Przemysławowi
Koniuszemu
56
Raje utracone.
Gdyby jednak do któregoś z nich (resztkami sił)
powrócić, dla
przykładu do Wolkowych: odległych od Ostrołę-
ki jakieś 45
kilometrów. Gdyby wśród żyjących jeszcze w oko-
licach samych
Wolkowych krewnych mojego ojca odbyć długi,
roczny lub
dwuletni staż pracy na roli pod pochyłym niebem a-
kwariowej
równiny. I sprawnie – przykleić do kokpitu ciągnika
fotografię
Tadeusza Łomnickiego tak, by skutecznie wysłaniała
nieprofesjonalny,
lipny najprawdopodobniej – prędkościomierz:
wieczorami
krwawiący od gminnych upałów, zdzielony maksy-
malnym, dziennym
światłem jak klapą bagażnika w głowę, żył-
*
bym godniej.
57
Raje utracone.
Dla mnie Wolkowe to Toskania Mazowsza. Mó-
wić będą: zginął,
zabity w mazowieckiej Toskanii, John Milton
Wolkowych, jak
kazał siebie nazywać. Nie został zabity, umarł
samotnie –
odkłamie sprawę Mirek, ale i odparuje – chcieliśmy
go rozerwać czterema
traktorami na wyszukaną biomasę, jeden
pojazd pod jedną
kończynę, cztery autostopy pracujące w natch-
nieniu. Znaliśmy
bowiem… Autodafe: zgrabnie Mirek skwituje,
strzelając z paluchów
w powietrze, które ustało – niemoje. Tehr-
kotliwie,
tehrkotliwie kilka niepozornych nibydanych do chrztu
i cała teologia
pastoralna kompostownika ma rozerżnąć wymiar
*
o poemat: bur-
czyniemuchy?
58
Jestem
powszechnie lubianą dziś księgarnią kameralną, która ru-
szyła na gruzach
znienawidzonej, dawnej – prawie zamierzchłej:
pralni brudów.
Powtarzam sobie te słowa, kiedy: w Wolkowych
włączam laptop,
a ten jaśnieje egipską Ciemnością wsi, w której
zdobywam
onirodoświadczenie – a nie ognikami ze Złotej Setki
Teatru
Telewizji, która kołysze mnie wieczorami do masturbacji.
Ja wiem, że
nieścieralna guma gąsienic nie zdołała zetrzeć mojej
twarzy do
neuronów wtórnego analfabetyzmu. Wcale nie znaczy
to jednak, że
przekrzyczę swoją wszechstronnością seks Staszka,
schadzki
Zbyszka, aromatyzowaną włóczęgę Ani i Zosi donikąd.
59
Mirek wie o mnie
wiele. Każdy chłopski wyścig zbrojeń należał-
by do niego,
jeżeliby tylko był w spiralnych relacjach – z innymi
mieszkańcami
wsi. Jego ciało recytowane i pisane nocą: domaga
się bezgłośnej,
całodobowej opieki apetytu, erekcji, nawet reduk-
cji niepokojów.
Rozmowa z nim: o wyższości sielanki nad skoto-
paską skończy
się tak samo, jak dialog o przewagach andropauzy
nad menopauzą:
ugniataniem gleby argumentu arcyantonomazją.
Raje utracone. Utracona
dantejsko-miltonowska rozdzielnopłcio-
wość. Może to i
lepiej, że na wyrostku robaczkowym poety żyją-
cego w 2019 roku
zamieszkały skamieniałe ekskrementy zapom-
60
nianych przez
Boga zwierząt, z 1674 roku. – Nieco lepiej z wyp-
różnieniem –
rzecze w Ostatniej taśmie Łomnicki,
którego znam
od lat jako
patrona warunków i sposobów istnienia, korepetytora
od
przeciwdziałań (żyj w lamówce nowoczesności, nie odpływaj
deszczułką
siedemnastowiecznego fulara). W tym tkwi jego Siła,
że Staszek, Zbyszek
i Mirek widzą równocześnie, jak deklamuje
kontradyktorycznie:
amator poderżniętego gardła dopiero w pre-
torianinie
podciętych pośladków – z wierzchu szlaczek, nie kula.
Światło laptopa
ogrzewa ich ludowe twarze blaskiem teatru, któ-
ry nie wstanie
już nigdy z martwych. Apokalipsa szacunku. Sza-
*
ry dzień upraw
zboża przynosi
o zmierzchu pług
szklany – do
upraw z marihuany.
19-22.02.2019