Zgwałciłaś…
J. Kochanowski
Na czymś przecież musiały się oprzeć
ich podziw i wzruszenie. Jeżeli nie
sztukę, to isskustwo, ktoś bez cienia
wahania musiał dać im isskustwo.
A ja, Panie, cóż ja? Zgwałciłaś,
niepobożna śmierci, oczy moje.
Rozerwany różaniec, rozładowana
gałąź – zerwany
prastary konkordat
między tekstem a seksem.
Wyładowany wibrator.
Na czymś przecież musiały się oprzeć
ich style i rozmowa. Jeżeli nie epos,
to przynajmniej bylinę, ktoś ponad
wszelką wątpliwość musiał dać im
bylinę. A mnie, Panie, cóż mnie?
Mnie, śmierci, kastrowałaś,
mój tułów w cieniu stawiałaś.
Bazarek erotyku, pochlebstwo
taniej makabry. Jarzębina
w czaszce, jaja słowika
w zaroślach.
No comments:
Post a Comment