Wednesday, May 1, 2019

Autodafe. Epilog (4)


Nie miała gdzie się umyć – wody ledwo wystarczało dla owiec –
i kiedy odczuwała zbyt wiele tłuszczu na skórze wychodziła tam,
gdzie wieje wiatr, aby wiatr i piasek odświeżyły ją i oczyściły swym

pędem.

A. Płatonow, Takyr, tłum. S. Pollak

2

Dlaczego nie postąpiłem jak Johann Valentin Sonnenschein w 1780 roku,
gdy stworzył Rezurekcję Marii Magdaleny pogrzebanej ze swym Dziecię-
ciem? Dlaczego wybrałem poetykę stosu, a nie: pokrzepiającej obietnicy:
„wszyscy zmartwychwstaniemy” – poetykę prywatnego Zmartwychwsta-
nia? Nic dziwnego, że pisałem Autodafe jak męską Emanuelle i nie posta-
ło mi w głowie, że nawet Emanuelle jest w stanie: sama, chrystofanicznie
powstać z grobu. A jeżeli Emanuelle nie płonie i – nawet grana przez Bar-
barę Herschey (amerykańską Annę Dymną) nie zatraci – ekwiwalentowo,
ekwiwalentologicznie – odpowiadającego sobie, bułhakowowskiego: roz-
miaru? To jednak stanę się polskim Sonnenscheinem – pomimo braku so-

3

nnenscheinowskiego tematu. Bo radość kobiet, które stały się pierwszymi
zwiastunkami wielkanocnej nowiny, może stać się również radością całej
złożonej z miazmatów Emanuelle. To radość o wielkim znaczeniu: jeżeli-
by nie było Mistrza i Małgorzaty, mogłaby stworzyć Mistrza i Emanuelle
w czasie krótszym niż 12 lat (a tyle lat zajęło Bułhakowowi – arcypisanie)
i zamknąć ludobójczą aktywność National Thowheeth Jama’ath, w tym tą
na Sri Lance. Opatrując wrzody wielbłądom poezji polskiej przełomu XX
i XXI wieku, nigdy nie przypuszczałem, że możliwe dzięki radości stanie
się aż doświadczalne gospodarstwo ogrodnicze, niewypaskudzone odcho-
dami chłodnymi jak pies, gwiazda: aż stanie się polskim Sonnenscheinem.

4

Na co mi łzy Symonidesowe, skoro mogłem mieć, i może jeszcze – mogę:
mieć łzy Sonnenscheina. Wodzirej jest jak morska fala, przychodzi – i od-
chodzi, cóż z tego, że mówią niektórzy: bałwan. To samo dotyczy zboczo-
nego wodzireja Autodafe, no chyba że ma za uszami – łzy Sonnenscheina:
to zmienia postać rzeczy i umożliwia przyjmowanie jego zboczeństwa po-
mimo niego, tak jakby rzeczywiście odpowiadał za rezurekcję Marii Mag-
daleny z Dziecięciem. „Piękne jest w Paryżu Notre Dame, / ale tutaj wszę-
dzie blisko nam, / a najbliżej mam do mojej dziewczyny, / którą wybrałem
wśród innych”, śpiewają mężczyźni i kobiety tworzący chór Feliksa Falka:
w jedenastej minucie Wodzireja. Załóżmy, że – chociaż przeminęli: subeg-

5

zyskują, reegzystują, istnieją w tzw. jednoczesności momentów, jak wybit-
nych stu siedemnastu pianistów grających Etiudę rewolucyjną Chopina: w
sto drugim ogniwie trzeciej części Autodafe, Jerozolimie słonecznej – Jero-
zolimie afrykańskiej perdurantystycznego Nairobi, które: nie istnieje. I nie
chodzi tu o to, że – kiedyś, gdzieś, poza czasem – przeprowadzono aborcję
Nairobi, ani że Nairobi nieskutecznie zwiastowano w jakimś przedziwnym
zwiastowaniu anielskim zamierzchłej Afryki. Desubstantywizacja w ogóle,
a więc również desubstantywizacja w aborcji – nie oznacza deontologizacji.
To, że spalisz wszystkie taśmy Wodzireja, Piłata i innych – nie oznacza, że
nie będziesz w stanie wyobrazić sobie Wodzireja z Emanuelle i bez Emanu-

                *

elle.

Mógłbym podpisać się pod myślami
Dżumal dotyczącymi Zarrin-Tadż?

