Wednesday, August 15, 2018

Autodafe 2 (14)



66

Mam swoją odwieczną pogłoskę, w niej odwieczorną
zawieję i postawiony horoskop – nie jestem Tomkiem
Sawyerem. Mam także conocną rundę, prążkami: zdo-
biłem dolinę: a teraz strzela, migoce – nie jestem Huc-
kiem Finnem. Hej, Orion zjadł Telimenę, lecz wypluł
jej gorzką głowę! Może więc mnie ktoś – oszczędzi. I
tylko wyciszy Czechowem. Polscy pisarze współcześ-
ni, co przepadliście bez wieści, już biegnie wam na ra-
tunek przez chaszcze leśnik boleśnik – i polskie poetki
wyprzeszłe, przeszłyście przez jądro ciemności i mimo

67

to wybrałyście dzień z jogą namiętności? – Być może
nie rozumiem, półromski Żeromski: od pieśni, a może
ocyganiłem – przyszedłem tu tylko coś streścić. – Tak
jest, jak zżyjesz się wielce z zającem: z myksomatozą.
Przyrządzisz rozcier, lecz serce i tak ci pomiesza lek z
grozą. – I tak jest, jak zaczniesz żałować krowy z ospą
rzekomą. Wykończysz ją pod kukułkę, lecz – w końcu
rozsypiesz gawronom. Wiem, nie jest ci obojętne: wyj-
dzie kwadrat czy kula, czy wypróżnisz alfabet, czy wy-
tonujesz… umlaut… Skończyła się polna ścieżyna, po

68

męsku czas: wyjąć kamerę, chłonny jak watolina – nie
będę Tomkiem Sawyerem. Nie będę Tomkiem Sawye-
rem, nie będę Tomkiem Sawyerem. Kurwa niech strze-
li w poemat, chcę uciec na swoją kwaterę. – Spierdolić
na swoją pustelnię i choćby trzęsąc się z zimna – przez
wrota skalne na oścież – „wybiła moja godzina” – wy-
charczeć od Niekrasowa po Takkrasowszczyków: pos-
połu: drukarka niech razi mnie w oczy jutrzenką papie-
rzysk i gnoju. U innych ludzi w czystości podają chleb
przez chusteczkę. U mnie lądują pod stołem – bawiąc

69

się sobą jak wieczkiem. Powiesz: dojrzało lato, pogod-
ność bankietu jest w cenie. Powiem: nic nie rozumiesz,
gdyż w zimie miałeś: widzenie, jesienią: przeczuwanie,    
swój tomik stwarzałeś wiosną – od ręki na kolanie. Nie
widzisz więc bezpośrednio, choć: trzęsiesz swoją budo-
wą, masz nadal czerep: zlepiony – folią: pęcherzykową.
Lecz spocznij na podokniu – sięgniemy myślami w doli-
nę, a ja ci wytłumaczę: nie jestem Huckiem Finnem, nie
jestem rikszarzem bzu, jestem jego: kowalem, szewcem
i ludwisarzem. Nie jestem jego rikszarzem! Nie – byłem

70

jego rikszarzem! Mogą od tego rabanu dudnić – i ściany
obory, nic mnie nie będzie obchodzić, jestem zmęczony
i chory. Mogą od tego wrzasku rozpadać się cerkwie uni-
tów, nic mnie nie będzie obchodzić – jestem ze stada ba-
nitów. Może na drodze krzykowi stanąć półroczne dziec-
ko, a nic mnie to nie obejdzie – wyrżnie się z przykrą ku-
leczką. Nie jestem z rodziny Sawyerów – nie jestem z ro-
dziny Finnów. Gdy budzę się sam: nad ranem, nie słyszę
wołania jaśminu. Co najwyżej – parsknięcia starej, styra-
nej kłody. To burza nad szklanką wody – szła jeszcze ze

*

szklanki 
wody.

15.08.2018

No comments: