Tobie, Warszawo, łachmaniarko niebios
ten ciężar, który złamał mniejsze miasta
i sproszkował wsie. Tobie, Teatrze Pow-
szechny, zapalenie sercowego mięśnia,
które zabija aktora, kaleczy reżyserów.
Nie myśl niemądrze, że rzucam na Cie-
bie klątwę. Ja, nadpobudliwy neurotyk
w jednej z sal warszawskiej polonistyki
z semteksem śpiewających kolokwiów.
Tak mnie sobie wyobraziłaś, Warszawo.
Nieprawdaż? Młody Herbert zwiedzają-
cy krainę pieczonych gołąbków z anty-
depresantem w kieszeni spodni. Parzą
się ze sobą parzyści na Chmielnej, pa-
rzyste na Kapitulnej. Buduje się ramię
miasta z gwiezdnej wojny ulicy. Dziś
wieczór szlufka jutra, perełka asynde-
tonu do wypicia na sen. Kobieta czyta
list, dziewczyna śpi przy stole. Talerz
w balowej sukni krąży od wioski do
wioski.
20.06.2016
No comments:
Post a Comment