Friday, August 22, 2014

Wieszanie baranka


Bóg jeden wie,
Bóg jeden nie wie,

jak zdziczała,
jak niechodliwa
i jak kapryśna
jest ta perła.

Hodowlana perła
literatury,

dla której strawiłem
zdrowie swoje
i swoich bliskich.

Mówisz: ależ książki,
książki ze świateł,
z których uwalniasz
gadulstwo chleba,
naukę wielowoli,

gdy trzeba ci jedności,
jedności niezawodnej:
żurawia – a nie tekstu,
szekli – nie cytatu,
młodniaka –

– nie fonemu.

Jestem nieudacznikiem
i w łono matki
nieudacznik mnie
wgłębił.

Błoto,
aby nie zaschnąć,
po moich śladach
zawraca.

22.08.2014

Monday, August 18, 2014

Babie lato





Ukończyłem bieg.
Ustrzegłem prawdy znaczenia.
Wiersz jest chodzeniem po ogniu.

Zdanie zieje językiem.
Język zieje od  imion:

zgarbiona Teresa Wełmińska
pali w ogrodzie liście. Jej córka
osącza pierś kaczki w miodzie,
sezamie i winie.

Dzwon sztucznej inteligencji
przechodzi zapachem życia –
– niewietrzejącą perfumą.

Nie osądzaj pisarza.
Ocal go od zła.
Tłum larum jego kości
tępo bijących o podium.

Wybijam w tym wierszu
pawlacz i spędzę w nim
każdy poranek –

– ukończyłem dziś bieg.
Ustrzegłem synergii
znaczenia.

16-18.08.2014

Saturday, August 16, 2014

Franciszek Jerzy Powiertowski



Chansonette

1

Trafiłeś tu zbyt późno, aby go opisać.
Z przestrzelonego serca jego wyobraźni
wysunęła się już gałązka umysłu

2

i jest więcej niż pewne, że oglądasz
silos, silos dawnego ciała – klękającą
powierzchnię skierowaną na przewiert.

3

Tym razem poezja zwlekała. Wywinęła
te wargi, lecz były suchsze od ciszy.
Wyświeciła te sutki, starsze od

4

nieba nad nami. Członek – sięgnęła po
członka – członek okazał się kruchszy
niż życie, które mógł zmówić.

5

Wytłukłem ręce tekstem. Wyrwałem
nim nogi ze stawów. I na co łza sitowiu?
Znalazłem to miejsce po czasie,

6

odkryłem ody, pawany.
Widziałem, jak głupi był kreślarz
i ociężały – kopista. Handryczyły się

7

wersy o kielich, o gadżet miłości.
W wazie dymiącej od cierpień
ufna, kwitnąca zasłona

*

mająca nie dożyć dnia.

Kołobrzeg, 16.08.2014

Saturday, August 9, 2014

Dzieci Kościuszki




Witaj w kościele corridy – na rodeo języka.
Zdejmij z siebie ubranie i zmyj bez wahań
grzyb gwiazdy. Pokój ludziom woli, pokój
polskim dworkom i nazwiskom, pokój
temu, co Koniecpolskie: jaskiniom
mowy, wodom termalnym, polskich
słowojadów gorączce – pokój.
                                                      Pokój

z nimi. Na co Bogu i kosmosowi
nachył podrobionego świata?
Dzieci Kościuszki, wały snów,
barakowozy, krzyżówki piękna:

ja zawsze, Panie, przy Tobie,
zwaliste, krowie wskrzesiwo,
spłonka zimnego liryku,
rzygacz ludzkiej poświaty.

9.08.2014

Sunday, August 3, 2014

Lekcja rzeźby polskiej





Panie, podniosłem z ziemi wiersz, który
odgryzł mi rękę. Przebacz mi głupotę.
Głupotę, w którą zanurzam się –
– aż po rękojeść

i w której się starzeję. Oto jest
śmierć i zmartwychwstanie tekstu.
W lustrze literatury przegląda się
nie wieczność, nie czas,

ale życie: moja spuchnięta głowa
i brudne strąki włosów. Nie ma
innego znoju, innej katorgi:
Pan brokerów, Pan

rzeźby polskiej jest moim
pasterzem i wyrwidębem,
moją męczyduszą
i wierną zrękowiną –

– Pan o skręconym karku:
sine, Boskie Przerwańsko,
które wmarło w tę chatę
i jest w niej widome.

Gliczarów Górny, 2-3.08.2014