Friday, June 14, 2019

Autodafe. Epilog (8)


glissando na temat nieb języka

3

Dlaczego Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki spoczywa martwy w całunie turyńskim roz-
ciągniętym jak stary ściągacz w zabytkowej kurtce karmanioli? Dlaczego: ani jeden
z nas, wiedząc, że w końcu nadeszło tsunami jego mózgu – znając wyjątkową pracę
jego neuronów dzięki tomom takim, jak Nie dam ci siebie w żadnej postaci – nie po-
myślał o dwugraniastym kapeluszu, tak zwanym pierogu – dla neurastenika? Myślę,
że to nieczułość. Opłakujemy dwudziestoczterolatków, którzy ginęli – roz-bujawszy
roz-puentowaną przyczepę (bezwolni w huraganowym zaskoczeniu spadali z siana),
a brak nam łez symonidejskich dla Dyckiego, który bez wątpienia – był Tsunamistą.
To, że trwa sezon prac polowych, nie oznacza, że możemy poświęcić się wyłącznie
morfogenezie osiedli wiejskich w Polsce. Klient o patronie, sołtys o magnacie – nie

2

ma prawa zapomnieć. Mój Boże, jakie to niezręczne: o Tsunamiście takim, jak Dyc-
ki przypomina Mongoł ufnej nawałnicy, Meteor młodej gołoty – taki, jak ja. Jedyne,
do czego się przyczyniłem, to stworzenie Lichenia wśród poematów (Autodafe) oraz
kościoła Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła – w Jastrzębiu Zdroju (Z domami
ludzi). Gdybym miał wyrecytować septennę, prędzej rozniósłbym siekacze w ogrom-
nym, dysmedialnym elektroblasku, niż recytowałbym postfleks: łuną zaręczynowych
diamentów. Dlaczego Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki leży martwy na bramce dwunas-
tozraszaczowej jak ciężki, bezwładny belbas w zbroi strażnika raju? Gdzie ci, którzy
znają hochdeutsch – jeżeli ja zacznę go nekrologować w plattdeutschu, nie stanie się
nawet arcydziełem bauhausu. Jeżeli zaś zostawię nekrologowanie Tkaczyszyna-Dyc-

1

kiego jakiemuś Pierre’owi Norze lub jakimś francuskim historykom pochodzenia ży-
dowskiego, owszem, może i uchronimy się od „chrypek warcholich”: Nowaczyńskie-
go, ale otrzymamy w zagęszczonym, niewokalnym zastępstwie jakieś sugestywne, ji-
dyszowe lieu de mémoire. Chcę Kochanki Norwida, czytanej wers po wersie metodą
close reading, nie – lieu de mémoire. Po to (wcale niemałym kosztem – nie dokapita-
lizowawszy poematu) wprowadziłem do Autodafe wątki i pseudowątki: wielkanocne,
charyzmatyczne, misteryjne. Co do Eugeniusza i jego spokoju po śmierci – rozprosto-
wałem go, obmacałem mu żebra, rozpaczliwie usiłując zwyciężyć: nad „nokautującą”
go przez całe życie krzywicą, obmacałem mu węzły chłonne, szukając chyba wszyst-
kiego – od nieoczywistej neuralgii po limfadenopatię – opanowany jak prezes legen-

2

darnego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” – na deser – obmacałem mu Serce i
nie wyliniałem jak górski kwiat. Powtarzam raz  jeszcze: to, że trwa sezon prac polo-
wych, nie oznacza, że możemy poświęcić się bez wyjątku morfogenezie osiedli wiej-
kich w Polsce. Z drugiej strony – praca w całunie turyńskim: wymaga czegoś więcej:
niż prostych umiejętności stażysty. Chodzi o „dojrzałość: nieprzytomności”: umiejęt-
ność lunatykowania w starym, znoszonym odzieniu po zabagnionej pomroce. W rze-
czy samej – byłoby dzisiaj o niebo łatwiej, gdyby jakieś 2350 lat temu – Arystoteles
w Poetyce poświęcił oddzielne paragrafy metamodelowaniu literatury – szczególnie:
metamodelowaniu stylistycznych bałaganu i galimatiasu. Robert Frost, Charles Sim-
lic, James Merill – na naszym polskim gruncie Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – byli-

                *

by Janami, Pawłami. Tsu-
nami w Pałacyku Arcybis-
kupim – w Twórczości - -

14.06.2019

2 comments:

złuszczający krem said...

Za dużego zainteresowania to tym blogiem nie ma.Moim zdaniem to na pewno jest bardzo źle nawet na 100 procent.

audio-book.net.pl said...

Świetne!