Na Twój użytek, Boże
mój i Panie, w wiecznotrwałej wierze,
że wszystko w końcu
powraca do Ciebie, oddaję Tobie ciało, ciało
Gajcego. Pierwsze,
niespożyte. Uczynisz z nim, co zechcesz. Martwym
ilorazem wyniesiesz
jego nogę ze Zwrotnika Raka, a rękę podasz któremuś
z budowniczych domu Koziorożca.
Ten ufny, skośny śmiech klaskający w stopie,
ten kasztan szumiący nad
płomykiem pępka. Niech nigdy nie milkną. Ta zawiązka muszli,
to tworzenie półkuli,
ten wspólny takt członka z dwoma nadgarstkami. Niech nigdy nie milkną.
Hemiola w słońcu.
Niechaj nie milknie. Bóg zstąpił w nasz dom z czaszką pełną kwiatów,
z wymarłym gołębiem.
Puzon od krwi, puzon od ciała. Jesienna sonata, sonata uboga,
wiara-niewiara,
wiosenna ofiara, palen dla cara i palen dla Boga, palen dla
Boga i palen dla cara.
Oddaję Tobie ciało, ciało Gajcego, więc czego
chcesz więcej, czego od
nas, Panie? Dla świateł przetopu, dla
żabiej zagadki, czego
od nas i do dna, za co muszla tak
płodna, co weń dla nas
i przez nas, za co mapa tak
rodna.
23 XII 2013