Sunday, December 5, 2021

Zdrowaś (czyli Pierś Zdrowia)

 


1

 

Syn Żeromskiego śpi w sąsiednim pokoju – rozebrany

do naga przez moje wierne służące. Brama Floriańska

pożądania – stanik religii przenikający ciało literatury,

okazuje się marynarką, spowiedzią skarbnika. „Mary-

narka to obfita bielizna łona” – rzecze Bóg do Aarona

 

Żeromskiego

 

2

 

przez najszerszy „płatek” próżniowej torebki, na żyw-

ność. „Ale ubrania nasze w rzeczy samej są torebkami

na żywność, moda to styl torebki na żywność” – odpo-

wiada Aaron Bogu (Staw Odtwórców rozcieńcza i roz-

prasza Mocz Reżysera). Izraelski wodnik szlachecki z

 

łuku i z

 

3

 

pistoletu (naraz) godzi w moje serce, skręcone ze stra-

chu jak kotka w połogu. „The Lost Pianos of Siberia”,       

podpowiada Aaron, podnosząc się z łóżka z widoczną

erekcją. Złudzenie czy rozpoznanie? „Stanik choroby”

okrywający „pierś zdrowia ludzkiego” czy może (już)

 

 Pierś

 

            *

 

Choroby pokrywająca

sataniki  z ludzkiego

 

            *

 

zdrowia.


Sunday, November 21, 2021

Peer Gynt, Polen

 


Dość powiedzieć – podryw i podmuch jabłoni.

A jeżeli to wybuch – „zboczonego” drzewa na

nietypowo przeciągniętym spojrzeniu? Mętna:

woda funduszu, z którą zmagam się od lat, za-

lewa mój niedofinansowany projekt moratory

 

poets.

 

Dość powiedzieć – podryw i podmuch jabłoni.

A jeżeli to martwy mężczyzna w lustrze, ostry,

lotniczy kontur suchej, pustynnej płci, bądź na  

odwrót: gwoździarka płci w deszczu zalewają-

cym nieodremontowaną plebanię i półdworek:

 

uduchowienia.

 

Dosyć powiedzieć – ryw. Dosyć powiedzieć –

much podjabłoni. Jestem, która jestem – Którą

z administratorek Domu jestem, i czy odpowia-

dam za przełamanie zmowy cenowej? Zmowy:

filozoficznej? Moratory Poets of Gynt. Of that

 

Gynt.

 

18.11.2021

Tuesday, November 16, 2021

Przed nerwową kolacją


1

 

Świeca, która spłonęła na naszych oczach,

spłonęła. Nie dogasła – lampa genetyczna

pod niewycieplonym niebem. Półdzielnia,

ale czy subtelnia. Czytelnia, czy jednak –

 

ogromnia?

 

2

 

Myślę, że – koszt gmachu – pierwszą sub-

telnię, podobnie, jak pierwszą ogromnię –

będę musiał zbudować: sam. Największy

kłopot to wszelako religijne prapodstawy

 

ogromni

 

3?

 

i oczywiście dwa gniewy: dzikość ziemi

i furia fundamentów. Pion subtelni to oś

kreacyjna – Nagietek rosnący na resztce

Szyny Romantycznej. Świecę, która pło-

 

3

 

nęła na naszych oczach, wyniosłem stąd

w martwej marynarce pustoszejącego…  

województwa. Ot, i cała prawda o mnie:

kajzerka mojego warsztatu, zręczność w

 

            *

 

nieruchomych Ustach literatury,

pierwsza spokojna chwila przed

 

nerwową kolacją.

 

14.11.2021

Sunday, November 14, 2021

Spóźnione dofinansowanie świąteczne


a)

 

Dlaczego budzę się, skoro nie zasypiam? Dlaczego

„zwyczajowa” mikrokuleczka ryżu drętwieje w pa-

racetamol przewidywalnych rozwiązań poprawnoś-

ciowych, ale: tylko w ustach tych, których najmuję

do czyszczenia materiału siewnego. Jan Chrzciciel

 

b)

 

teorii mnogości? Futro sekretariatu na przemian z

futrem kościoła na dobrze rozgrzanym ciele mno-

goznawcy, esencja judeochrześcijańskiego permu

(tym okazałem się w najlepszym przypadku, ude-

rzeniem tysiąca Iwaszkiewiczów o ziemię: przed

 

c)

 

otwartą wszechnicą nauk: o niebezpieczeństwie).

Dlaczego budzę się, skoro nie zasypiam? Czy to

już prakarambol impresjonizmu z symbolizmem,

a Debussy wiary uderza (co tchu) w Degasa wie-

dzy? Syzyf Debussy? Degas Hefajstos? „Niezde-

 

            *

 

cydowana” grecka sypialnia

      rzymskiego przekonania,

 

                  *

            *        *

 

do której w przebraniu kołtatamana

          trafia bez trudu Sienkiewicz?

Friday, November 12, 2021

"Opowieści o Apollu"

 


Te trzydzieści pięć tekstów. Trzydzieści

pięć zasadniczych protokołów współbu-

duje bulwar władzy i wpływu, na który

wyprowadzicie po zmroku: swoje zwie-


rzęta. Czołg twórczości. To pierwszy z

pojazdów, który wasze psy, koty napot-

kają na swojej drodze. Pierwszy i ostat-

ni. Czołg twórczości, a właściwie kula


tekstokrążców. Ścisły tekstokrąg zdaje

się przede wszystkim średnicą „sporzą-

dzoną” dla bliskich i znajomych. Z po-

wodzeniem jednak można go: nazwać

 

Kościołem. Może w tej sytuacji podsu-

muję: trzydziestopięciowy Tekstokrąg

pod wezwaniem Nawiedzenia Świętej

Maryi Panny uczynił mnie niekwestio-


nowanym liderem branży. Kongres fu-

turologiczny Lema, a jednak ja przepa-

kowuję „Kongres Kasandr”. Czołg mi-

łości i science fiction, pomimo wszyst-


ko ja sczytuję

„Opowieści o


Apollu”.

10.11.2021

Sunday, November 7, 2021

Romans w klubie filmowym



Outer-Bogdans – Apogeum zjawiska.

Podobnymi apogeami odciskam spląt

splątanej tkaniny od prostego ekrano-

wania skutku do kilkunawowej efekt-

 

ekranizacji.

Pani na Bogdanach w moim mieszka-

niu na Targówku, darliwy żar żandar-

mów. Krzyk z wieży futuroznawczej,

na którego dźwięk przewraca się i ka-

 

mienieje

filozofia analiz. „Mienienie” – piasek

i nasiona mienia mieszane z mlekiem,

zespolone z wodą. Inter-Bogdaneitas.

Staranność i troska. Tomahawk szaty

 

dobrze ułożonej

na oknie – rand-

 

ka.


Saturday, November 6, 2021

Laudacja dla Filipa Matwiejczuka (wyróżnienie 37. Konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny na debiut poetycki)

 

Karol Samsel

 

Prowokacje ewokatora.

W głąb książki Filipa Matwiejczuka, Różaglon

 

Nazwałbym go współczesnym ewokatorem, aczkolwiek (solennie uprzedzam) ażeby właściwie mnie zrozumieć, trzeba by cofnąć się w głąb historii literatury do podstawowych prac Stefana Sawickiego o pojęciu ewokacji poetyckiej. Ograniczę się do najbardziej hasłowych, a także  obiegowych stwierdzeń badacza: „Poezja […] jest sztuką językowej ewokacji”, a więc „wraz z zanikiem sprawności ewokatywnych języka ginie to, co nazywamy poezją”. Idźmy dalej, nie tylko klasyczna progresja stylu, motywów bądź rozwiązań – również „sam proces ustawicznej transgresji podlega ewokacji: uobecnieniu”[1]. Funkcja ewokatywna w tej perspektywie nie jest tylko znaczeniem desygnatów, ale… znaczeniem ich znaczenia. Tzw. funkcja ewokatywna to, inaczej sprawę ujmując, samo serce „wielkiej całości” – poetyckiej sytuacji komunikacyjnej – a w swoich najlepszych tekstach Matwiejczuk potrafi tę funkcję maksymalnie aktualizować. Dowodem i poręczeniem owej kompetencji jest popisowy wiersz Różęglon otwierający, Wiersz złączka ze znakomicie dobranym, bardzo charakterystycznym mottem z Ewangelii Filipa.

A o czym wspomniane tutaj motto traktuje? Najkrócej mówiąc: o tym, że „świat jest zjadaczem trupów”, jednak „nikt z tych, którzy żywią się z [prawdy], nie umrze”. Nie ignorujmy gnostyckiego, a na poły nekrokanibalistycznego skojarzenia, które wzięte z apokryfu niesymbolicznie, mogłoby wprawiać nas w spore zakłopotanie. Chorobliwość tego pseudoewangelicznego cytatu to bowiem dla Matwiejczuka legitymacja dalszych postępowań (transgresji, przeobrażeń) literackich. Niewiele chyba ryzykowałby ten, który orzekłby, że spisana po koptyjsku Peuaggelion pkata Philippos to u polskiego poety (także debiutanta) „rozruch” skatologicznej wyobraźni wkrótce mającej niepodzielnie zapanować na kartach jego książki. Tak rzeczywiście jest. Dokładnie w ten sam sposób, jak niegdyś Dante, a jakiś czas po nim Baudelaire, Matwiejczuk nie bierze jeńców, skrupulatnie formułuje równanie transgresji dla skrojonej dla siebie metafizyki obrzydzenia. To równanie Boskiej komedii i Kwiatów zła – uświadommy to sobie. Ryzykownymi, ale także wstrząsającymi „skatoikonami” wypełniony zostaje wiersz Matwiejczuka Utopia szambonurka – czy wszakże to nie ta sama sprawność ewokatywna, która w swoim czasie charakteryzowała poszukiwania Baudelaire’a, choćby w Padlinie?

 

Istnieją ludzie,

 

Których z jakiegoś powodu jara to, że mogą się zanurzyć

W szambie. Czy to coś takiego, jak droga aghorich, tylko że

Zamiast oklecać się w prochu zmarłych, obtaplują się w

Ekskrementach ku obrzydzeniu i obrzyganiu słabych kleniaków?[2]

 

Właśnie dlatego młody poeta jest urodzonym ewokatorem. Ewokatorem – nie prowokatorem. Jego moc ewokacyjna będzie tu zależna wprost proporcjonalnie od jego więzi intertekstualnej z pierwowzorami. Matwiejczuk nie wskazuje, oczywiście, na istotność tej więzi bezpośrednio, ale wskazuje na Ewangelię Filipa. Nie przyznaje się do tekstów, ale zdradza sympatię (a przynajmniej predylekcję) do światoburczych mitów literatury oraz kultury (zaś Dante, a także Baudelaire to dla XXI-wiecznego debiutanta takie właśnie mity i mitemy). Wprowadzenie wątków koprofilskich to ostateczne wysycenie toposów Dantego i Baudelaire’a. Matwiejczuka „różaglon” to po trosze „polski kwiat zła”, zakwitający w sporym  opóźnieniu w stosunku do tego francuskiego, sprzed półtora wieku. To także (koniecznie bądźmy na to wrażliwi) zapytywanie o piękno: w czasach postestetycznych (oraz postostatecznych). Poniekąd w imieniu autora, zdradza się nieoczekiwanie z tym zaangażowaniem jego czujny komentator, laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Wyrazy uznania, Piotr Janicki. Jego studium znajdą Państwo w drugiej połowie książki Różaglon.

Wydaje się, że nader świadomie Janicki rozczytuje tom Matwiejczuka, powtórnie go zakodowując, a właściwie przekodowując i zakodowując modernistycznie, poprzez odwołania do Rainera Marii Rilkego. Wyszukane skojarzenie Matwiejczuka z Rilkem mimo wszystko może dla nieprzygotowanego czytelnika zabrzmieć uderzająco, tym bardziej, że zostało ono oparte na bardzo gruntownych podobieństwach między jednym a drugim, dotyczących muzyki, a nawet i semantyki wiersza rilkeańskiego. „Strofy pieśni ludowej można […] porównać do [odświętnych] naczyń umieszczonych w wartko bijącym źródle”[3]. To zapisuje Rilke, to samo Janicki cytuje i odważnie odnosi – w skali jeden do jednego – do konkretnego wiersza Matwiejczuka, Serce. Śmiała decyzja, potwierdzająca jednak to, o co sam Matwiejczuka bym podejrzewał. Różaglon to tytuł wieloznaczący, zdradzający flirt dwudziestopięcioletniego artysty z wysokim modernizmem, tytuł naraz rilkeański i baudelaire’owski. A jeżeli Janicki uważa, że Filip Matwiejczuk rozstawia w swoich wierszach „odświętne naczynia” w „wartko bijących źródłach”, to moja praca zostaje chyba wykonana za mnie: powiedziane zostaje zupełnie wszystko. Trudno tu o bardziej obrazowy przykład tego, czym jest ewokacja poetycka, a o tę szło mi od początku. Nikt lepiej aniżeli Rilke nie wytłumaczy w tej chwili natury sprawności ewokacyjnej, a właściwie – ewokacyjnego pietyzmu. Janicki z kolei rozstrzyga już właściwie za mnie, że świadectwo Rilkego lgnie, przylega do praktyki poetyckiej Matwiejczuka perfekcyjnie, niczym… ciało do koszuli. Czy rzeczywiście nic już do mnie nie należy?

Po wskazaniu (a mam nadzieję, że i udowodnieniu), że Matwiejczuk jest – co do rdzenia, co do swojego centrum – poetą wysokomodernistycznym (Dante, Baudelaire, Rilke), chciałbym powrócić jeszcze na chwilę do świetnego Wiersza złączki, od którego zacząłem i przywoływanych już przeze mnie sądów Sawickiego, jakoby „sam proces trangresji podlegał ewokacji”, czyli „uobecnieniu”. Właśnie transgresją, która sama siebie uobecnia w ewokacji (albo ujmując jeszcze inaczej: działaniem poety-ewokatora, który stawia przed sobą lustro), wydaje się Wiersz złączka. Dla mnie samego utwór jawi się przede wszystkim jako wykład metody, która w obrębie uniwersum Matwiejczuka obowiązuje – metody, którą wpierw należałoby przysposobić, a następnie – bezzwłocznie zużytkować. Po to, krótko mówiąc, poeta ewokuje swoją własną transgresję, byśmy potem na jego wyrazistym przykładzie rozumieli jego najbardziej typowe strategie ewokatywne. Ale nie tylko strategie. Także, jeżeli mogę się tak wyrazić, ewokacyjne gry i zagrywki. Nie chodzi tu przecież o zwykłe tricksterstwo czy wielopiętrowy żart z czytelnika. To chyba zdołaliśmy ustalić. Wsłuchajmy się we fragment Wiersza złączki:

 

Jako K. Dick

Napisałbym Valis w tydzień pod wpływem

Amfetaminy, jako Matwiejczuk piję

Maksymalnie trzy piwa, sporadycznie

Palę. Czasem piszę pod wpływem środków

Nasennych. Jedyna ewangelia jest

Apokryfem odnalezionym koło

Nag Hammadi (<3) w jaskini, w złym stanie,

W przekładzie. Matwiejczuk też jest przekładem,

Jest przełożeniem konstrukcji materii

na system dyskursów. Za każdym razem

Byłem nieznaczący. To kompatybilność

Mnie przełożyła na medium „rzeczywistości”[4].

