Saturday, December 8, 2018

Autodafe 3 (4)



Dariuszowi Dziurzyńskiemu
(jako redaktorowi Dormitoriów)

16

To także poemat o krótkotrwałości naszych wszystkich natch-
nień. O tym, iloma językami koszarowymi napisany jest tekst,
którym przywołujesz służbę do siebie. „Na dworze jest w tym
momencie jakieś osiem stopni”, możesz powiedzieć, rozsuwa-
jąc liberię usługującego ci eufemizmu i wypuszczając wytatu-
tuowany, piwiarniany sen o Warszawie na wolność. „Według
kanonów piękna, jakie wyznawać może niewierzący – Dormi-
toria są nieprzekonującym wyzwoleniem – lepsze jest jednak
to niż psychotropki wyzwolenia takie, jak Z domami ludzi lub
Autodafe”. A jenot nurkuje w śniegu pod moim mieszkaniem,

17

prowokując lawinę. Bishop, Bishop, Bishop: całe życie jesteś-
my terroryzowani pochodami olśnień. I naprawdę – nie chwy-
ciłaś jeszcze, o co mi chodzi? O to, Bogno, że literacki Tycjan
XXI wieku moduluje głos tylko tak, ażeby cały czas jodłował.
Słyszę jego jodłowanie nawet, kiedy ostrożnie uprawiam seks:
przy zasłoniętych roletach znaczenia (przez cienką ścianę sty-
lu literackiego słychać jeszcze więcej niż przez ciemne zwier-
ciadło filozofii literatury). Ach – gdyby się nareszcie obudzić
pojedynczym, lecz – skutecznym elektrowstrząsem z mimesis
tak, ażeby zwymiotować gamoniowato połkniętą tabletkę war-

18

sztatu, aby zrozumieć, że twórczość nie jest: ani ekskaliburem,
ani piankowym mieczem świecącym w ciemnościach. Tak jak
Traktat o człowieku Malebranche’a, jest bowiem twórczość w
mojej opinii pewną dalece zaniedbaną zabawką sensoryczną –
– pamiątką konkordatu z łazienką desygnatu. Ktoś tę łazienkę:
wybił, a ktoś: wyposażył i moim zdaniem – niestety nie był to
bóg. Kiedy po raz pierwszy czytałem Malebranche’a – miałem
silne wrażenie, że przesiąkam zapachem toaletowym tej nieza-
pomnianej łazienki, że staje się Krakowskie Przedmieście spo-
rą, ach ba, nawet i monumentalną księgą filozofii nowożytnej.

19

Jednak nie zrozumiałem Malebranche’a na skutek jodłowania
Tycjana, czego Tycjanowi nie podaruję: ani w rzeczywistości,
ani (tym bardziej) w Autodafe. Jeżeli zostanę zmuszony, będę
go prześladować jak pierwszych chrześcijan i jakiś Siemiradz-
ki nowego stulecia sportretuje mnie w rólce Herbertowskiego
oprawcy. Wyśmienicie – niby: wichry namiętności nie czynią
wichrzycielów, a jednak – Samsel jest Samsel, skrótowiec od
„Swanemusel”, nazwiska pruskich kolonizatorów: „lubiących
brak” (swane musit). Od 1600 roku „Samsel” miał oznaczać
stygmatyzowanych językiem, tych, którzy wśród Kurpiów nie


20

cieszą się sympatią. Co zrozumiałe, co sczyni siłą rzeczy cały
ten poemat tekstem o niewzroczności. Oto i dobrze: Autodafe
jako podróż ślepkiem palca po łonie nadróży. Zmartwiony (a
do tego zmęczony u kresu dnia) Darek Dziurzyński podsuwa
mi do równinnej, do niepoprzecinanej, jednak rozkrwawionej
ręki plastikowy nożyk. Chciałby się jeszcze ze mną połudzić,
że na wozie Drzymały, jakim są Dormitoria, zwy:miotowany
przez smutek jak wywinięty stanik człowieka, którym nie jes-
tem, nie polecę na Wenus. I jak mógłbym wtedy sprzeciwiać
się jemu? „Pozwól mi być głosem”? „Chcę słyszeć Malebran-

                *

che’a”? „Pozwól
mi zostać wieżą?”

8.12.2018

No comments: