Wednesday, January 31, 2018

Reboot


Jerzemu Beniaminowi Zimnemu

 1

Spójrz tylko, książka Żeromskiego w krajalnicy.
Zatrzęsienie obrazów, wiatr od morza: sznurecz-
ki napowietrznego bekonu, którym zawijam chu-
de dłonie śledczych. Reboot. Współczesnopolski
wariant legendy o wielkim inkwizytorze. Rzućże

 2

jedynie okiem, bilet na wieczór autorski Eleanor
Catton w koksowniku. Sprostowane zdanie, roz-
winięte, gramatyczne prącie należące do jakiejś
niewidocznej, ponadjęzykowej istoty. Ufny, nie-
seksualny Teatrzyk „Zielona Gęś” gwałcony pa-

3

pierowym Teatrem Kamishibai. Nuże tutaj, raz
i raz, rozpięta koszulka Brygidki Szymborskiej,
dziewczyny wypełnionej szczęściem (Wisława
w tutejszych basenach znaczy „sławiona przez
śmierć”) – poszarpana przez mroczny, niedosu-

4

nięty podajnik. Zerknij, choćby i samym ukrad-
kiem: między dwoma kosami postawionymi na
sztorc, między dwoma parami nożyc dźwignio-
wych wzniesionymi po szpic Krzysztof Kamil
Baczyński, shi tzu całej polskiej poezji XX wie-
ku – ogląda własne pośladki w skorodowanym,

5

pozbawionym poleru i po prostu – nieczystym
lustrze wojny. Spójrz tylko, Sienkiewicz z mło-
tkiem w piersiach: niecałkiem rozwiązywalne,
herbowe równanie serca, światła włączone od
razu na wypadek mgły. Reymont w blenderze,

6<

blender w katedrze, Reymont w katedrze. Oto
i moja odpowiedź na pytanie, gdzie, pisarzu –

 >6

był Bóg.

31.01.2018

Monday, January 29, 2018

Wszystko mnie rani




1

Niech zaśnie schorowany pitbull naszych trosk.
W sugestywnym, noworocznym stylu młodziu-
tki Patryk Vega pisze list do starej, źle przecho-
wywanej tęczy Elizabeth Bishop. Stiuk, stiuk –

2

– klap, klap. Botoksowa zanęta – rozdziawia się
w eksplodujący kolorami wszystkich wszechnic
ukwiał. I cyt, cyt, jak chleb w jajku, chleb w jaj-
ku: mówię swoim wieczorowym studentom o li-

3

stach Vega – Bishop z lat 2007-2016. Cóż, skra-
jam im niezły historycznoliteracki suflet – wiem,
moja nagroda w niebie – uśmiech pełny witamin,
cichy płacz garstki świrów na końcu arcysalonu.

4

Niech zaśnie schorowany pitbull naszych trosk.
Niech odpocznie chuj wetknięty siłą w mrowis-
ko. Tak, chuj. Skazujecie mnie na przerysowa-
nie. Zamiast słonecznej tarczy kulka dzikiego

5

pieprzu. Zamiast dzwoniących karawan tektu-
rowy fortepian z papierowym pedałem-naraz-
samolocikiem. Klawiszowy zwierzak dla wszy-
stkich naszych odrętwień. Relegowani, burżua-

6

zyjni profesorowie tańczą w pobitych drzwiach
letnisk. Patrzę w ich łysiny oparty półdupkiem
o mury będące granicą religii, wiar ludzkich, a-
teizmu. Z rozpadającej się księgi wypada lśnią-

7 ½

cy kadr z filmów Roba Zombiego. Dziekan py-
ta mnie cicho, czy jestem chrystianożercą. Od-
powiadam, że tworzę poprzez chrześcijaństwo

7 ½

wiersze dla postchrześcijan, postchrześcijański
gen trutnia z genu robotnicy (jesienna obniżka,
zimowa przecena) i wszystko mnie rani, agonia.

29.01.2018

Tuesday, January 9, 2018

W sprawie początku



Gdy myślę, ojczyzna, w głowie – dudni mi śmierć.
Przed oczami staje widmo natryskowego opalania
Polaków płomieniami żywego ognia. Cały ja: z la-
kierem najdotkliwszych myśli (we włosach), z że-

lem naturalizmu etycznego – skradzionego którejś
deszczowej nocy z samego dna narodowego kufra
kosmetyków. Zresztą – czy nie tak postrzegaliście
literaturę? Ach, sobie mam równie wiele do zarzu-

cenia. Po pierwsze, kiedy pisałem, przenosiłem się
myślami do literackiego Colorado Springs. Po dru-
gie, tworzenie literatury podziemnej stanowiło dla
mnie nie czarny rynek chleba, lecz – czarny rynek

błyszczyku. Po trzecie, zafascynowany Proustem
i teologią naraz – uznawałem świat za Passé Com-
posé wieczności, siebie zaś za Passé Composé pol-
skiej mowy: ogromne, literackie, napółpowietrzne

gniazdo. Gdy myślę więc, ojczyzna, myślę o sobie    
samym, do czego przywiódł mnie Schelling skute-
czniej niż Heidegger, bo zrobił to wszystko – trze-
wikiem, zwykłym trzewikiem w pierś wbitym, nie

butami van Gogha. Dążę do mistrzostwa w mono-
logu lirycznym – słyszałem dzwony z kościołów,
lecz usłyszałem też dancing w literackim grobow-
cu. Cóż, liść upodobania przerwiesz dwoma pal-

cami, podobnie jak liść lipy, tak jak liść jesionu.
Gdy myślę, ojczyzna, myślę więc „ja” i myślę –
„wyłącznie moja śmierć”: drogeria późnych pro-
jektów „Przerwana Bandamka Życia”. Gatunek-

-strzykawka. Pierwsza z brzegu sonata:
raz użyta – ląduje w mrocznym koszu.

9.01.2018