Monday, December 17, 2018

Autodafe 3 (6)


Silniejszym niż śmierć

26

Może to nie na miejscu, ale: gdy widzę dokument Wolfganga
Merkela, Ted Hughes silniejszy niż śmierć, myślę – o polskiej
na niego, możliwej odpowiedzi, przykładowo, bo czemu właś-
nie nie on: Tadeusz Olszewski silniejszy niż śmierć, bądź – nie
ona: Aneta Kolańczyk silniejsza niż śmierć. Poezja: życzeniem
dobrego życia, mawiali drzewiej ludzie: mądrzejsi ode mnie o
niebo, lecz do dziś po ich słowach nie wzeszło – ni jedno drze-
wo. Jak to w ogóle możliwe? Co w tej patowej sytuacji gorsze:
pytać o bezproduktywność dobra, czy wykorzystywać peryfra-
zy tak stylowe, jak „silniejszy niż śmierć” – ironicznie? Robię

27

naprawdę wszystko, aby poemat mojego życia nie stał się rejo-
nem frenetycznej, estetycznej zemsty. I po dziś dzień – miałem
nieludzkie szczęście. Bogini przeznaczenia chcąca doręczyć mi
bezdymną broń czarnoprochową – za każdym razem dostawała
okresu, zbliżając się do mnie i zapadała pod ziemię, ażeby skrę-
pować zakłopotanego galernika: krew. Jakiego mnie lubisz naj-
bardziej, Aneto Kolańczyk? Tego, który odchodzi od kompute-
ra, bo musi się nieustannie sprawdzać ciśnieniomierzem czy te-
go, który jest jednocześnie – redaktorem wierszy Czechowicza,
Rumla, Krahelskiej, Łańcuckiego – i zrzucającym ubrania, ano-

28

nimowym komediantem dyskretnie skamerowanym: od pasa w
dół z serwisu Xtube? Wielki mi zaraz dramat, że: w twórczości
nie trafiłem na swoje happy hours. Gorsze jest to, że spotkałem
Was: dwójkę przepięknych terierów czy – nawet – anatolianów
z samego serca europejskiej niszy ekologicznej, będąc psem ra-
sy fanat – ze skazą z rasy schizofren. Czy gdy odejdę, ktoś wy-
tatuuje sobie moją twarz na pośladku oraz spocznie powolutku
w skupieniu: w przepełnionej sali: Waszych prezentacji? Albo
na odwrót, nie bójmy się zmian: czy gdy odejdę, ktoś wytatuu-
je mi Wasze twarze na moich martwych piersiach i siądzie ok-

29

raczkiem na moim puchowym brzuchu, recytując wiersze z In
tenebris i z Owocu tarniny na przemian? Zło to ja – i abym za-
czął mówić, musi zapaść ten zmrok, który nie – zapada, winna
zagasnąć ta gwiazda, która nie – zagasa, spalić się żywcem ten  
człowiek, który się nie narodzi, w tym: oto tu: wszechsamocho-
dzie, który się nigdy nie znajdzie – w żadnej: fabryce, odlewni.
Może to nie na miejscu, ale kiedy widzę dokument Wolfganga
Merkela, Ted Hughes silniejszy niż śmierć, myślę o tym, że mi-
łość do literatury widać w układzie rąk. To balet: jest w nim – i
prawda Antonia Cornazzano – i delikatna,  niewierutna: bzdura
   
30

Machmuda Esambajewa. Sami widzicie, jak dobrą decyzję pod-
jęliście, kochany Tadeuszu, droga Aneto. Nie da się strugać am-
basadorstwa smaku bez kofeiny dyplomacji, a nawet – bądźmy
politycznie niepoprawni – benzoesanu kilku retorycznych i nad-
retorycznych zagrywek. To, co po mnie zostanie (wiem, że sam
jad pustosłowia), nie będzie przedmiotem logoterapii, nie da się
przewędrować Tatr polskiej literatury na potłuczonych tarczach
miejskiego zegara – w brudnych, ceperskich klapkach wełnistej
chcicy, zajeżdżając konie i wywracając bryczki okiem: do dołu.
Człowieczkiem jestem, w przestrzelone serce – sennego jeziora

        

spada rozrusznik, lecz
i tak całkiem powleka
go, ją, ich, ją, go cisza.
               
                                                                     16.12.2018

No comments: