Tuesday, March 14, 2017

Autodafe (8)


32 ½

Jezu Chryste, synu badylarza. Oznajmiam Ci swoją śmierć.
Nadeszła o poranku w samej końcówce marca. I w istocie,
miałeś rację, bez Twojego błogosławieństwa nie dożyłem
kwietnia. Nie domknąłem ważnego dla siebie tekstu o reli-

33

gijności Conrada, do którego zrywałem się nieregularnie
zalany wodą ze studni, przebudzony z pornograficznego
snu. Wszyscy święci powstawali z łóżek, aby przyjrzeć
się moim konwulsjom – śmiertelnemu sralis mazgalis
na talerzyku literatury. Opłatek? Horsztyński zawinął
w jego listki arszenik – póki żyłem, tłumaczyłem ten
moment z dramatu Słowackiego studentom. Nie mog-
ła im umknąć mroczna scena autoeutanazji na Litwie
roku 1794 w dworku jak pięć minut, w pokojach jak
pięć sekund. Gdybym tylko, Chryste, mógł, z mono-

34

logu tego starca ukręciłbym dżingiel, by wszystkich
młodych, nowodziewiczych budził ze snu. To pra-  
wda, zasłużyłem na chleb, chociaż nie zarabiałem
na grób. Talerzyki na mrozie rozgrzewają potrawy
niezaszczepione ciepłem, zalany słońcem wysięg
sprowadza w łono doliny rozgrzewające śnieżyce.
Baranku Niejednoznaczny, Sicie Prawewnętrznego
Cenzora. Zwalniam rezerwę terytorialną, na której
po wielu latach zmnożą się kwiaty i owoce, a ktoś
niepowołany odkryje zakopane w lodzie poetyckie

35

mrożonki. Jakie to śmieszne, Jezu: mój cyrk i mo-
je małpy. Odwieczny to dom dziewczyny, u której
odwiedziny przechodzą w odwieczyny. Moje życie
i śmierć. Czyżyk wyrywający się z ziemi, zrzuca-
jący skórę, wylatujący motylem pozaustrojowym
w powietrze. Dziczka oliwna, operacja płci z wiel-
kim Schadenfreude słodycza cukieraska. Pierwszy
śnieg, Chryste. Młody Wirus. Conradowskie „Wie-
rzę w Boga”, które nie zjawiło się wypowiedziane
i dziś rozsadza mi czaszkę ciemniejącą pochodnią.

14.03.2017