Nie miała gdzie się umyć – wody ledwo wystarczało dla owiec –
i kiedy odczuwała zbyt wiele tłuszczu na skórze wychodziła
tam,
gdzie wieje wiatr, aby wiatr i piasek odświeżyły ją i
oczyściły swym
pędem.
A. Płatonow, Takyr,
tłum. S. Pollak
2
Dlaczego
nie postąpiłem jak Johann Valentin Sonnenschein w 1780 roku,
gdy
stworzył Rezurekcję Marii Magdaleny
pogrzebanej ze swym Dziecię-
ciem? Dlaczego
wybrałem poetykę stosu, a nie: pokrzepiającej obietnicy:
„wszyscy
zmartwychwstaniemy” – poetykę prywatnego Zmartwychwsta-
nia?
Nic dziwnego, że pisałem Autodafe jak
męską Emanuelle i nie posta-
ło
mi w głowie, że nawet Emanuelle jest w stanie: sama, chrystofanicznie
powstać
z grobu. A jeżeli Emanuelle nie płonie i – nawet grana przez Bar-
barę
Herschey (amerykańską Annę Dymną) nie zatraci – ekwiwalentowo,
ekwiwalentologicznie
– odpowiadającego sobie, bułhakowowskiego: roz-
miaru?
To jednak stanę się polskim Sonnenscheinem – pomimo braku so-
3
nnenscheinowskiego
tematu. Bo radość kobiet, które stały się pierwszymi
zwiastunkami
wielkanocnej nowiny, może stać się również radością całej
złożonej
z miazmatów Emanuelle. To radość o wielkim znaczeniu: jeżeli-
by nie
było Mistrza i Małgorzaty, mogłaby
stworzyć Mistrza i Emanuelle
w czasie
krótszym niż 12 lat (a tyle lat zajęło Bułhakowowi – arcypisanie)
i
zamknąć ludobójczą aktywność National Thowheeth Jama’ath, w tym tą
na Sri
Lance. Opatrując wrzody wielbłądom poezji polskiej przełomu XX
i XXI
wieku, nigdy nie przypuszczałem, że możliwe dzięki radości stanie
się aż
doświadczalne gospodarstwo ogrodnicze, niewypaskudzone odcho-
dami
chłodnymi jak pies, gwiazda: aż stanie się polskim Sonnenscheinem.
4
Na co
mi łzy Symonidesowe, skoro mogłem mieć, i może jeszcze – mogę:
mieć łzy
Sonnenscheina. Wodzirej jest jak morska fala, przychodzi – i od-
chodzi,
cóż z tego, że mówią niektórzy: bałwan. To samo dotyczy zboczo-
nego
wodzireja Autodafe, no chyba że ma za
uszami – łzy Sonnenscheina:
to
zmienia postać rzeczy i umożliwia przyjmowanie jego zboczeństwa po-
mimo
niego, tak jakby rzeczywiście odpowiadał za rezurekcję Marii Mag-
daleny
z Dziecięciem. „Piękne jest w Paryżu Notre Dame, / ale tutaj wszę-
dzie
blisko nam, / a najbliżej mam do mojej dziewczyny, / którą wybrałem
wśród
innych”, śpiewają mężczyźni i kobiety tworzący chór Feliksa Falka:
w
jedenastej minucie Wodzireja.
Załóżmy, że – chociaż przeminęli: subeg-
5
zyskują,
reegzystują, istnieją w tzw. jednoczesności momentów, jak wybit-
nych
stu siedemnastu pianistów grających Etiudę
rewolucyjną Chopina: w
sto
drugim ogniwie trzeciej części Autodafe,
Jerozolimie słonecznej – Jero-
zolimie
afrykańskiej perdurantystycznego Nairobi, które: nie istnieje. I nie
chodzi
tu o to, że – kiedyś, gdzieś, poza czasem – przeprowadzono aborcję
Nairobi,
ani że Nairobi nieskutecznie zwiastowano w jakimś przedziwnym
zwiastowaniu
anielskim zamierzchłej Afryki. Desubstantywizacja w ogóle,
a więc
również desubstantywizacja w aborcji – nie oznacza deontologizacji.
To, że
spalisz wszystkie taśmy Wodzireja, Piłata i innych – nie oznacza, że
nie
będziesz w stanie wyobrazić sobie Wodzireja z Emanuelle i bez Emanu-
*
elle.
Mógłbym podpisać się pod myślami
Dżumal dotyczącymi Zarrin-Tadż?
