Monday, September 29, 2008
Friday, September 26, 2008
Sen w Kauhajoki
taka duża dziewczynka
prawie pięć litrów a bez imienia
nazwiemy cię tonsi
to znaczy tyle co lepka kula włosów
tonsi gdzie dostałaś
bo wiesz malutka
teraz już nie będziemy się bawić
jesteś sublokatorką
na dodatek nie najlepszą
nosisz bransoletki warkocze
niemowlę na ramieniu
nosisz się z zamiarem
dzień był długi tonsi
jestem zmęczony
działasz na mnie
jak dobry antybiotyk
przed tobą przełęcz
na zachodzie bez zmian
i po co to utrudniasz
pójdę na łatwiznę
między domem sederholma
a aleksanterinkatu
rozebrane kobiety
(mogły być twoimi siostrami)
tańczą właśnie w deszczu
tonsi bez patosu
tylko nie próbuj
umierać mi na rękach
jak jakaś guwernantka
25.09.2008r.
Tuesday, September 23, 2008
Śpiące gejsze
wiedzą jednak że w fukushimie
nie ma i nigdy nie było
miejsca na ziarno światła
nie ma i nigdy nie było
miejsca na ziarno światła
wniesie wodę zagotowaną
z ryżu i trzciny
zostaną obmyte
plecy i pośladki
przyjdź łagodności
wybiel nas w zatoce
przechytrz zwierzęta
szczute na przedmieściach
23.09.2008r.
Thursday, September 18, 2008
Friday, September 12, 2008
Griseldis
tomas czeka z gromnicą w rękawiczce
komunijne zdjęcie będzie miało
kształt kwadratu i kolor przywiązania
w niewielkim zadymionym saloniku
o bardzo krępującej nazwie griseldis
cienie obiektywów kładą się właśnie
jasnym pigmentem na kolanach jego matki
tomasowi wydaje się że nawet berlin
wygląda dziś jak suchy niemiecki
komunikant ojciec podnosi rękę
(tę samą którą odetną w sachsenhausen
i podadzą jednej z wygłodniałych suk)
potrząsa srebrną papierośnicą
z inskrypcją wir lieben uns 1936
i każe patrzeć byle nie
brudnym spojrzeniem
teraz nad brzegiem morza
jeszcze ciepło
prądy wodne mają zapach
płynu do włosów
nakładanego przez aktorki
w toaletach teatru
trwa symetria
i ludzie nie składają ofiar
z mięsa ani z owoców
(za pięć lat
zabije się matka)
kokieteria cekiny
gorzki cynamon
wir lieben uns
12.09.2008r.
Monday, September 8, 2008
Przeźrocza cz. 1
Thursday, September 4, 2008
Marie Rouen
Przyniosę pomarańcze, będzie jak u Prousta,
wyrosną rozchodniki na krawędziach lustra,
ty, Marie, zaś zasłonisz swoim dzieciom oczy,
by nie ujrzały matki marzącej po nocy.
Wpierw z twojego ramienia zdejmę akt nadziei,
suchym szeptem poprosisz, abym się ośmielił,
pogaszę wszystkie lampy, jakby był już wrzesień,
znów okłamię cię, mówiąc: „Jestem Ulissesem”.
Dziś gdy stoisz tu naga, chcąca się przemienić,
trzeba ci wierzyć, Marie, w cierpki smak kamieni,
w piersi gorzkie od potu, w śmierć każdej pamięci,
także w to, że Bóg dobry kiedyś nas zadręczy.
Znów zaczniesz się ubierać, i po co to, Rouen,
znów powrócisz do dzieci, jak męczący sen,
ja usłyszę, że pada, nim skoczę przez okno,
przeczytam rozdział z Prousta, zjem parę winogron.
4.09.2008r.
Subscribe to:
Posts (Atom)