Monday, October 22, 2018

Autodafe 3 (1)



1

Z jakiego to materiału jest sukienka mojej studentki, której
imienia nie pamiętam? Czy wolno mi określać ją: Pasikow-
ską, skoro pisze licencjat, próbując desperacko nazwać: ro-
mantyczny pierwiastek Psów oraz: Psów II. Ostatniej krwi
Pasikowskiego? Oczywiście, że nie. Powinienem dociekać
długo, czy rozmawiam z Sandrą czy Weroniką – nawet jeś-
li UsosWeb nie publikuje w systemie żadnych zdjęć moich
słuchaczek. Jednak tego nie robię. Chciałbym uwierzyć, że
to niezaleczona depresja i stres: kontaktów międzyludzkich
prowadzą do tego, że ich imiona: ulatują mi z pamięci, gdy

2

po raz kolejny – przedstawiają mi się na oczach wszystkich.
Ale czy nie jest to blazowanie? Nienawidzę świata – studen-
ci świat kochają – są jego emisariuszami (młodzi mężczyźni)
lub emanacją (młode kobiety). Stąd nieuczciwa i spłaszczona
opinia o sobie samym, że nienawidzę studentów, gdy – kryję
w rzeczywistości w sobie do świata nienawiść – za: figową
przesłoną humanistycznego zaangażowania. Do świata, nie
do młodości, która jest jego częścią. Lecz przecież są miejsca,
w których się obejmujemy. Karolina lub Oliwia: chcąca pisać
o trzecim sezonie Miasteczka Twin Peaks. Kolejna dysertacja

3

o Wajdzie ciemnowłosej i (dam głowę, że) ciemnouczuciowej
Joanny – chociaż zamiast krążka z Piłatem i innymi wolałbym
widzieć w jej dłoniach kasetę z Trzecią częścią nocy. Pojmują
mnie czy całkiem gasną, gdy specjalnie dla nich skreślam por-
nograficzną zieleń zakładowej tablicy? Wiem – nie potrafiliby
poprawnie zapisać nazwiska „Gilles-Maizani” ani nawet „Bal-
lanche”, zapiszą jednak z łatwością: „Cierpię, jestem chory na
fenyloketonurię, mięso i ser, których nie wolno mi: spożywać,
popijam piwem, które mnie zwala na łóżko, marzę, śnię o was
wszystkich, ale nie czuję posępnej obecności diabła nad sobą”.

4

Z jakiego to typu karnacji wyrasta twarz Lubosza, który pisze
dla mnie psychobiografię późnego Norwida? „Dusza Lubosza
raduje się w Panu”, podśpiewuję, napotykając w jego krótkim
studium sugestię, że Orcio z Nie-Boskiej komedii jest prototy-
pem Johna Keatsa. Nie wiem: jeszcze wtedy jednego: Lubosz
jest liderem stonerrockowego zespołu „Ignu” i – rozdział o os-
tatnich miłościach Norwida stworzy dokładnie tak, jak śpiewa
swój Checkered Room: przepysznie. Być może jestem szczęśli-
wy, mając ich co środa przy sobie. Sandra, Lubosz, Karolina –
zrozumieliby, gdybym na ich oczach wypalił do siebie z pisto-
letu, dlatego wiedzą, że nigdy tego nie zrobię. Nie otworzę sa-

5

li czterdzieści cztery zakrwawiony, nieubrany – rozdygotany.
Nie wejdą do romantycznej gazowni, ale do niewielkiej klaso-
pracowni, w której brak projektora, rzutników, śmierci. Będą
przez dziewięćdziesiąt minut nieśmiertelni, spacerując po hu-
manistycznym Księstwie Warszawskim, spolszczonej – i laic-
kiej, ale przede wszystkim: autorskiej (sic!) wersji Królestwa
Niebieskiego. Best’n’Blessed – zaintonuje Lubosz, czując, że
odnalazł się w końcu we wnętrzu mojego najgorszego tomiku
wierszy, Jonestown z całą resztą seminarium – i że chyba jest
w stanie Jonestown naprawić. Uśmiechnę się: całkowicie bez-

*

krwawo, rozewrę usta: i przechylę
twarz z otamowaną błękitną krwią,
tak jakbym miał mówić „o nieba!”.

22.10.2018

1 comment:

Poetka said...

Świetny utwór Karolku!