Thursday, February 8, 2018

Autodafe 2 (1)



Polscy rzeźbiarze
przełomu wieków

1

Serce Aliny Szapocznikow w mózgu Romana Cieślewicza.
Serce Romana Cieślewicza w mózgu Louise Borgeouis: na
to wszystko piersi wieczności, śliwki w czekoladzie ponad
wszelką miarę przedłużającej się ciąży. Rzekłbyś, być mo-
że: jagoda dojrzewa. Pieśnią kołysze się kur ciemny, babi-
borek bogorób zadziera pod wyprost jeden wspólny krzyż,
na którym na samwraz krzyżują poetę i projektanta poke-
monów. Grzechy dzieciństwa Bolesława Chrobrego: Zbig-
niew Rembrandt rodzi swoje pierwsze dziecko na obumar-
łej twarzy zagniecionego na śmierć bieżnika lądu – Umrę,

2

cóże więcej mam tutaj dodawać? Gigantycznej, biegnącej
ostatkiem sił, przedwiecznej suce poezji puści w końcu o-
czko na ostatniej rajstopie. Z rozpłatanego wołu Rember-
ta wyskoczy Frank Herbert w skrwawionym półfartuszy-
sku i poparzonymi rękami wypisze z siebie pierwszy pół-
zwrot dramatu poetyckiego „Pan Cogito myśli o Diunie”.
A francuski Herakles? Cóże – masochizm podnosi język
z nicości. Więc jak sobie pościelisz, tak się rozfantazju-
jesz. Comme si, comme ça – trzy razy „A”: Archimedes
francuski z frankofońską dźwignią, magdalenką – Piłką

3

meczową literatur Północy i Południa nacierających w
siebie po pochyłej skorupie po ślimaku prastarej liryki.
Oto, jak upada Akwitania spalona ogniem wcielonego
Lucyfera. Bolesław Próżnia zwany Skołomachem ma-
sturbuje się na przysiółce rozepchniętego drabiniastego
wozu wywożącego Żydów na Madagaskar. Nie, bo nie
przestanę klikać, nie przestanę klaskać, Samsel – jak z
czasów Ludwika, Żydzi na Madagaskar. Lecz teraz, te-
raz uże – sza: powiędły aryjskie czeremchy, z taborów
sprężone paprochy, zając przybity do wnęki jak anioł:

4

secesji. Spod konchy. Serce Faustyna Juliusza Cenglera
w mózgu Deadpoola. Serce Deadpoola w mózgu Karo-
la Gąsienicy Szostaka. Przenikliwy ziąb, który na Pęk-
sowym Brzyzku zapowiada pół deszcz, a pół napór zie-
mi obładowanej grafiką przeszłości. Odpór – gdy spoj-
rzysz przez otwór. Odpływ – gdy strzelisz pod zapływ.
Skalp, który – mimo wszystko – ożywa z pomocą zim-
nego pocałunku, mógłbyś z łatwością przełożyć na kil-
ka obcych języków. Załóżmy, że jest to rosyjski, hindi
oraz hiszpański. W Jekaterynburgu, gdzieś za Uttar Pra-

5

desh, w dorzeczach Gwadalkiwiru ktoś spopod gleb bie-
licowych wytrząsa Twoje [!] imię ze spalonego podołka.
Ktoś mówi: wierszyku, wstań. Wytworny – chociaż za-
dziorny zamienia rubel w krzyżówkę papierów wartoś-
ciowych. Sam przeciw wszystkim – niosę: zabitego do-
ga z odciętym po gardło językiem, jak gdybym toczył
gwiaździstą kulę. Orwell, pies i gwiazda. Forwell zwie-
rzęcy okryty gnojem pozornych narodzin jak Dzieciąt-
ko w kołysce. Zejdźmy do rzeki śmiechu, zatopmy za
chłodną pomroką gęsią skórkę zmartwienia. I – stróż

                *

niech strącony z konia przez niezgrabny buldożer roz-
prowadzi w nas czerń. Albowiem rasizm – uosobienie

                   *
  *    *

żaru.

8.02.2018

No comments: