Silniejszym
niż śmierć
26
Może to nie na
miejscu, ale: gdy widzę dokument Wolfganga
Merkela, Ted Hughes silniejszy niż śmierć, myślę
– o polskiej
na niego,
możliwej odpowiedzi, przykładowo, bo czemu właś-
nie nie on: Tadeusz Olszewski silniejszy niż śmierć, bądź – nie
ona: Aneta Kolańczyk silniejsza niż śmierć.
Poezja: życzeniem
dobrego życia,
mawiali drzewiej ludzie: mądrzejsi ode mnie o
niebo, lecz do
dziś po ich słowach nie wzeszło – ni jedno drze-
wo. Jak to w
ogóle możliwe? Co w tej patowej sytuacji gorsze:
pytać o
bezproduktywność dobra, czy wykorzystywać peryfra-
zy tak stylowe,
jak „silniejszy niż śmierć” – ironicznie? Robię
27
naprawdę
wszystko, aby poemat mojego życia nie stał się rejo-
nem
frenetycznej, estetycznej zemsty. I po dziś dzień – miałem
nieludzkie
szczęście. Bogini przeznaczenia chcąca doręczyć mi
bezdymną broń
czarnoprochową – za każdym razem dostawała
okresu,
zbliżając się do mnie i zapadała pod ziemię, ażeby skrę-
pować
zakłopotanego galernika: krew. Jakiego mnie lubisz naj-
bardziej, Aneto
Kolańczyk? Tego, który odchodzi od kompute-
ra, bo musi się
nieustannie sprawdzać ciśnieniomierzem czy te-
go, który jest
jednocześnie – redaktorem wierszy Czechowicza,
Rumla,
Krahelskiej, Łańcuckiego – i zrzucającym ubrania, ano-
28
nimowym
komediantem dyskretnie skamerowanym: od pasa w
dół z serwisu
Xtube? Wielki mi zaraz dramat, że: w twórczości
nie trafiłem na
swoje happy hours. Gorsze jest to, że spotkałem
Was: dwójkę
przepięknych terierów czy – nawet – anatolianów
z samego serca
europejskiej niszy ekologicznej, będąc psem ra-
sy fanat – ze
skazą z rasy schizofren. Czy gdy odejdę, ktoś wy-
tatuuje sobie
moją twarz na pośladku oraz spocznie powolutku
w skupieniu: w
przepełnionej sali: Waszych prezentacji? Albo
na odwrót, nie
bójmy się zmian: czy gdy odejdę, ktoś wytatuu-
je mi Wasze
twarze na moich martwych piersiach i siądzie ok-
29
raczkiem na moim
puchowym brzuchu, recytując wiersze z In
tenebris
i z Owocu tarniny na przemian? Zło to
ja – i abym za-
czął mówić, musi
zapaść ten zmrok, który nie – zapada, winna
zagasnąć ta
gwiazda, która nie – zagasa, spalić się żywcem ten
człowiek, który
się nie narodzi, w tym: oto tu: wszechsamocho-
dzie, który się
nigdy nie znajdzie – w żadnej: fabryce, odlewni.
Może to nie na
miejscu, ale kiedy widzę dokument Wolfganga
Merkela, Ted Hughes silniejszy niż śmierć, myślę
o tym, że mi-
łość do
literatury widać w układzie rąk. To balet: jest w nim – i
prawda Antonia
Cornazzano – i delikatna, niewierutna:
bzdura
30
Machmuda
Esambajewa. Sami widzicie, jak dobrą decyzję pod-
jęliście,
kochany Tadeuszu, droga Aneto. Nie da się strugać am-
basadorstwa
smaku bez kofeiny dyplomacji, a nawet – bądźmy
politycznie niepoprawni
– benzoesanu kilku retorycznych i nad-
retorycznych zagrywek.
To, co po mnie zostanie (wiem, że sam
jad pustosłowia),
nie będzie przedmiotem logoterapii, nie da się
przewędrować
Tatr polskiej literatury na potłuczonych tarczach
miejskiego zegara
– w brudnych, ceperskich klapkach wełnistej
chcicy,
zajeżdżając konie i wywracając bryczki okiem: do dołu.
Człowieczkiem
jestem, w przestrzelone serce – sennego jeziora
*
spada
rozrusznik, lecz
i tak całkiem
powleka
go, ją, ich, ją,
go cisza.
No comments:
Post a Comment