Wednesday, December 30, 2009

Na powtórne otwarcie getta


Noc przyszła, Abimelku, lecz ją rozstrzelali,
świat spłynął cyrylicą i zrodził się otwór,
jak w klapach marynarek lub w zejściu kotary,
gdy rozrywa materiał twarde bicie kotłów.

Czy można tu, mój mały, ukryć się gdziekolwiek -
- wsunąć się w tył monety lub w kawałek brzozy?
Lub pod rewersem wody nieść płuca jak stągwie
i wierzyć w wybudzenie z najkrwawszej hipnozy?

Podobno można umrzeć nawet w środku życia,
gdy ścigasz się jak z chartem i zaśniesz w bezruchu,
a wszyscy się zbiegają, płaczą nad rozbiciem
kruszywa zmartwiałego z nadmiaru odruchów.

No pomyśl, Abimelku, o małym miasteczku,
wielkością i rozmiarem na ciało skrojonym,
o twoim ciałku, chłopcze, z sercem na ryneczku
w kolczatkę potrzaskanym, bardzo oblężonym.

30.12.2009r.

Saturday, December 26, 2009

Na spalenie klasztoru norbertanek


Dziś jest tu strasznie, matko, czas nieruchomieje,
a w całym naszym domu nie ma już nikogo,
nikt nam nie powiedział, że tracisz nadzieję,
że zakryłaś ciałami pożar pod podłogą.

Ubywa nam pościeli, jest mniej ciepłych nocy,
powoli nas umniejsza śmierć chrystusooka,
na polach za klasztorem, jakby zwid proroczy
kosteczki się z nas sypią po popielnych drogach.

I nie mamy, mateczko, żadnych darów mowy,
uczyłaś nas modlitwy, nie słów okolicznych,
złożyłaś nasze usta w dumny sen zimowy,
zlituje się nad nami Pan Bóg wulkaniczny.

Kiedyś tu powrócimy na chmurach ognistych
i zejdziemy do wioski, by wyrównać krzywdy,
ty też pójdź z nami, matko, i ręką kopisty
na rękawach habitów wyszyj znak oliwny.

26.12.2009r.

Saturday, December 19, 2009

Ugolino: życie


teraz mógłbym chyba
przedstawić ci misterium.
już wiele wiem o pasji,
znam też jej fantomy.

nie chcę grzeszyć pychą,
ale strasznie mi ciebie
brakuje, ten niedosyt
nie pozwala marzyć.

ześlij mi kiedyś anioła.
niech przygniecie twarze
moich małych martwych
na cześć zwiastowania.

jestem samotny, panie.
sieroty nie zostawisz
przy życiu i przy śmierci.
zawsze coś wybierzesz.

to mogło być dla mnie
zbyt dużo – przepraszam.
nie udźwignąłem grotów,
które wkładasz w usta.

jutro rano nad wieżą
wzejdzie słońce.
nie zostawisz nas, ot tak,
bez słowa nieprzymierza.

za mocno nas kochasz.
za twardo mnie kochasz.
panie mój i boże,
nie musisz się martwić,

kiedy zrywasz kwiaty,
chwytając je za kielich.

19.12.2009r.

Thursday, December 10, 2009

Ugolino: śmierć


panie mój i boże,
na tym wygnaniu
muszę zachowywać
pewną elegancję.

nie mogę wołać z emocją:
cóż najlepszego uczyniłeś?
kogo bez zastanowienia
tak marnie żeś wytracił?

pytając o argonautę,
który mógłby mnie uratować,
pytałbym o pustą przestrzeń
lub o lekarza martwych.

i choć łatwo byłoby
pożywić się twoją wiedzą,
proszę cię, nigdy więcej
nie zbliżaj mnie do siebie.

jeszcze jedno. nie waż się
dotykać tych dzieci.
są i będą dla mnie aż po
wgłębienia w nadgarstkach.

moja miłość nie zna
dobrego powodu,
aby zatrzymać czas
na otwartych ustach.

zapewne to już wszystko:
ludzie się z nas śmieją,
więc zerwij wreszcie
ze swojej przyczyny

mnie, skutek
tak długiej wspinaczki.

11-12.12.2009r.

Thursday, December 3, 2009

Apostołowie


uczyli nas jak modlić się z pamięci:
w małych pancerzykach salek katechetycznych
słońce prześwietlało nasze różańce,
kładliśmy je na modlitewnikach
i myśleliśmy sobie, że właśnie tak
będą wyglądać kłębki naszych ciał,
gdy przedwcześnie osiągniemy starość.

nie znaliśmy jeszcze płócien rubensa
ani karakonów modiglianiego
(może poza tymi z księgi kapłańskiej).
społeczeństwo nazywało nas
wydrążoną jaskinią czułości, ale my tylko
chcieliśmy mieć broń na czas gorączki
i armię alchemików na okres epidemii.

inkantacja dobrego pasterza służyła
w dniach smutku i odkształceń,
rota na cześć niepokalanej ratowała
przed pokusą znaną jako niepewność
świętego antoniego. w głębi serca
szkoda tych lat - miasta wchłaniały nas
jak kawałek drzazgi lub światło lasera.

dobry boże odratowali nas w ostatniej chwili.
kiedy wróciłeś na ziemię byliśmy już obmyci:
bez śladów walki składaliśmy ofiarę rybom na piasku.

2.12.2009r.