Saturday, January 31, 2009
Volkswagen
jeśli chcesz bym o tym opowiedział
muszę się cofnąć jakieś szesnaście lat
do zabawy w policjantów i złodziei
i do starej kartoteki ogrodu nazwanego
przez nas zaschniętą macierzą podwórza
on miał imię którego się nie wymawiało
ja zaś umiałem wyszarpnąć mu z gardła
niejedną zmarszczkę jego matki
zawsze to na moim podbródku
roztrzaskiwaliśmy fioletowe
jak kule jagód zapalniczki
wszystko ginęło z prądem
zachłanna chłopięca ręka
wciąż udawała volkswagen
nasz ojciec niebieski
schodził wtedy z krzyża
i mrugał na nas
zaciśniętym okiem
31.01.2009r.
Wednesday, January 28, 2009
Rynek w Bergen
Przyjmij wreszcie do wiadomości, że w 1897 rynek w Bergen miał na sobie cień zakrzywionej pieszczoty, a kiedy wchodziłeś od północy na plac pojednania narodów, nie mogłeś nie przeciąć stopami wielkiej oprawy astralnej matki. Jeżeli uzmysłowisz sobie, że Henryk Ibsen właśnie tu pewnego kwietniowego wieczoru kupił kopię doskonałą Maneta i przekroczył wszystkie możliwe linie zrozumienia, zdasz sobie sprawę ze złotej proporcji XIX-wiecznego dramatu.
Skandynawowie dziedziczą własne prawa konsekracji. Chcesz je podważyć, bluźń trojgiem ust.
29.01.2009r.
Saturday, January 10, 2009
List od kusiciela
załóżmy że słowo
które właśnie czytasz
bardzo chciałoby obalić
cesarstwo twoich zmysłów
widzisz je zamierzające się na ciało
które i tak wydłubiesz jak chleb
pragniesz bowiem resztką głosu
przeważyć szalę pięciu zwycięstw
choćby upał w midwich
pomyśl o jądrze sierpnia
i o rzezaniu z jabłek
ostatniej ślepoty środka
proste zmęczenie dźwięków
niewykończony materiał z lipy
słoik wypełniony do jednej trzeciej
miodem ze zgłoski i z synkopy
wszystko jest sprawą
skomplikowania symfonii
zwłaszcza to jak jęczysz
nie patrząc na sukę
którą przed chwilą
wyniosłeś na powietrze
7.01.2009r.
Sunday, January 4, 2009
Opowiem o Rebece
nie może zapomnieć
uciskania gorsetu
ostatnim wiązadłem
aktu nadziei
forte-szkło
piano-welon
gaz-fortissimo
przed pierwszym nadejściem
mogła być wszystkim
choćby i stygmatem
na słodkiej skórze
jasnej marty robin
jej własne miasto
jest ciałem orki
złożonym na śniegu
mokrym od żwiru
najbardziej nierozumną
z pamiątek połogu
igła szarpiąca
koszulę nocną
jak nazwy owadów
z księgi barucha
przywiera pulsem
bardzo elastycznym
do piersi kobiety
o której powiedzieć
że zapłaciła
jest błędem irytacji
pozwólcie że opowiem
wam o rebece
o jej kolejnych ołtarzach
z obrachunków
4.01.2009r.
Subscribe to:
Posts (Atom)