Thursday, March 29, 2018

Autodafe 2 (4)


16

Do Matki Szwedki – czemu zapomniałaś, że język jest
czymś rozciągliwym, przeciwnie do Matki Polki, która
zawsze o tym pamiętała? We dnie, w nocy – zwracała
się do tej myśli i mistycznie, mnemotechnicznie – roz-
pisywała ją w sobie. Do Matki Szwedki – i co, a może
za krótkie były nocne Szwedów rozmowy? Młot dyg-
resji roztrzaskiwał Wasz nierezolutny pacierz: a to u-
nia kalmarska, a to rozgawożka na tematy wyższości
Frihetsvisan nad Trohetsvisan. A to (litości) Himmel-
ska uppenbarelser zbyt zagadkowa, niewymiarowa?

17

Do Matki Szwedki – powiem tylko tyle: jest jesień w
moim sercu. Na dywanie z uczuć (to kilka metrów za
domem) widziałem któregoś dnia kurę zjadającą ko-
guta. Gdybym był Szwedem, mówię brutalnie szcze-
rze, pochlastałbym się. Do jasnej cholery, mógłbym
wywiercić w Callocaine dziurę i przełożyć wolumin
przez głowę, mógłbym spleść i wysmażyć z Bröllop-
besvär bransoletkę z upcyklingu, a cienia, widma ins-
piracji bym nie miał. Stanąłbym w przedsionku. I do
Matki Szwedki raz jeszcze – jestem (wiedz to!) zaje-

18

biście wyczulony na ślepe plamki międzyludzkich re-
lacji. Kiedy jedyna dojrzała źrenica w potwornie głu-
piutkiej czaszce zwołuje ostatni ruch symboliczny, a
nie utrzymawszy jarzma – ginie powalona dźwigara-
mi sympozjum, zapalam niewielką świecę. Stworzy-
liście precedens: czytając Dagens Nyheter przy cał-
kowitej chlapie, mozolnej, deszczowej nocy – spali-
łem muminka z wosku. Do Matki Szwedki: choćby
i wyjrzał zza zakrętu Nobel, wiąż słowa za skobel.
Choćby i jakimś cudem na horyzoncie pojawił się

19

Tołstoj z zakrwawionym tamagotchi w ręku, choć-
by i jabłku z łona wyrastały ręce: wiąż! słowa! za!
skobel! Na rany koguta, to przecież ja potem, dale-
ko gdzieś, daleko, w mrocznej Polsce – tłumacząc
Kata Pära Fabiana Lagerkvista studentom – czuję
się, jak Naomi Watts w słynnych pierwszych minu-
tach Funny games. Do Matki Szwedki: może myś-
lisz, że ja jeden nie wychowałem się na wierszach
Herberta i filmach Pixara naraz? Cóż, pobożne ży-
czenia. Oglądałem Toy Story, recytując półgłosem

20

Domysły na temat Barabasza. Rok w rok totolotek
polskiego słonecznika dowieziony dwa wieki temu
z Litwy przez Mickiewicza przechylał się bardziej
i bardziej, w moją stronę. Aż wybuchnął krwią. O-
śmiornica rozplata włosy przed lustrem. Zgubiona
w ciemnościach, w zatarganych rajstopach prze-
ciągniętym przez las rąk staniku – Margaret That-
cher napotyka Cthulhu. Do Matki Szwedki, osłoń
twarz Sorgegondolen Tranströmera. Rekiny bizne-
su na Wołyniu 1943 roku. I ja, mały Gatsby w do-

                *

mu zarzynanego, lwowskiego dziennikarza.

                 !

To, co starałem się robić, robiłem całym sercem.
To, co starałem się robić, robiłem całym sercem.

30.03.2018

Friday, March 9, 2018

Autodafe 2 (3)




Stefan Gołębiowski powiada: „ta winda z mroku
się wychyla”, lecz wcale nie wie, o czym mówi.

11

Poranek w Krzemowej Dolinie. Ciało Josepha Conrada
podpięte pod program komputerowy do wskrzeszania lu-
dzi. Niezdecydowany, zupełnie pogubiony, bawię się je-
go penisem, jakbym znowu miał czternaście lat i stawał
na wrotach pewnego szalonego, cielesnego gimnazjum.
Myślałem, że jestem Kartezjuszem świata poezji. Nic z
tego. Ale jestem Kromaniończykiem pośród wielu wąs-
konosych małp – a oznacza to więcej niż kartezjanizm.
Bo gdy pod białą koszulą Polaka wyrasta czarny stanik
Rosjanina, widzę prawie wszystko. Bo gdy pod jeansa-

12

mi Anglika widzę pełne niepokoju, zmartwione i niedo-
pasowane pończochy Irlandczyka, chwytam rzecz w lot.
Dlatego zleciłem – gdziekolwiek bądź: na brazylijskim
slumsie, w koreańskim obozie – zabicie człowieka, aże-
by jak najszybciej przeszczepić sobie serce. Bo (tak jak
Wy) nie mam dawcy. Bo nie mam serca Zbigniewa Her-
berta pod ręką. Bo sam jestem nowym Zbigniewem Her-
bertem. Jaskółka, która jest chora, na przykład zraniona
albo pojebana – co jest naturalne: zawraca czym prędzej
ze swych pokrętnych dróg. Powiecie mi, czemu nie stało

13

się tak ze mną? Bóg miał inne plany? Chciał z nudów zo-
baczyć, jak w Polsce pierścionek z mentosem w koronie
toczy się przez Warszawę, przecina wzdłuż i wszerz rów-
ninę mazowiecką? Bardzo śmieszne. Niemal tak, jak i to
że wyznałem miłość aktorstwu, a kiedy ono odrzuciło te
względy, wyczekawszy cierpliwie, aż się odwróci, zgwał-
ciłem literaturę. Zgwałciłem na śmierć. Byście wiedzieli:
spolonizowany do białej kości – zrusyfikowany do białej
czekolady na śniegu – mógłbym krzyczeć bez końca: ży-
li prawem Zuckerberga – Facebook o nich głucho milczy.

14

Być może to sprawia, że stoję w tym momencie nad roze-
branym do naga ciałem Conrada na chwilę po moim włas-
nym skoku z „Patny”. Być może to sprawia, że w pustym
obozie rekolekcyjno-wychowawczym dla młodzieży two-
rzącej przestaję widzieć różnice między nastolatkami krę-
cącymi się po własnych pokoikach w okularach wirtualnej
rzeczywistości na nosach z włączoną grą taką, jak Dante’s
Inferno a Konradem z wyciągniętymi do gry rękami z trze-
ciej części Dziadów. Cóż, to jedynie mój problem, tak jak
ja – jestem problemem dla nich. Bo i jak: mogłaby istnieć

*

mroźna, lecz bezśnieżna
książka o tytule „Zima”

15

z większością zamazanych całkowicie, bo przepoconych
stronic? Kostka lodu zwana mazurkiem Dąbrowskiego –
nie może przecież ot tak przepaść, nawet w jeziorze zwa-
nym jeziorem God Save The Queen. Cóż, może i trudno
w to uwierzyć, ale jednak wyrósł na gruncie obojętności
borowik zauroczenia. Tylko dlatego śmiem określić Con-
rada swą osobistą Monroe (bo Norwid z Brigitte Bardot).
Rutger Hauer oraz jego adoptowany przed wiekami syn,
Cliff Hanger wydobywają wspólną chusteczkę. Ciemna
Cinema. Krystalit od Lema. W starym kinie po kryjomu

                *

ocieramy łzy.

9.03.2018