Saturday, February 9, 2019

Autodafe 3 (10)



Wiesławowi Rzońcy

46

Neoplatonizm nie jest wiarą w to, że Pawła Adamowicza moż-
na wskrzesić, a Stefana Wilmonta pozbawiać duszy nieśmier-
telnej, wielokrotnie i niepowtarzalnie. Także i neokartezjanizm
nie jest jedynie wiarą w to, że Paweł Adamowicz: ze Stefanem
Wilmontem raz zabici w różnych momentach: już nie powrócą.
Neoplatonizm jest smutkiem – ledwie stosownym, wizytowym
półbutem popryskanym mlekiem, z którego nastolatkowie kpią
(mleko wiąże się w ich głowach z obrazami spermy). Czemu u-
czyniłeś rzeczy późnymi, nie wczesnymi? Czemu przyszedłem
na świat wyrojony od miejsc uświęconych krwią, nie: spermą

47

Polaków? Czemu muszę oglądać spermę Niemców lub Rosjan,
w stosunku zaś do Polaków – kalkulować percepcję tak, by wi-
dzieć wyraźnie w ogromnym, ponadbotanicznym spektrum tor-
turowane i mroczne serce całego narodu. A jeśli inność zaczęła
się w sercu, nie w penisie? – zapytujesz bez ceremonii, a zatem
znów trzeba powtórzyć to samo: czemu robiłeś rzeczy późnymi,
nie wczesnymi, dlaczego robiłeś rzeczy sercami – nie penisami?
Jakże trudno, kto ci powiedział, jakże trudno – z wpływu chmur
izraelskiego egzaminu dojrzałości: przelotną mżawę żydowskie-
go światopoglądu, gdy wszyscy zmęczeni czekali na żydowską

48

noc. Ale kto ci powiedział, że chcę inności serca. Miałem chcieć
inności serca? Przecież przez długie lata wybywałem aż do jądra
w głębokich ciemnościach, aby umieć rzeczowo wskazywać – w
chwilach takich, jak ta: gdzie jest teraz: Paweł Adamowicz? Czy
w miejscu uświęconym krwią filozofów – czy w miejscu poniżo-
nym ich seksem? Zarezerwować wspólne miejsce w długiej staj-
ni u wywidlenia dróg nie znaczy: odnaleźć właściwą odpowiedź,
lecz wpaść w histerię i wynająć szalupę, ujrzawszy przypadkiem
kamieniste dno aporii, o które wszyscy niechybnie pouderzamy.
Czemu uczyniłeś rzeczy późnymi, nie wczesnymi? I cały system

49

emanacyjny Jamblicha, cała jego nieskomplikowana teurgia jest
mi smutkiem – obolałym uwodzeniem studenta twarzą spuchnię-
tą od alergii cierpień i rozczarowania. Poddać swoje ciało z litoś-
ci to jak spierać się o uniwersalia i przyjąwszy: z całkowicie nie-
wiadomych dla antagonistów przyczyn indyferentyzm lub anty-
realizm, usunąć się w cień na zawsze. Nie jestem księgą sikającą
sokami drzew i krzewów, lecz człowiekiem, który zrozumiał, że
nie chce upokarzać innych ludzi. Chcę to wyznać z żalem – płeć
(czy chcę tego, czy nie) jest moim talizmanem: to znaczy, jestem
mężczyzną i chyba bardzo bałbym się wejść powtórnie w światy

50

jako kobieta, dla przykładu Sigrid Gilsberg lub Anke Brunn i być
w 1968 roku w Kolonii, którą pokochałem jako pogubiony polski
mężczyzna. Mogą piszczeć pod nosami „gładkopowieki”, „zalatu-
jący klerkiem”, ale będę trzymał się swojej wrażliwości, własnego
testosteronu. Najwyższy czas, ażeby odnaleźć wyspę i wejrzeć aż
po jej głąb w azonalną roślinność najstarszych pięter świata, nie
łypać białkami oczu w genezyjski czosnek nad potokiem. Bardzo
wiele razy nad ranem, sporadycznie po południu, niemalże nigdy
po zmroku przekładaniec dwóch wielkich mórz: sprawiedliwości
i egoizmu uderza w moją głowę i sprasowuje ją na eratyk nie cał-

*

kiem logicznego alibi. Jakże blis-
kie jest mi (odległe) zawodzenie.

5-9.02.2019

1 comment:

Anonymous said...

Twoje wiersze Karolu uspokajają moją duszę. Pozdrawiam Cię serdecznie.