W każdym bowiem ogniwie Komedii
ludzkiej zdarzenia, fakty i ludzie
robią wrażenie opiłków dopóty bezładnie rozsypanych, dopóki
nie zbierze
ich magnes jakiegoś nieoczekiwanego przypadku. I jeżeli
prawdą jest, że
Komedia ludzka przypomina rozlewisko po odwilży,
prawdą jest również,
że przychodzi chwila, gdy linia horyzontu okazuje się planowo
uregulowanym
brzegiem olbrzymiej rzeki.
G. Herling-Grudziński, Realizm
kierowany
26
Chciałbym
codziennie aż do końca podnosić się z euforycznym poczuciem, że
wstałem
do cierpienia w literaturze i że to Eden. Potrafiłbym: sprawnie zapisać
wiersz
o bezgrzesznym tytule: Majówka, który
byłby kompetentną metaprezen-
tacją
Azji Mniejszej świata rzeczywistego. Trafiłbym na Zaolzie poetów – nau-
czał o
sowietyzacji przyrody, chleba, cebuli, kawałka cukru, głosił pseudosche-
matyzm
i konwiwencjonizm. Chciałbym codziennie, aż do śmierci onanizować
się z
radością – aż serafizowałbym jasność (jak nauczał błogosławiony Włodzi-
mierz
Bolecki): i sperma sublimowałaby w parę wodną, a para wodna w olejek
leczniczy.
Chciałbym codziennie aż do gwałtownej śmierci podnosić się do za-
sadniczych
korekt bardzo ważnej dla mnie Konstytucji 4 maja, nazwanej (kilka
25
lat
temu) lekceważąco – „konstytucją dzienników pisanych mocą”. Cóż więcej,
przetrwałem
recydywę analfabetyzmu, ale to nie uczyniło mnie Proustem – wi-
działem
Nagajbaków uprawiających sodomię, jak mam zatem opowiadać o pol-
skiej
stronie Guermantes, analizując bezczuły dowłok różowy od jarskiego jad-
ła
wyfrontowany w moim kierunku? Moralnie dokuczliwe przeżywanie śmierci
Półtorackiego,
Kazaneckiego, Danysza – czy to maź na czystej moralbiosferze?
Czy
upuszczony kremogen w makaronowej homo-wszech-mozaice? W przeko-
naniu
świętego Łukasza wychodziłem na łąkę za domem, szepcząc – „ciemnoś-
ci,
wejdź we mnie” zawsze z tego samego powodu: naczytałem się Erica Alfre-
da
Havelocka, zupełnie bezcelowo – i uważałem, że zło odsyła własną markize-
24
tę
bezpośrednio w kierunku człowieka. „Wiem, że narastająca degresja stylu w
Autodafe kiedyś mnie
zabije” – wyjaśniałem bardzo cierpliwie Ewangeliście –
„zważ
jednak, Ewangelisto: absolutyzacja stylu w Autodafe
zabiłaby mnie już
dawno,
nie serafizuj mnie, proszę. Wiem, że nie jesteś prostodusznym wartog-
łowem,
i że >>uczyniwszy z żywych ludzi marionetki grające wyznaczone im
role,
nie musiałbyś panować nad nimi jak Andrzejewski w Popiele, diamencie
(a
więc jak inspicjent)<<; wiem do tego jako jeden z niewielu, że w
Ewangelii
według
świętego Łukasza znajduje się (znacznie…) więcej twórczego hazardu
i
stwórczego hazardu – niż w Ewangelii według świętego Jana. Nielojalnie, bo
ufnie
zdradzę Ci sekret: Jan jest bogiem komparatystów, a Ty jesteś moim Bo-
23
giem,
dla Ciebie przygotowuję alembik swojego ciała i swojej wiedzy. Nie se-
rafizuj
mnie proszę. Jestem w raju, jestem Majówką
w naczyniu i kasza, zwyk-
ła
kasza z tłuszczem zaszyta w czapkę, klasyczny mikrofarad walczący z ogłu-
szającą
eksplozją ciemności za oknem wystarczą mi za zanętę, bym szedł wol-
niej w
porannej zorzy, bym szedł szybciej: w porannej zorzy, bym nie poszedł
w
ogóle za poranną zorzą i umarł w domu – jako wybitny ślusarz – całkowitej:
desensualizacji.
Risorgimento, Łukaszu, trzeba zawalczyć o Risorgimento, ale
tylko
z pomocą tomistów i neotomistów, nie – lumpenmanichejskiego Autoda-
fe i lumpenmanichejczyka
– takiego, jak ja. To nie jest piąty akt Mieszczanina
szlachcicem – tu
nie stanie się nic, co Risorgimento mogłoby w jakikolwiek e-
22
tyczny
sposób zastępować. Nie serafizuj mnie, proszę. Na co mi, pijanemu od
ich
krwi, łzy cieniów minionych: myślę o Zaolziu i puchnę niespokojnym, cie-
szyńskim
powietrzem, które utrwalę w Majówce
za pomocą i penisestów, i de-
leksykalizacji.
Nie tłumaczyłem nikomu swoich uczynków – i nie wytłumaczę
nawet
w Majówce! I niech Beckett w Polsce
śmieje się z Becketta zatrzymane-
go na
granicy mojego życia: postaci malarskie i spotniałe, Łukaszu – Mahomet,
Sziwa,
Budda, Chrystus – wzywają nas tak do siebie, jakby wymawiały rzeczy-
wistość
za pomocą wielkiego mineralogicznego atlasu. To Eden, zwany często
moralbiosferyczną
Azją – świata rzeczywistego. To tu Jerzy Stuhr z Wodzireja
wyjaśni
Ci, że nigdy nie stanie się Filipem Moszem, Jerzym Stuhrem z Amato-
*
ra.
ra.
3.05-14.05.2019
3 comments:
Za dużo informacji to w tym wątku nie ma.Moim zdaniem to na pewno jest bardzo źle w stu procentach nawet.Tak uważam.
Niby dlaczego amebo??? Karol jest bardzo zdolnym poetą. Nie znasz się. ;)
Każdy ma prawo mieć własne zdanie i nie trzeba kogoś wyzywać od ameby.
Post a Comment