Nie wiem, czy Bartłomiej Majzel, pisząc o
Drzazgach i śmiechu, rzeczywiście miał rację. Nie, nie
liczy się tu „mięso” ani surowa łąka, w której wydeptuje się fragmenty krzyku. Orliński nie tkwi
w beznadziejnym klinczu wyszarpywania słów dla idei przywołania
unikatowej opowieści. Orlińskiemu chodzi o traktat, nie o dygresję. O dynamikę, nie zaś o zmienny urywek. Czy
Drzazgi i śmiech są w stanie w pełni odzwierciedlić jego intencję? Czy królestwo zmiany nadchodzi? Obawiam się, że znów stanąłem u zbiegu odysei, na cudzej ziemi. I nie wiem, naprawdę nie wiem, w którą stronę skierować wzrok…
Królestwo zmiany
No comments:
Post a Comment