 

*

 

Zawsze, ilekroć analizuję ze studentami Strukturę nowoczesnej liryki Hugo Friedricha, zdumiewa mnie jej olśniewający rozdział o Baudelairze. Kto wie, czy to nie jeden z najważniejszych ustępów współczesnej humanistyki? „Chciałbym, żeby moje ciało było / Maszyną infekującą ludzi nieistnieniem” lub „Nigdy nie zniknę, nigdy nie umrę, / Ale odetchnę wśród ekstaz / Powykrzywianych ciał”[5], tyle wyznaje Matwiejczuk w wierszu o znakomitym tytule nawiązującym do Rzeczy Pereca, Thingies (Zapis nastrojów z czerwca 2019). Dwudziestopięciolatek jest w tym świadectwie bardzo baudelaire’owski i… bardzo staroświecki. Tak jest, ostatni wiersz w tomie Różaglon zdradza konserwatyzm warsztatu Matwiejczuka, w którym wiele z mrocznego moralisty wyjętego rodem z kart Kwiatów zła. Kto jeszcze tego nie spostrzegł dostatecznie, zdecydowanie powinien zapoznać się z Friedrichem. Przypomnijmy jednak najpierw wiersz Utopia szambonurka: „Jeśli bym był ateistą i chciał osiągnąć to, czego / Oni chcą, to zwyczajnie strzeliłbym sobie w łeb, ale jestem agnostykiem, / Więc nie ma tak łatwo”[6]. Jaki jest Bóg Matwiejczuka? Cóż, zdaje mi się, że dokładnie taki, jak Bóg-nie-Bóg Baudelaire’a, tak jak widziałby Baudelaire’a Hugo Friedrich. U Friedricha zaś:

 

O Bogu mowy nie ma. […] Cel wzlotu jest nie tylko odległy, lecz i pusty, jest beztreściową idealnością. Idealność ta jest jedynie biegunem napięcia, przesadnie pożądanym, ale nie odwiedzanym. Pusta idealność jest pochodzenia romantycznego[7].   

 

Również Różęglon dałoby się odczytać w duchu romantycznych transgresji w obrębie pustej idealności. I znów to, co o wyobraźni kreacyjnej Baudelaire’a skłonny był powiedzieć Friedrich, ja skłonny będę orzec w kontekście wyobraźni kreacyjnej Matwiejczuka – z tym wszelako zastrzeżeniem, że nie chcę wykazywać jakiejkolwiek niesamodzielności debiutanta, już na pewno nie jego niewolniczego postępowania po krokach mistrzów. Nie to jest moim celem, a dostrzeżenie ciągłości stylów i motywów swoistego rodzaju, ciągłości pozwalającej na biegłość, a w dalszej perspektywie – już na mistrzostwo nowego typu. Taki jest Matwiejczuk, Matwiejczuk jako kreacja podmiotowa w Różyglonie. Gdy Friedrich mówi o tym, że „wyobraźnia kreacyjna Baudelaire’a dynamizuje złe popędy”, natomiast „w najostrzejszych, najbardziej szokujących jego tematach płonie najsilniej jego »rozżarzona duchowość«”, dodajmy, „»duchowość« odpychająca od siebie wszelką rzeczywistość”[8], badacz Baudelaire’a kreuje rozległy świat oddziaływania, wielowymiarowy obszar – recepcji, opinii, odbioru, inspiracji czy rywalizacji, na którego końcu dopiero znajdziemy… współczesnego nam Filipa Matwiejczuka.

 

 

 



[1] S. Sawicki, O poezji, czyli o przekraczaniu granic, „Ethos. Kwartalnik Instytutu Jana Pawła II KUL” 1997 nr 4 (40), s. 89.

[2] P. Matwiejczuk, Utopia szambonurka, [w:] tegoż, Różaglon, Kraków 2020, s. 46.

[3] Za: P. Janicki, Nuerologia [posłowie], [w:] tamże, s. 65.

[4] Tegoż, Wiersz złączka, tamże, s. 8.

[5] Tegoż, Thingies (Zapis nastrojów z czerwca 2019), tamże, s. 59-60.

[6] Tegoż, Utopia szambonurka, tamże, s. 46.

[7] H. Friedrich, Baudelaire. Pusta idealność, [w:] tegoż, Struktura nowoczesnej liryki. Od połowy XIX do połowy XX wieku, przełożyła i opatrzyła wstępem E. Feliksiak, Warszawa 1978, s. 74.

