Friday, June 23, 2017

Autodafe (15)


Sztorm na morzu akcentu. Moja strofa serca
przeciw kłębuszkowemu zapaleniu nerek świata.

66

Jako poeta mam stosunkowo spory przebieg. Jako
aktor – jeszcze mały. Moje wiersze mają stosunko-
wo mały przebieg wśród mieszkańców wsi i miast.
Zaprawdę, to się wkrótce zmieni. Handluj tekstem
otwarcie – tak jakbyś handlował własnym ciałem,
zbył je i rozrzewił, na oczach wszystkich rozrzewił.
Mów o chorobach, które to ciało prześladują, a na-
stępnie płynnie przenoś się do swojego salonu lite-
rackiego. Mów z wielką, magnetyczną szczerością:
ten poemat cierpi na dyzostozę żuchwowo-twarzo-

67

wą. Zespół Treachera-Collinsa (bo jest to inna naz-
wa przywołanego schorzenia) nawiedza Autodafe
nocami. Tu zaś kwestia mojego doświadczenia pi-
sarskiego nie odgrywa najmniejszej choćby i roli.
Liczy się czułość, quasi-macierzyńska opieka. Ja
wiem, że chciałbyś odpocząć – i że ludzki wzrok
odpoczywa, również w wymiarze religijnym, wi-
dząc regularny kształt słowa. Lecz mój poemat
umiera. Jakimś cudem przeżyłem śmierć Boga,
ale nie, nie przeżyję do tego śmierci poematu.

68

Jako poeta mam stosunkowo  spory przebieg. U-
staliło się więc, że wieczorami wpatruję się bez
większego skutku w podkrążone oczy swojego
licznika. Studiuję jego jałowe powieki, odbite
policzki i rozważam wspólnie z nim myśl: czy
razem z nim i ja umieram? A może śmierć mo-
ich rąk i jego rąk, moich pleców i jego pleców,
mojego penisa i jego penisa – to proces boles-
nej adaptacji. Może istnieje gdzieś jakaś aniel-
ska Rzeczpospolita, w której ja i mój poemat

69

w spodniach koloru khaki, w koszulce moro,
w korekcyjno-przyciemniających okularach
wirtualnej rzeczywistości na najgłębiej poło-
żonych piętrach jaskini strachu otumaniamy
i zabijamy swój lęk, porzucamy jego ciało w
zbezczeszczonym jeziorze. „Uwaga, uwaga,
rozbieram się do naga” – podsłuchiwałem si-
wiejącego mężczyznę na wilanowskich ogro-
dach. O, szpak-starzec na polowaniu dowcip-
nym. Heglista ewangelistów, Stefan – Staff

*

Ostatni

70 ½

z żyjących bratanków poety, Leopolda Sta-
ffa. Powtarzam to wszystko tutaj. Nikt mnie
nie skontroluje. Mandat mnie tutaj żaden nie
przeniknie. Chociaż czytelnik mnie zdradza.
Mój czytelnik. Moje beleczkowe słońce i na-
pój przeciwbólowy. Wiem to. Ten wiersz jest
detektywem, którego wynajmuję, by dowieść
jego niewierność. Kości zostały rzucone – w
krzyżowo-żebrowe dno, pod pneumatyczny
sutek i laserową harfę przepaści komunika-

*

cyjnej.

23.06.2017




No comments: