Wednesday, September 6, 2017

Autodafe (24)



111

Szukam wierszy Aldony Sekuły. Wśród protes-
tujących przed Pałacem Prezydenckim (tańczą-
cy kłębek niewystarczająco wyschniętej wełny)
mignęła mi jej twarz i tomik Pabla Nerudy. On?
Czy może przyszło jej na myśl, że jej nazwisko
tworzy z Nerudą asonans i że jest jego (wpierw
Neruda, potem Sekuła, powtarzają się te same
samogłoski, uświadom to sobie) mistyczną sio-
strzenicą? A teraz co – siostrzenica na strzelni-
cy, przysłowiowa mokra Włoszka przed gigan-

112

tofonami, działkami wodno-pianowymi z ksią-
żką swojego wujka zaprasza na poetyckie śnia-
danie u Tiffany’ego? Wyobrażam sobie jej kró-
lewski szept: „Tiffany nas wszystkich ocali” –
„Tiffany, nie Słowacki ani Piłsudski”, „Tiffa-
ny, nie Saul Bellow ani Allen Tate”. We śnie,
który śnię, Sekuła łatwo zyskuje posłuch. Roz-
stępują się przed nią zakrwawione kuny, a sar-
ny i jeże wypuszczają na przód zębiełki karli-
czki, aby w rabanie dla słowa, które stało się

113

ciałem, eksplodowały z zachwytu. To nigdy
nie podlegało jakimkolwiek spekulacjom –
przyroda stoi zawsze po stronie Aldony i Al-
donę osłania. Jeszcze kilka dziesiątek lat, co
najwyżej – a ta stanie się ich żyjącą alegorią.
Dawid Mateusz, z którym wspólnie wczoraj
rozdawałem miłość, twierdzi, że słyszał stu-
kot jej obcasa. Że podobnie hałasuje jedwa-
bny cierń, gdy potrzeć jego główkę o wszy-
stkie tchórzliwe tkaniny, jakie zgromadzisz

114

przy sobie. Pójdą bez słowa protestu ni jęku
niezrozumienia pod jeden wspólny dach. Al-
dona – tyle zdołaliśmy dowieść przy okreso-
wym stoliku i siwiejącym piwie – najpełniej
rozumie kobiety. Jest ich piątą substancją –
jak krynica odchodzi, by wrócić jeszcze sil-   
niejsza, tak jak ranliwe ubranie powraca ja-
ko kostium wizytowej pamięci. Widzisz, ni-
gdy nie myślałem o materialności. A ona to
wszystko zmieniła. Nasze wspólne ciała, je-

115

żeli przekroczą tonę, tworzą już dobrą wido-
wnię wieczoru literackiego. Staję w zacho-
dzie słońca, jak mnie uczyła Sekuła, i odli-
czam tonę z tych wchodzących do środka.
Tylko mówiąc do tony, do co najmniej to-
ny, wiem, że nie mówię do grobu, a ciało
odbije echo jak wiosło zimową wodę. Tyl-
ko mówiąc do tony, czuję w sobie Aldonę
– jej dzwonki we wnętrznościach, dzwone-
czki w ślepych uliczkach, ustach, na sercu,

                *

w pośladkach. Tą drogą spełnia się
życie, które umarło na słowie – na
noszach rozpalonych dudniącego
   
języka.

6.09.2017

No comments: