chłopcy rodzą się pod wieczór
listopad szemrze w umywalkach
pępowiny schną na słońcu
jak zwinięte pierścionki
matki oddychają głęboko
wylewają herbatę do kołysek
ktoś na zewnątrz krzyczy
pokój ludziom dobrej woli
jestem poruszony
mężczyźni umierają nad ranem
sierpień odrywa im paznokcie
igłą białą jak rozcięty chleb
szyba jest komorą
żony śpią niespokojnie
myślą o dziele spadania
spódnice biją w ściany
płacz taranuje wieżowce
boję się boga
21.10.2007r.
3 comments:
Lęk
Znów się nie udało
Tuż przed końcem uciekłam
Niestety nie wystarczy
Trzysta sześćdziesiąt pięć razy
Inspiracje:). Ten wiersz jest bardzo ładny (i od razu jeden z moich ulubionych), dziękuję. Pomyśl, Marcyś, nad powolnym wydłużaniem tekstów. Serdecznie, Karol.
Najpierw musiałam skrócić:)
Post a Comment