Friday, February 15, 2019

Autodafe 3 (11)


Wojciechowi Zamysłowskiemu

51

Uparty, nieulatniający się w żadnej dogodnej sytuacji gaz prze-
powiedni wypełnia moje ciało od wielu długich miesięcy. Cier-
pię. Wypiwszy herbatę, wypływam w niezgrabnym five o’clock
w bardzo nieeleganckim kutrze sprytnie sprowokowanego okre-
su, ale gaz wciąż – mimo dęcia przez krew – we mnie pozostaje.
Nadaremne wszystkie oryginalne wybiegi, bo: bardzo nielojalny
organizm zachowuje się tak, jakby należał do jebaki, a nie do pi-
sarza. A nie jestem jebaką, mam dłonie poznaczone aż do mięśni
zmarszczkami utensyliów, których całe życie bardzo przytomnie
używałem. Żaden zakrwawiony, gęgający cyklon nie wyskoczył

52

z arki mojej pracy twórczej i żadne osobiste łkanie na noc niepo-
gody nie uczyniłem niczym więcej niż – kwakaniem na szkwale.
Tak bardzo chciałbym, aby Polska stała się Wyspą Wielkanocną
Europy Środkowo-Wschodniej. Wydaje mi się, że zrobiłem wie-
le, ażeby zegzemplifikować w Autodafe zasadę nowej spowiedzi
wielkanocnej, która poniekąd mogłaby nas „przerobić” w kohabi-
tantów i auskultantów jakiegoś ciekawego literackiego Rapa Nui.
Ale liczę się z tym, że jest to tylko forma neomesjanizmu i warto
(póki jeszcze to możliwe) od niej odstąpić, nawet jeżeli polski ro-
mantyzm (w istocie) wcale nie wziął się z brutalnego, „kapralsko-

53

-endemicznego” seksu z ukraińską wróżbitką. Do rzeczy – wodo-
lejco: Kolonia, dom małych pół-metafizycznych pandolegliwości.
Niesympatyczna, włochata mucha dolatuje obrotnie: między dwa
rozpastowane na olej mineralny zwierciadła chrześcijańskiej: wia-
ry i stagnując w stopniowo dotrzymywanym locie – niemieje. Jest
niesamowita – jako „zabobonno-transcendentalna”: naraz. Zgadza
się, konwencjonalna, ale w tym samym czasie – brykająca jak bań-
ka po niedobrowolnie opróżnionym figlarium. Literacka miara nie-
możliwości? Ależ jest – dokładnie na Domkloster 4. Językiem: Bi-
shopowskiego wiersza Pomnik, a więc językiem transcendentalnej

54

jedności apercepcji porozpoznawać 157 metrów rzeczywistej: ani-
my separata. Jeżeli wezmą w łeb: epistemologiczna i ontologiczna
wrażliwość naraz, dialektem – Bishopowskiego wiersza Pomnik, a
więc dialektem uchylonego i zneutralizowanego solipsyzmu, pood-
wikływać tajemnice grobu Alberta Wielkiego, tak aby – w nieudol-
nym, kalkomańskim dramacie opisu – nie stał się aby przypadkiem
garażem. Just in a nutshell, jak powiadają Anglicy – nadszedł czas,
w którym potrzeba wierszy-kongresów, nie pomylonych zdjęć: wy-
konywanych nieprecyzyjnym aparatem mieszkowym. Chcesz Świa-
towego Kongresu Żydów, Panie, czy stękającego, niedyskusyjnego

55

bąbelka, którego pragnąłeś dotychczas? Chcesz biedronki siedmio-
kropki, czy może tym razem czegoś więcej niż – rutynowych maja-
czeń eukarionta? Uparty i nieulatniający się w żadnej, w absolutnie
żadnej dogodnej sytuacji gaz przepowiedni wypełnia moje ciało od
wielu długich miesięcy – tak długich, że stał się już gazem subloka-
torskim całego mojego życia. Nadejdzie dzień, w którym rozleję się
na kawałki jak łza, która zrozumiała, że jest niezwykle potrzebna gi-
nącym żeglarstwu oraz rybołówstwu. Będzie to dzień wielkiej koliz-
ji Drogi Mlecznej i Galaktyki Andromedy. I ludzi łowić będziecie –
powtórzy Jan Paweł II wycieńczony brataniem się z wodą złośliwie

*            

przerzucającą jego rozum
(husserliana i husserliana)
po bizantyjskim, zmiędzy-
gwiazdowym środowisku.

14-15.02.2019

No comments: