Tuesday, January 9, 2018

W sprawie początku



Gdy myślę, ojczyzna, w głowie – dudni mi śmierć.
Przed oczami staje widmo natryskowego opalania
Polaków płomieniami żywego ognia. Cały ja: z la-
kierem najdotkliwszych myśli (we włosach), z że-

lem naturalizmu etycznego – skradzionego którejś
deszczowej nocy z samego dna narodowego kufra
kosmetyków. Zresztą – czy nie tak postrzegaliście
literaturę? Ach, sobie mam równie wiele do zarzu-

cenia. Po pierwsze, kiedy pisałem, przenosiłem się
myślami do literackiego Colorado Springs. Po dru-
gie, tworzenie literatury podziemnej stanowiło dla
mnie nie czarny rynek chleba, lecz – czarny rynek

błyszczyku. Po trzecie, zafascynowany Proustem
i teologią naraz – uznawałem świat za Passé Com-
posé wieczności, siebie zaś za Passé Composé pol-
skiej mowy: ogromne, literackie, napółpowietrzne

gniazdo. Gdy myślę więc, ojczyzna, myślę o sobie    
samym, do czego przywiódł mnie Schelling skute-
czniej niż Heidegger, bo zrobił to wszystko – trze-
wikiem, zwykłym trzewikiem w pierś wbitym, nie

butami van Gogha. Dążę do mistrzostwa w mono-
logu lirycznym – słyszałem dzwony z kościołów,
lecz usłyszałem też dancing w literackim grobow-
cu. Cóż, liść upodobania przerwiesz dwoma pal-

cami, podobnie jak liść lipy, tak jak liść jesionu.
Gdy myślę, ojczyzna, myślę więc „ja” i myślę –
„wyłącznie moja śmierć”: drogeria późnych pro-
jektów „Przerwana Bandamka Życia”. Gatunek-

-strzykawka. Pierwsza z brzegu sonata:
raz użyta – ląduje w mrocznym koszu.

9.01.2018

No comments: