Thursday, July 28, 2016

Wierzchowce


Avodah Zarah

Dzieło niedokończone. Tym różni się od urwanego,
że ma mnie, nie ma ciebie. Dokładnie odwrotnie to
urwane: posiadło ciebie, mi jest obojętne. Słota jest
mi droższa, ta widziana za oknem, ta płynąca z bez-

kresu

aniżeli tamto. Twarz niedokończona. Tym różni się
od urwanej, że ma mnie, nie ma ciebie. Dokładnie
odwrotnie skalp: tobą z łatwością owładnie, a dla
mnie będzie chałturą, chałturą całego stworzenia.

Słota

jest mi droższa, kolumna porannej mgły, którą zas-
skoczył potop albo bezmyślnie oszczekał burek pier-
wszego brzasku, niewierny Tomasz poranków. Sło-

                                         *

ta jest mi droższa niż wrzawa w jeszybocie, odcho-
dy połogowe osłabionego, zbyt często testowanego
pisma, niegdyś Bisma: Starego i Nowego Stałego

Testa-
mentu,  

bo powiedz mi szczerze. Czy dotknąłbyś Syksty-
ny dłonią Jamesa Whistlera, mając ją przy sobie
jako dłoń kochanka, wroga lub przyjaciela, lecz

wiedząc, że przyjdzie anioł?

28.07.2016

Wednesday, July 27, 2016

Kordian i łabędź


 
By zmienić kształt tego utworu, musisz, najdroższy,
zainterweniować. Ja wiem, ja rozumiem, jak bardzo
cię obciążam. Upadł na ciebie Komeda twardszy niż
kometa. A więc co najmniej dwardy. Edward przy ta-
kim Komedzie upada, zarasta Etwardem. Tak, wiem,

tak, nie ma. Nie ma przy nim szans. Jaką poezją prze-
niknąć tę nadzwyczajną twardość? Jedynaczka strofa
– czy zmieni się we wszystkaczkę, gdy obuduje Kome-
dą kominki swego liryzmu? Tak, zgadzam się z tobą,
podaję ci pióro w rozterce, wypisz, wymaluj swój żal

poezją ojca Klimuszki. Jeszcze jeden zmęczony, łka-
jacy australopitek na dziedzińcu zakonnym, skarżący
wiersz w samo słońce rozłzawionymi ustami. Skoło-
wany werbista tłukący od ściany do ściany piwnicy
pod Kiszczakami. Kiszczak zaś – Androkomedon,

Fedon pod samo dno. Antyczny homo artretus pod
ciężarem czarnaczki, białaczki PRL-u. Minister
traw wewnętrznych pod sportowym źdźbłem
krzyża. Polisyndeton, swastykon, rękojeść,
co nas poniża. By zmienić koniec tej stro-
fy, musisz zmienić jej niezłą peerelow-

ską puentę.

Islamski wymóg tej książki. Zło wszelkie dob-
rem zwyciężaj. Zło wywieź na białe niedźwie-
dzie. Niech łyżwami prawości śmierć po nim

zwinnie przejedzie.

                                                       27.07.2016

Tuesday, July 26, 2016

Aj


Umarło, niezawodnie. Poczułem to przed chwilą: obrębiłem wersem
to, co już się nie przeciska. Ośmioosobowa rodzina w Ohio poginęła
jedną równoczesną istotą od strzałów włamywacza. Obrębiłem więc
oktostych tak, jak wówczas gdy w Janowie Podlaskim znaleźli kobie-

ce ciało z ośmioma ranami głębionymi w szyi, a ja stworzyłem okto-
epopeję, szkicując tę podsłuchaną w serwisie śmierć, niedoładowaną
do podajnika, wysuniętą przeze mnie ukradkiem, na własnej podobiź-
nie. Wspomnicie kiedyś moje słowa: Duch Święty nie jest ptakiem,

(zuchwała rzecz
poprawiać świat)

ale jest ośmiakiem, ośmioskrzydłym nielotem, kureczką wyspową
wysp mniejszych. Inaczej niż duch poetów, który jest ośmiornicą i
to jego zwą słusznie – oktaedr świata zwierząt, oktoechos tomiku.
Mija nasz czas, niezawodnie. Profeta całej grupy odchodzi w cień

zawodu zmieniony w elektryka, konserwatora sieci prześwietlone-
go regionu. Runięcie Szajny na szkło, ręce bijące o lazur: shine all,
Shine all, shine All. I figa, cisza grobowa. Wirwajda literatury, za-
kłopotanie poezji. Deindywiduowany: ja. Zdeindywiduowany: aj.

Jeżeli ubrany w płeć, to o imieniu już – Ajna. Jeżeli ubrany w
artyzm – to o szeleście już, w szumie – Szajna, Szajna dostoj-

na.

26.07.2016

Monday, July 25, 2016

The Modern Polish Mind



Wiatr chwalny. Różo-
wiejąca twarz. Różo-
wiejewicz.

Czekam na Ciebie, prostoto. Przecież tylko Ty, łaskawa
i elementarna, miłosierna i taktowna, pozwolisz mi spoj-
rzeć ze spokojem na wydarzenia w Reutlingen. Czekam
na Ciebie, prostoto. Słowo we mnie chce mówić o zabi-
ciu maczetą ciężarnej Polki we wczorajsze, jakby woje-

nne,

niedzielne popołudnie. Nne. Nne. Nne. Nne zabijaj. Cha-
ndra jednego liryku nie może, nie ma prawa zanieczy-
szczać historii całej literatury. Już i tak uważają cię za
mąciciela, ciepłe ubranie festiwalu literackiego założo-
ne na twoje ramiona przemienia się w worek lodowy,

prze-

dzierzga w opar hiperbaryczny. Nne. Nne. Nne cudzo-
łóż. Bądź wierny, idź. Ani nie jesteś cudzoziemką Kun-
cewiczowej, ani nie jesteś nią samą, cudzoniebką Jerze-
go Kuncewicza. Nie zapominaj o Śmierci poza śmiercią
w Reutlingen. Oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz

Hipo-

kratylosa. The Modern Polish Mind to The Dying Polish
Mind. To wylew Gustavea Flauberta lub burza w ranek
Śmierci, śmierci Zbigniewa Herberta, potworny klaps
dany morzu, lipa rosnąca w saunie, którą skreśla po-
wietrze. Czekam na Ciebie, prostoto. Czekam, tele-

elegio. Czekam w Reutlingen:
przysiadam na pierwszym
liściu, które dało mi cień.

25.07.2016