Dariuszowi
Dziurzyńskiemu
(jako redaktorowi Dormitoriów)
(jako redaktorowi Dormitoriów)
16
To
także poemat o krótkotrwałości naszych wszystkich natch-
nień.
O tym, iloma językami koszarowymi napisany jest tekst,
którym
przywołujesz służbę do siebie. „Na dworze jest w tym
momencie
jakieś osiem stopni”, możesz powiedzieć, rozsuwa-
jąc
liberię usługującego ci eufemizmu i wypuszczając wytatu-
tuowany,
piwiarniany sen o Warszawie na wolność. „Według
kanonów
piękna, jakie wyznawać może niewierzący – Dormi-
toria
są nieprzekonującym wyzwoleniem – lepsze jest jednak
to
niż psychotropki wyzwolenia takie, jak Z
domami ludzi lub
Autodafe”.
A jenot nurkuje w śniegu pod moim mieszkaniem,
17
prowokując
lawinę. Bishop, Bishop, Bishop: całe życie jesteś-
my
terroryzowani pochodami olśnień. I naprawdę – nie chwy-
ciłaś
jeszcze, o co mi chodzi? O to, Bogno, że literacki Tycjan
XXI
wieku moduluje głos tylko tak, ażeby cały czas jodłował.
Słyszę
jego jodłowanie nawet, kiedy ostrożnie uprawiam seks:
przy
zasłoniętych roletach znaczenia (przez cienką ścianę sty-
lu
literackiego słychać jeszcze więcej niż przez ciemne zwier-
ciadło
filozofii literatury). Ach – gdyby się nareszcie obudzić
pojedynczym,
lecz – skutecznym elektrowstrząsem z mimesis
tak,
ażeby zwymiotować gamoniowato połkniętą tabletkę war-
18
sztatu,
aby zrozumieć, że twórczość nie jest: ani ekskaliburem,
ani
piankowym mieczem świecącym w ciemnościach. Tak jak
Traktat o człowieku
Malebranche’a, jest bowiem twórczość w
mojej
opinii pewną dalece zaniedbaną zabawką sensoryczną –
–
pamiątką konkordatu z łazienką desygnatu. Ktoś tę łazienkę:
wybił,
a ktoś: wyposażył i moim zdaniem – niestety nie był to
bóg.
Kiedy po raz pierwszy czytałem Malebranche’a – miałem
silne
wrażenie, że przesiąkam zapachem toaletowym tej nieza-
pomnianej
łazienki, że staje się Krakowskie Przedmieście spo-
rą,
ach ba, nawet i monumentalną księgą filozofii nowożytnej.
19
Jednak
nie zrozumiałem Malebranche’a na skutek jodłowania
Tycjana,
czego Tycjanowi nie podaruję: ani w rzeczywistości,
ani
(tym bardziej) w Autodafe. Jeżeli zostanę
zmuszony, będę
go
prześladować jak pierwszych chrześcijan i jakiś Siemiradz-
ki
nowego stulecia sportretuje mnie w rólce Herbertowskiego
oprawcy.
Wyśmienicie – niby: wichry namiętności nie czynią
wichrzycielów,
a jednak – Samsel jest Samsel, skrótowiec od
„Swanemusel”,
nazwiska pruskich kolonizatorów: „lubiących
brak”
(swane – musit). Od 1600 roku „Samsel” miał oznaczać
stygmatyzowanych
językiem, tych, którzy wśród Kurpiów nie
20
cieszą
się sympatią. Co zrozumiałe, co sczyni siłą rzeczy cały
ten
poemat tekstem o niewzroczności. Oto i dobrze: Autodafe
jako
podróż ślepkiem palca po łonie nadróży. Zmartwiony (a
do
tego zmęczony u kresu dnia) Darek Dziurzyński podsuwa
mi
do równinnej, do niepoprzecinanej, jednak rozkrwawionej
ręki
plastikowy nożyk. Chciałby się jeszcze ze mną połudzić,
że
na wozie Drzymały, jakim są Dormitoria,
zwy:miotowany
przez
smutek jak wywinięty stanik człowieka, którym nie jes-
tem,
nie polecę na Wenus. I jak mógłbym wtedy sprzeciwiać
się
jemu? „Pozwól mi być głosem”? „Chcę słyszeć Malebran-
*
che’a”?
„Pozwól
mi
zostać wieżą?”
8.12.2018
No comments:
Post a Comment