Odsłoniła jej
odzież i zobaczyła piersi, podobne do dwóch
ciemnych, nieżywych
robaków, które wżarły się w głąb jej
klatki piersiowej
– były to resztki sutek mlecznych, które ją
wykarmiły.
A. Płatonow, Takyr,
tłum. S. Pollak
####
Wiedziałem,
że są soki frazesu. Nie wiedziałem, że nie wolno ich warzyć w
bimber
frazesu. Wiedziałem, że już od czasu narodzin w sierpniu 1986 roku
byłem
martwy jak kamerton w karkówce: nie przypuszczałem, że karkówka
nigdy
nie wypuści kamertonu w żadną obiektywną stronę stylu, a co gorsza:
że nie
wypuści kamertonu w stronę Swanna. Mówię szczerze jak nigdy – w:
życiu
bym nie pomyślał, że karkówki nie można zabić, ani: wyparować. Od
tego
właśnie począwszy, należałoby swobodnie kontynuować – nie domyśli-
łem
się, że bój z wiatrakami na Golgocie przybierze: na dramatyzmie, na tra-
gizmie
i niesamowitości tak bardzo – gdy okaże się, że krzyż jest także wiat-
rakiem
– że nie stanę się polskim Proustem. Powiedzcie mi, proszę, czy zda-
###
rzało się
już w tej literaturze, by kandydat na Prousta stawał się lokalną Ema-
nuelle.
Wiem, że mówimy dla przykładu „Odojewski to kresowy Proust”, ale
jak wyglądały
Waterloo polskich kandydatów na Prousta? Czy były niespoty-
kanie
zawstydzające? Czy były dla nich niezwykłym upokorzeniem? Być mo-
że mógłbym
wiedzieć, co mnie czeka; jakie ma znaczenie to, co zaczynało się
od
nauki rymów męskich, żeńskich z podręcznika Marii Nagajowej: Słowo za
słowem, a kończy
depresją narcystyczną przy zimnej tak jak wodospad kawie
idolatrii.
Byłbym całkiem niegroźnym złotniczeńkiem, zapluwającym się hek-
sametrem
spondiakowym i krwią. Śmiałbym się zupełnym szampanem z tymi,
których
zatapiano w doku pływającym aż po samą miazgę: polskiej anhedonii.
##
Mówiłbym
sobie: przyjdzie jakiś Miłosz na nowy wiek? Nie przyjdzie – przyj-
dzie Chrystus
i nam wszystko wybaczy. Mówiłbym także bez obaw: czy pow-
stanie
jakiś Zniewolony umysł na nowy wiek? Nie
powstanie. I czy będę Betą
lub
Deltą, albo Gammą? Nie będę. Będę literackim Mikołajem Adamczakiem.
Zredukuję
całą swoją apercepcyjną duszę do apercepcji Ewangelistów – jeżeli
umysł legitymuje
całą swoją transcendentalną jedność apercepcji – Ewangelią,
kto
śmie i jak śmie go nazwać – „nierozdziergnionym”? Mi tymczasem wyda-
je
się, że suknia Emanuelle jest rozdziergniona: co najmniej od kolan: ku doło-
wi. Przedziwny
efekt: półton koktajlowy gdzieś popod półton etniczny; spadł-
szy
pod ciężar wiatraka. Ertantete Kunst –
mówię ja, co miałem (wrażenie) że
#
Polska
jest truizmem w czasie i ustokrotnia się w domyśle, ale Polska jedynie
naczytała
się Symonidesa – czytała Symonidesa (uważnie) w noc okupacyjną,
stalinowską,
jaruzelską, Bóg wie, jaką jeszcze i nie wie, co czytać za dnia. Wi-
si
bezradnie nad Fedonem i wspomina z
nostalgią Herlinga, który wykarmił ją
nieokreśloną
homoiomerie, pisząc: nawet i tak – „jakaś
narratorka postanowiła
pochylić
się w pisarskiej zadumie nad łechtaczką. Jej rywalka zakasowała ją li-
teracką
przymiarką do minetki. Włosi nauczyli się żyć ostatnio swoimi umarły-
mi
pisarzami” i „z braku inwencji i inspiracji prezentują tomy lichutkich nowe-
lek o
Dekalogu”. A co z moją homoiomerie? Moja
własna homoiomerie jest w
karkówce.
Herling by się uśmiechnął: „karkówka jest Twoim stróżem ciemnoś-
*
ci”. „Moim
stróżem z ciem-
ności”.
Tak, przytaknąłbym.
18.04-1.05.2019
No comments:
Post a Comment