To podmiot tego wiersza,
to wojna trzydziestoletnia

(ten wers, ta antystrofa)
pomiędzy potomstwem
moim a potomstwem
jego. On staje w całej

pełni katechezy kopalnej,
w łodzi latającej i w łodzi
jednopiennej. W spranej,
chłopskiej sukmanie

i na kostkach

trotylu. Mój podmiot,
moje pudło. Pudło
Arthura Scherbiusa
zwane wyobraźnią.

Pro mare nostrum
jak latający pulpit.
Poezja w trylobicie;
niewysezonowana.

Lotka

dla koncertmistrza.

Kołobrzeg, 28.07.2015

Saturday, July 25, 2015

Henryk Martens wyrzuca kupców ze świątyni literatury



Szale sprawiedliwe,
gwichty sprawiedliwe,
korzec sprawiedliwy
i kwartę sprawiedliwą
mieć będziecie.

Bądź pozdrowiona, łaski pełna
wago analityczna odrodzonego
piśmiennictwa i ty, odważniku
uchybieniowy, tomie neoesejów.

Bądź pozdrowiony, bądź-
-bądźże – i to pierwszym
pozdrowieniem anielskim
ponowoczesności też i ty,

e-booku, groszu kawalerski
nowego, podrukarskiego
millenium, niewidzialna,
choć nadpisana lasko

Jakuba. Bądź pozdrowiona,
blasku pełna, wago pełno-
uchylna debugerów, sondo
do pomiaru wody słodkiej

w morzach. Oświetlcie
wreszcie, wybielcie
tę zakrwawioną drogę
ostatniej, włościańskiej

składni i wskażcie jej
wielkie następstwo:
falę szczęścia Śiwy,
burzę na Kreolu.

Oto ja, Henryk Martens
jako Ja, Henryk Hermes.
Odkrywca planimetru.
Opalony, otyły. Tęgi

na wielkość okseftu,
oddalam się od Ciebie
na pięć zasięgów

głosu.

Kołobrzeg, 26.07.2015

Wednesday, July 22, 2015

Franciszek Niewidziajło przyzywa boginię zemsty



Gdy mowa moja jak kładka.
Gdy mowa moja jak skalp.

Nie lękaj się. Nie ma tutaj tego, który
ten wiersz pisał. Którego chciałabyś
nazwać autorem, autorem. Przyjmij
proszę na wiarę, że on, właśnie on

jest pierścieniem zaślubin, zaślubin
Polski z morzem. I przeszukać tekst,
i przeszukać Bałtyk – to nie znaleźć
pierścień, lecz wiedzieć, że jest on

w ludziach. Bóg mówi przez ludzi,
on przez Bałtyk tekstu. Jego pokój:
Kołobrzeg, jego listy: Dziwnówek.
Lecz oskarżają go. O prebendzie

mówią, jego wiecznej prebendzie
na obrzeżach gmin, w komisjach
legendotwórców. Tak podnosi się
z ziemi – czarna jagoda pozorna,

jagoda Berezy Kartuskiej. Afryka
zdejmuje stanik i odsłania sutek:
ciało nastoletniego, algierskiego
chłopca. Ja, Franc Niewidziajło,

kogut jagiellonidy, nieplonujący
synod. Ja, ja, słomiany wdowiec.
Wkrocz, proszę, czarna wdowo
w moją przedwieczną przestrzeń.

Kołobrzeg, 22.07.2015

Monday, July 20, 2015

Zza Uralu



liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

K.I. Gałczyński

A jeśli samica, Panie,
tak szuka swojego samca,
jak autor szuka tekstu?

Toteż gdy krzyczę: „anioł!”,
nie głoszę sławy anioła,
lecz – znalezienie samca.

Toteż gdy krzyczę: „diabeł!”,
nie stare kino piekła, lecz
zagubienie samicy, sopran

nagłej pomocy dochodzący
spod ziemi nie daje mi
spokoju.

A jeśli bypass, Panie,
tak spomostuje mnie
w środku, jak dziś
poezja odmienia?

Nie sławę anioła przecież,
lecz sławę angioplasty. 
Nie pochwałę przerzutni,
lecz pogardę dla stentów
głosił będę po Ziemi.

Aż w końcu i ciebie tu ściągnę,
poezjo zza Uralu. Zrobię wodę
pieprzową, by zmyć z ciebie
to zimno. Umocnię
                płucoserce,

gdybyś
w transporcie
pomarła.

Kołobrzeg, 20.07.2015