Sunday, May 8, 2011
Monogram
Jestem wreszcie w jego domu. Moi bracia
nazywali go przybytkiem lub królestwem.
Wchodzili srebrnym portykiem. W płaszczach
nieśli dary bogów olimpijskich, jakby
znaki pojednania rzek i pochwała zaklęć
zrosły się w pryzmie śniegu i zrodziły
hostię. Oto Jerozolima – mówili czystą
mową poranków – tak się zmartwychwstaje
do miłości. Z uśmiechem wskazywali aksjomat:
lapidarium z ich niedokończonym imieniem.
Nie mogłem otrząsnąć się z ciszy, która
rosła we mnie jak rozpadlina pełna
zniszczonych obecności. W imię imion,
ratujcie go przed sobą samym – błagałem
w środku królestwa, jakby był we mnie,
a ja w nim od stworzenia świata. Jakbym
znał jego potrzeby, a on był monogramem,
czytanym z łatwością jak kroniki miast.
Mówiłem mu ze strapieniem:
jesteś wymownym, widzę cię jasno.
Światło zakryło mi usta.
Zacząłem krzyczeć:
jesteś niewymownym.
Ciemność wyrwała mi język.
8.05.2011r.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment