Sonet.
Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK
Oto czas beznadziei, tylko sen łopocze
w prądach rzeki nabrzmiałej jak język Piłata,
zza wzgórza przy katedrze wybiega szarlatan,
z dziwnie czułą tkliwością wypala bzom oczy.
w prądach rzeki nabrzmiałej jak język Piłata,
zza wzgórza przy katedrze wybiega szarlatan,
z dziwnie czułą tkliwością wypala bzom oczy.
Pod prochowcem limuzyn dojrzewa tatarak,
wraz z nim powoli milkną zimne ciała madonn
w szalach z celuloidu, z chustą jak komnatą,
zasłaniającą twarze skrzydłami Ikara.
Tej nocy w kamienicy zamieszkał na piętrze
pewien chłopiec o oczach włóknistych jak całun,
rano przyszedł szaleniec z nożem w kształcie tęczy,
a on był taki ciepły jak takt madrygału,
ramiona splótł w słonecznik złamany naprędce,
potem na środku łóżka - diament, krew i skały.
23.02.2008r.
* Prędkość wiatru.