chłopcy rodzą się pod wieczór
listopad szemrze w umywalkach
pępowiny schną na słońcu
jak zwinięte pierścionki
matki oddychają głęboko
wylewają herbatę do kołysek
ktoś na zewnątrz krzyczy
pokój ludziom dobrej woli
jestem poruszony
mężczyźni umierają nad ranem
sierpień odrywa im paznokcie
igłą białą jak rozcięty chleb
szyba jest komorą
żony śpią niespokojnie
myślą o dziele spadania
spódnice biją w ściany
płacz taranuje wieżowce
boję się boga
21.10.2007r.
Sunday, October 28, 2007
Lęk
Saturday, October 27, 2007
Set
jerry gra w tenisa
kort wygina jego ramiona
w świecznik którym
za kilka lat zabije ojca
pejzaże nevady
błyszczą diasporą
urwisk i kanionów
nawet mojżesz chciałby
urodzić się w stanach
dziś synaj i hollywood
to dwie połówki jabłka
jerry upada
eli eli lama sabachtani
krzyczy jego biała koszula
napój energetyczny
wylewa się z ustnika butelki
wiatr poci się forehandem
przyniesionym znad atlantyku
gdybym zrobił mu zdjęcie
teraz gdy wściekle zdziera
kurtynę piasku
z amerykańskiej ziemi
pewnie jutro znaleziono by
mnie martwego na jednej
z okolicznych skarp
koniec końców
jak każdy mam śmierć
we krwi
22.10.2006r.
Sunday, October 7, 2007
Feniks
mój drogi henry pamiętam
nasi ojcowie byli blondynami
matki opalizowały od ich ciosów
na słońcu stygły kobiece karki
chciałem zobaczyć zmarłych
wydeptujących nam oddechy
wziąłem margaret do pokoju
dzień był polarną obietnicą
moja droga margaret pamiętam
mężczyźni płaczą raz w życiu
drugi raz na sądzie ostatecznym
czekam na wielkanoc
kogoś zabiją henry
ktoś wstanie z martwych margaret
5.10.2007r.
Subscribe to:
Posts (Atom)