Odsłoniła jej odzież i zobaczyła piersi, podobne do dwóch
ciemnych, nieżywych robaków, które wżarły się w głąb jej
klatki piersiowej – były to resztki sutek mlecznych, które ją

wykarmiły.

A. Płatonow, Takyr, tłum. S. Pollak

####

Wiedziałem, że są soki frazesu. Nie wiedziałem, że nie wolno ich warzyć w
bimber frazesu. Wiedziałem, że już od czasu narodzin w sierpniu 1986 roku
byłem martwy jak kamerton w karkówce: nie przypuszczałem, że karkówka
nigdy nie wypuści kamertonu w żadną obiektywną stronę stylu, a co gorsza:
że nie wypuści kamertonu w stronę Swanna. Mówię szczerze jak nigdy – w:
życiu bym nie pomyślał, że karkówki nie można zabić, ani: wyparować. Od
tego właśnie począwszy, należałoby swobodnie kontynuować – nie domyśli-
łem się, że bój z wiatrakami na Golgocie przybierze: na dramatyzmie, na tra-
gizmie i niesamowitości tak bardzo – gdy okaże się, że krzyż jest także wiat-
rakiem – że nie stanę się polskim Proustem. Powiedzcie mi, proszę, czy zda-

###

rzało się już w tej literaturze, by kandydat na Prousta stawał się lokalną Ema-
nuelle. Wiem, że mówimy dla przykładu „Odojewski to kresowy Proust”, ale
jak wyglądały Waterloo polskich kandydatów na Prousta? Czy były niespoty-
kanie zawstydzające? Czy były dla nich niezwykłym upokorzeniem? Być mo-
że mógłbym wiedzieć, co mnie czeka; jakie ma znaczenie to, co zaczynało się
od nauki rymów męskich, żeńskich z podręcznika Marii Nagajowej: Słowo za
słowem, a kończy depresją narcystyczną przy zimnej tak jak wodospad kawie
idolatrii. Byłbym całkiem niegroźnym złotniczeńkiem, zapluwającym się hek-
sametrem spondiakowym i krwią. Śmiałbym się zupełnym szampanem z tymi,
których zatapiano w doku pływającym aż po samą miazgę: polskiej anhedonii.

##

Mówiłbym sobie: przyjdzie jakiś Miłosz na nowy wiek? Nie przyjdzie – przyj-
dzie Chrystus i nam wszystko wybaczy. Mówiłbym także bez obaw: czy pow-
stanie jakiś Zniewolony umysł na nowy wiek? Nie powstanie. I czy będę Betą
lub Deltą, albo Gammą? Nie będę. Będę literackim Mikołajem Adamczakiem.
Zredukuję całą swoją apercepcyjną duszę do apercepcji Ewangelistów – jeżeli
umysł legitymuje całą swoją transcendentalną jedność apercepcji – Ewangelią,
kto śmie i jak śmie go nazwać – „nierozdziergnionym”? Mi tymczasem wyda-
je się, że suknia Emanuelle jest rozdziergniona: co najmniej od kolan: ku doło-
wi. Przedziwny efekt: półton koktajlowy gdzieś popod półton etniczny; spadł-
szy pod ciężar wiatraka. Ertantete Kunst – mówię ja, co miałem (wrażenie) że

#

Polska jest truizmem w czasie i ustokrotnia się w domyśle, ale Polska jedynie
naczytała się Symonidesa – czytała Symonidesa (uważnie) w noc okupacyjną,
stalinowską, jaruzelską, Bóg wie, jaką jeszcze i nie wie, co czytać za dnia. Wi-
si bezradnie nad Fedonem i wspomina z nostalgią Herlinga, który wykarmił ją
nieokreśloną homoiomerie, pisząc: nawet i tak – „jakaś narratorka postanowiła
pochylić się w pisarskiej zadumie nad łechtaczką. Jej rywalka zakasowała ją li-
teracką przymiarką do minetki. Włosi nauczyli się żyć ostatnio swoimi umarły-
mi pisarzami” i „z braku inwencji i inspiracji prezentują tomy lichutkich nowe-
lek o Dekalogu”. A co z moją homoiomerie? Moja własna homoiomerie jest w
karkówce. Herling by się uśmiechnął: „karkówka jest Twoim stróżem ciemnoś-

                *

ci”. „Moim stróżem z ciem-
ności”. Tak, przytaknąłbym.

18.04-1.05.2019

No comments: