Friday, May 17, 2019

Autodafe. Epilog (5)


W każdym bowiem ogniwie Komedii ludzkiej zdarzenia, fakty i ludzie
robią wrażenie opiłków dopóty bezładnie rozsypanych, dopóki nie zbierze
ich magnes jakiegoś nieoczekiwanego przypadku. I jeżeli prawdą jest, że
Komedia ludzka przypomina rozlewisko po odwilży, prawdą jest również,
że przychodzi chwila, gdy linia horyzontu okazuje się planowo uregulowanym

brzegiem olbrzymiej rzeki.

G. Herling-Grudziński, Realizm kierowany

26

Chciałbym codziennie aż do końca podnosić się z euforycznym poczuciem, że
wstałem do cierpienia w literaturze i że to Eden. Potrafiłbym: sprawnie zapisać
wiersz o bezgrzesznym tytule: Majówka, który byłby kompetentną metaprezen-
tacją Azji Mniejszej świata rzeczywistego. Trafiłbym na Zaolzie poetów – nau-
czał o sowietyzacji przyrody, chleba, cebuli, kawałka cukru, głosił pseudosche-
matyzm i konwiwencjonizm. Chciałbym codziennie, aż do śmierci onanizować
się z radością – aż serafizowałbym jasność (jak nauczał błogosławiony Włodzi-
mierz Bolecki): i sperma sublimowałaby w parę wodną, a para wodna w olejek
leczniczy. Chciałbym codziennie aż do gwałtownej śmierci podnosić się do za-
sadniczych korekt bardzo ważnej dla mnie Konstytucji 4 maja, nazwanej (kilka

25

lat temu) lekceważąco – „konstytucją dzienników pisanych mocą”. Cóż więcej,
przetrwałem recydywę analfabetyzmu, ale to nie uczyniło mnie Proustem – wi-
działem Nagajbaków uprawiających sodomię, jak mam zatem opowiadać o pol-
skiej stronie Guermantes, analizując bezczuły dowłok różowy od jarskiego jad-
ła wyfrontowany w moim kierunku? Moralnie dokuczliwe przeżywanie śmierci
Półtorackiego, Kazaneckiego, Danysza – czy to maź na czystej moralbiosferze?
Czy upuszczony kremogen w makaronowej homo-wszech-mozaice? W przeko-
naniu świętego Łukasza wychodziłem na łąkę za domem, szepcząc – „ciemnoś-
ci, wejdź we mnie” zawsze z tego samego powodu: naczytałem się Erica Alfre-
da Havelocka, zupełnie bezcelowo – i uważałem, że zło odsyła własną markize-

24

tę bezpośrednio w kierunku człowieka. „Wiem, że narastająca degresja stylu w
Autodafe kiedyś mnie zabije” – wyjaśniałem bardzo cierpliwie Ewangeliście –
„zważ jednak, Ewangelisto: absolutyzacja stylu w Autodafe zabiłaby mnie już
dawno, nie serafizuj mnie, proszę. Wiem, że nie jesteś prostodusznym wartog-
łowem, i że >>uczyniwszy z żywych ludzi marionetki grające wyznaczone im
role, nie musiałbyś panować nad nimi jak Andrzejewski w Popiele, diamencie
(a więc jak inspicjent)<<; wiem do tego jako jeden z niewielu, że w Ewangelii
według świętego Łukasza znajduje się (znacznie…) więcej twórczego hazardu
i stwórczego hazardu – niż w Ewangelii według świętego Jana. Nielojalnie, bo
ufnie zdradzę Ci sekret: Jan jest bogiem komparatystów, a Ty jesteś moim Bo-

23

giem, dla Ciebie przygotowuję alembik swojego ciała i swojej wiedzy. Nie se-
rafizuj mnie proszę. Jestem w raju, jestem Majówką w naczyniu i kasza, zwyk-
ła kasza z tłuszczem zaszyta w czapkę, klasyczny mikrofarad walczący z ogłu-
szającą eksplozją ciemności za oknem wystarczą mi za zanętę, bym szedł wol-
niej w porannej zorzy, bym szedł szybciej: w porannej zorzy, bym nie poszedł
w ogóle za poranną zorzą i umarł w domu – jako wybitny ślusarz – całkowitej:
desensualizacji. Risorgimento, Łukaszu, trzeba zawalczyć o Risorgimento, ale
tylko z pomocą tomistów i neotomistów, nie – lumpenmanichejskiego Autoda-
fe i lumpenmanichejczyka – takiego, jak ja. To nie jest piąty akt Mieszczanina
szlachcicem – tu nie stanie się nic, co Risorgimento mogłoby w jakikolwiek e-

22

tyczny sposób zastępować. Nie serafizuj mnie, proszę. Na co mi, pijanemu od
ich krwi, łzy cieniów minionych: myślę o Zaolziu i puchnę niespokojnym, cie-
szyńskim powietrzem, które utrwalę w Majówce za pomocą i penisestów, i de-
leksykalizacji. Nie tłumaczyłem nikomu swoich uczynków – i nie wytłumaczę
nawet w Majówce! I niech Beckett w Polsce śmieje się z Becketta zatrzymane-
go na granicy mojego życia: postaci malarskie i spotniałe, Łukaszu – Mahomet,
Sziwa, Budda, Chrystus – wzywają nas tak do siebie, jakby wymawiały rzeczy-
wistość za pomocą wielkiego mineralogicznego atlasu. To Eden, zwany często
moralbiosferyczną Azją – świata rzeczywistego. To tu Jerzy Stuhr z Wodzireja
wyjaśni Ci, że nigdy nie stanie się Filipem Moszem, Jerzym Stuhrem z Amato-

                *

ra.
ra.
ra.

3.05-14.05.2019

3 comments:

LaczyNasSzminka.pl said...

Za dużo informacji to w tym wątku nie ma.Moim zdaniem to na pewno jest bardzo źle w stu procentach nawet.Tak uważam.

Anonymous said...

Niby dlaczego amebo??? Karol jest bardzo zdolnym poetą. Nie znasz się. ;)

Anonymous said...

Każdy ma prawo mieć własne zdanie i nie trzeba kogoś wyzywać od ameby.