umrę klaudio, a ty zanurzysz mnie
w obłoku. pan mój i bóg mój –
w sztolniach i na promenadzie
ropiejącego nieba. co miałem
ugrać ślepym losem? trefl urny?
czarnofigurowe dzieło eksekiasa?
chleb owinięty w rytm jak
w osypującą się sierść?
a jeśli boginka stylu kierowała
wszystkimi: elektrą, sade’em,
hemingwayem, wojaczkiem,
a dzieło życia pożarły dzieła
świata? niczego nie znalazłem:
umów ani praw. wyprawiono
mnie z listem, ogłuchłem
od eksplozji.
20.07.2012r.
3 comments:
eksplozji wahadłowca?
Tak, Emilko. Wszystko wróciło do początku - chciałem tego, czy nie chciałem.
Jest taka ważna myśl u Karaska: "Przypadek jest być może pseudonimem Boga, kiedy się nie chce spoufalać".
Powrót do początku, ale spójrz wstecz - bagaż doświadczeń, samoświadomości i poszukiwań, który utwierdza w przekonaniu, że droga, którą obrałeś, jest tą prawidłową.
Bóg, jak przypadek - chodzi po ludziach. Dziękuję za tę myśl, Karolu. Zapamiętam na pewno.
Post a Comment