[8] H. Friedrich, Baudelaire. Wyobraźnia kreacyjna, [w:] tamże, s. 80.


Tuesday, November 2, 2021

Mother of Motto



Jodko. Bielnik smugi świata. Jodko i Senko,

filozofowie języka, ale czy już freskanci lub

refreskanci? Refreskantyjski – freskanteizm.

Zapalenie pęcherza jesieni. Ale już hiperdio-

nizyjskie dno wyściełające naczynie Wielka-

 

nocy.

 

Jodko? Wulkanoc? Gdzie, jak nie na Wólce

Radzymińskiej: bielnik zaciągnięty kinbiele-

cką zasłoną. Jodko, Senko, filozofowie języ-

ka, ale czy już cadykat językowy? Owszem!

Jodko z cadykatu, a Senko – z teatru „Cady-

 

kat”.

 

Teatru pod Wrocławiem. Kominek Strzelca,

w którym płonie ostatnia Halka Łowna: ach,

Jodko, na co Ci to było, Freskantejczyku? A

Tobie? Senko? Pożegnanie Pęcherzy Jesieni,

a wydanie Hoesicka: balon teologów moczy

 

się w powietrzu,

nosi się w ogniu.

 

1.11.2021

Sunday, October 31, 2021

Nienadówka Sourcebook

1

 

Nienadówka Sourcebook. Tafla szkła, ku której

nie potrafię się przecisnąć przez grubą warstwę

kremu do golenia. Festung Australia! – Festung

Africa! Przyzwolenie Wyspiańskiego: nieznany

aerodramat, ku któremu nie potrafię się przebić

przez stojące powietrze oraz wody Wyzwolenia.

 

2

 

„Ależ piękno nie tężeje”. Kontrują mnie wszys-

cy ci, których nie przekonałem na czas do para-

tezy o stężeniach piękna. Z zasolonej, sołoncza-

kowej ziemi wydostają rozrośniętą lilię sojuszu

północnoatlantyckiego, wykrzykując: „Festung

Asia! To cud! Ach… Przecież nie mogłeś mieć

 

3

 

racji”. Odpowiem krótko: Nienadówka Source-

book była dobrym projektem, ideą zdolną ciąg- 

nąć za sobą tłumy. Kameleon jako zwierzę po-

ciągowe? A dlaczego by nie, szczególnie z sali

Moniuszki do sali Bogusławskiego? „Słucham,

nie dosłyszałam” teorii literatury, powracające

 

4

 

w głośnikach kolumnowych-słupach centralne-

go ogrzewania. Tym była Nienadówka czasów

prosperity – 1) Jaskinią platońską, 2) Bieszcza-

dami Bieszców, 3) Biesiadami Biesów. Lniany

dziób szklanych szczypiec podskakiwał na wo-

dzie, niewprawnie domknięty: festung Syberia,

 

            *

 

Sycylia Syberii!

– Wyspiańczyk,

Przyzwolenie

 

                    *

             *           *

 

     Jest czego żałować!

 

31.10.2021


Saturday, October 30, 2021

Wysokość w kłębie uczynku

 

1


Subtelność, dramatyzm, kontrola przebiegu.

Plamkowanie jedynie w granicach ubytku –

jednak czy z całkowitą regeneracją dublażu?

Nie mam pewności. Jestem tylko elegantem


z przedmieścia,


2


żadna jesień niepodobna do drugiej, zwłasz-

cza na tarasie Ministerstwa Wyznań Religij-

nich i Oświecenia Publicznego: Boża twarz,

ale to ja jestem wiwisekcją na motywie, któ-


ry ukształto-


3


wał całą europejską kulturę. Gliniane, niepa-

rametryczne studio najstarszej noweli ludo-

wej rozświetla się przeszywającym światłem

popękanych sztalug Elizabeth Albahaca. Zro-


biłem – co nale-


4?


żało. Papier, kości, języki, dusze „Le Figaro:


*


Littéraire”.