Stefan
Gołębiowski powiada: „ta winda z mroku
się
wychyla”, lecz wcale nie wie, o czym mówi.
11
Poranek
w Krzemowej Dolinie. Ciało Josepha Conrada
podpięte
pod program komputerowy do wskrzeszania lu-
dzi.
Niezdecydowany, zupełnie pogubiony, bawię się je-
go
penisem, jakbym znowu miał czternaście lat i stawał
na
wrotach pewnego szalonego, cielesnego gimnazjum.
Myślałem,
że jestem Kartezjuszem świata poezji. Nic z
tego.
Ale jestem Kromaniończykiem pośród wielu wąs-
konosych
małp – a oznacza to więcej niż kartezjanizm.
Bo
gdy pod białą koszulą Polaka wyrasta czarny stanik
Rosjanina,
widzę prawie wszystko. Bo gdy pod jeansa-
12
mi
Anglika widzę pełne niepokoju, zmartwione i niedo-
pasowane
pończochy Irlandczyka, chwytam rzecz w lot.
Dlatego
zleciłem – gdziekolwiek bądź: na brazylijskim
slumsie,
w koreańskim obozie – zabicie człowieka, aże-
by
jak najszybciej przeszczepić sobie serce. Bo (tak jak
Wy)
nie mam dawcy. Bo nie mam serca Zbigniewa Her-
berta
pod ręką. Bo sam jestem nowym Zbigniewem Her-
bertem.
Jaskółka, która jest chora, na przykład zraniona
albo
pojebana – co jest naturalne: zawraca czym prędzej
ze
swych pokrętnych dróg. Powiecie mi, czemu nie stało
13
się
tak ze mną? Bóg miał inne plany? Chciał z nudów zo-
baczyć,
jak w Polsce pierścionek z mentosem w koronie
toczy
się przez Warszawę, przecina wzdłuż i wszerz rów-
ninę
mazowiecką? Bardzo śmieszne. Niemal tak, jak i to
że
wyznałem miłość aktorstwu, a kiedy ono odrzuciło te
względy,
wyczekawszy cierpliwie, aż się odwróci, zgwał-
ciłem
literaturę. Zgwałciłem na śmierć. Byście wiedzieli:
spolonizowany
do białej kości – zrusyfikowany do białej
czekolady
na śniegu – mógłbym krzyczeć bez końca: ży-
li
prawem Zuckerberga – Facebook o nich głucho milczy.
14
Być
może to sprawia, że stoję w tym momencie nad roze-
branym
do naga ciałem Conrada na chwilę po moim włas-
nym
skoku z „Patny”. Być może to sprawia, że w pustym
obozie
rekolekcyjno-wychowawczym dla młodzieży two-
rzącej
przestaję widzieć różnice między nastolatkami krę-
cącymi
się po własnych pokoikach w okularach wirtualnej
rzeczywistości
na nosach z włączoną grą taką, jak Dante’s
Inferno a Konradem z wyciągniętymi do gry rękami z trze-
ciej
części Dziadów. Cóż, to jedynie mój problem,
tak jak
ja
– jestem problemem dla nich. Bo i jak: mogłaby istnieć
*
mroźna, lecz bezśnieżna
książka o tytule „Zima”
15
z
większością zamazanych całkowicie, bo przepoconych
stronic?
Kostka lodu zwana mazurkiem Dąbrowskiego –
nie
może przecież ot tak przepaść, nawet w jeziorze zwa-
nym jeziorem God Save The
Queen. Cóż, może i trudno
w
to uwierzyć, ale jednak wyrósł na gruncie obojętności
borowik
zauroczenia. Tylko dlatego śmiem określić Con-
rada
swą osobistą Monroe (bo Norwid z Brigitte Bardot).
Rutger
Hauer oraz jego adoptowany przed wiekami syn,
Cliff
Hanger wydobywają wspólną chusteczkę. Ciemna
Cinema. Krystalit od Lema. W starym kinie po kryjomu
*
ocieramy łzy.
9.03.2018
No comments:
Post a Comment