Thursday, December 13, 2018

Autodafe 3 (5)


Paulowi Paulusowi Samselowi,
synowi Conrada Johanna Samsela

21

Że nie bawię się wydłubanym z grzebienia – długim: włosem
własnej matki, nie oznacza, że jestem zdrowy – zamiast Tego
mogłem jej podebrać grzebyk do rzęs. Któż mógłby być pew-
ny tego, że nie wsuwam właśnie jej rzęsy pod slipki – aż cała
skarpetka nasiąka łzami. Że nie jestem w tej chwili: w więzie-
niu o zaostrzonym rygorze, ale na drugim piętrze Pałacu Dzia-
łyńskich w Poznaniu, nie oznacza, że jestem szczęśliwy. Bo i
kto mógłby być pewny tego, że dziś Poznań, a i jutro Poznań:
co jeżeli jutro Sudan Południowy – niewielki ćwierćnamiocik
w Dżubie, w której Peter Gadet odcina mi głowę, wypuszcza-

22

jąc na wolne powietrze przeżarte strachem gumowe kule: He-
ban oraz Jądro ciemności. Że nie masturbuję się w zakładzie,
do którego wchodzą jeden po drugim Moi Studenci, nie ozna-
cza, że jestem seksualnie wyciszony. Kto mógłby z całą pew-
nością orzec, że nie zaspokajam się na: łazienkach pociągów,
zmęczony ornamentyką – tak jakby w drodze na konferencję,
pomiędzy Referatem, człowiekiem a referatem: dopadał mnie
jak atak epilepsji i grom niecierpliwej burzy – atak masturbac-
ji. Że nie, że nie, że nie. Że gdybym miał przy sobie rzęsę Ka-
zimierza Wyki, osiedliłbym ją w swoim pępku: dosłownie na

23

moment przed kolokwium habilitacyjnym, niech: może stwo-
rzy z rzęsą mojej matki – mieszkającą tam od jakiegoś: czasu
– porządek dorycki. Że jeżeliby te słowa odczytała jakimś cu-
dem Marta Wyka, czytałaby je jakimś domem, domem, który
został znieważony – i o to by mnie oskarżała, o Niedające się
pomyśleć, potworne znieważanie pamięci jej ojca. Na nic by-
łyby – Rzecz wyobraźni, Łowy na kryteria, Podróż do krainy
nieprawdopodobieństwa, które wydobyłbym jednym ruchem
z szuflady jak zacinający się, papierowy rewolwer. Spaliłaby
wszystko ogniem zranionego serca: biała bogini – rzygająca

24

żalem w głupi jak but, całe życie głupi jak but: poziomkowy
posążek. Że nie myliłem się nigdy w sprawach literatury, że:
byłem nieomylny, nieważne – utekstowiony albo zdetekstua-
lizowany, nie oznacza, że należy mnie rozebrać i obedrzeć ze
skóry jak skowronka, który wpadł: do gabinetu żywego szefa
przez zbyt cienką ściankę fikcji. Święci Bartłomiej, Wojciech,
Andrzej Bobola, Sebastian, Stanisław – mają zginąć tylko dla-
tego, że wyprzedzili Waszych ślamazarnych Kolumbów i Gu-
liwerów? Przecież to absurd! Odetnijcie nam rękę, ale nie wy-
rywajcie bezmyślnie serca jak Aztekowie! Mądra cywilizacja,

25

cywilizacja interpretacji wpierw wyrywa żądło, potem dekon-
struuje, nie zaś krzyczy rachitycznie i wali się w lniane piersi:
„Spójrzcie, nie wzięłam jeńców! Patrzcie, nie biorę jeńców!”.
Że nie przedawkowałem barbituranów, nie sprowadziłem do
Ostrołęki szaleńca, nie wypaliłem rany na ciele miasta, które
mnie przyjęło jak swego, nie otworzyłem znudzonego ciała u
progu fascynującej krainy zwierząt – przyjmijmy wspólnie tę
grozę – nie oznacza, że jestem zdrowy. Karol Wielki na stałe
Niepewny: czy roczne podsumowanie to zawsze mroczne nie-
wyciągnięcie, niewyciągnięcie, niewyciągnięcie – wniosków.

13.12.2018

No comments: