Sunday, October 28, 2007

Lęk


chłopcy rodzą się pod wieczór
listopad szemrze w umywalkach
pępowiny schną na słońcu
jak zwinięte pierścionki

matki oddychają głęboko
wylewają herbatę do kołysek
ktoś na zewnątrz krzyczy
pokój ludziom dobrej woli

jestem poruszony

mężczyźni umierają nad ranem
sierpień odrywa im paznokcie
igłą białą jak rozcięty chleb
szyba jest komorą

żony śpią niespokojnie
myślą o dziele spadania
spódnice biją w ściany
płacz taranuje wieżowce

boję się boga

21.10.2007r.

3 comments:

Marcyś said...

Lęk

Znów się nie udało
Tuż przed końcem uciekłam

Niestety nie wystarczy
Trzysta sześćdziesiąt pięć razy

Karol Samsel said...

Inspiracje:). Ten wiersz jest bardzo ładny (i od razu jeden z moich ulubionych), dziękuję. Pomyśl, Marcyś, nad powolnym wydłużaniem tekstów. Serdecznie, Karol.

Marcyś said...

Najpierw musiałam skrócić:)