Sonet.
Z cyklu: RÓWNOLEŻNIK
Chodnik jak naramiennik spustynniło słońce,
teraz żółkną pulsacje, psalm komisariatów
przygasa na krawędziach, już czas na sen katów,
żołnierzy i poetów cichnących przed końcem.
teraz żółkną pulsacje, psalm komisariatów
przygasa na krawędziach, już czas na sen katów,
żołnierzy i poetów cichnących przed końcem.
Spalona głowa miasta, pamiątka postrzyżyn,
krztusi się w mojej czaszce, jestem astmatykiem,
więc cedry płyną w płuca, a Liban z krzyżykiem
zstępuje gdzieś w oskrzela z ośnieżonych wyżyn.
Zatrzymam dwie dziewczynki, będą się mnie bały
i rzucą czar, bym oślepł, uciekną do parku,
a niebo pęknie w środku jak ktoś obolały,
wyleje z siebie zarzut i przeminie warkot,
zostanie wtedy woda, a z ludzi chorały,
archanioł je wyśpiewa tą zwiotczałą wargą.
6-7.02.2008r.
No comments:
Post a Comment